Nie mógł wnieść do samolotu cennych skrzypiec. "Powiedziała, że jej to nie interesuje"
Janusz Wawrowski opisał w swoich mediach społecznościowych, co spotkało go podczas podróży samolotem PLL LOT z Wilna do Warszawy. Jak się okazuje, muzykowi nie pozwolono wnieść na pokład maszyny niezwykle cennych skrzypiec. W efekcie Wawrowski nie tylko poniósł sporo niepotrzebnych kosztów, ale wrócił do domu autobusem.
Janusz Wawrowski uważany jest za jednego z najlepszych skrzypków swojego pokolenia. Gra on na skrzypcach Antonio Stradivariego, które wykonano w 1685 roku. Warto podkreślić, że są one wręcz unikatowe i na próżno szukać w naszym kraju drugiego tej klasy instrumentu. Polska zakupiła w 2018 roku je z okazji 100. rocznicy odzyskania niepodległości. Ich jednym użytkownikiem jest Janusz Wawrowski, a na co dzień skrzypce znajdują się w stołecznym Zamku Królewskim. Wartość instrumentu szacowana jest na ok. 5 mln euro.
4 lutego br. muzyk występował w Litewskiej Filharmonii Narodowej, gdzie wraz z Litewską Narodową Orkiestrą Symfoniczną wykonał utwory Grażyny Bacewicz. Niestety, powrót do kraju okazał się wyjątkowo problematyczny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sztuka podróżowania - DS4
Skrzypce warte 5 mln euro miały trafić do luku bagażowego
"Nie pozwolono mi wnieść ze sobą skrzypiec. Obsługa naziemna przedstawiła mi dwie opcje: umieścić instrument w luku bagażowym pod pokładem lub zostać w Wilnie — nie wykazując żadnego zrozumienia dla wartości skrzypiec [...] Nie przyjęto również do informacji mojego tłumaczenia, że od wielu lat podróżuję różnymi liniami lotniczymi ze skrzypcami, a do Wilna przyleciałem tymi samymi liniami" — opisuje Wawrowski i dodaje, że wszystko odbyło się w bardzo nieprzyjemnej atmosferze.
– Na moje tłumaczenie, że to instrument za kilkanaście milionów złotych powiedziała, że jej to nie interesuje. Powiedziałem, że ten instrument w luku bagażowym na pewno ulegnie zniszczeniu, a ona na to, że "zobaczymy" – zrelacjonował dialog z pracownicą LOT-u w rozmowie z Radiem Poznań.
Muzyk do samolotu nie wsiadł, a jeden z pracowników lotniska zasugerował mu, że może kupić bilet na kolejny samolot do Warszawy i za pięć godzin zapytać załogi, czy pozwoli wnieść skrzypce na pokład. "Na pytanie: "Czemu nie można było zapytać poprzedniej załogi o to samo?" kasjer odpowiedział, że poprzedni samolot miał już i tak za dużo sprzedanych biletów (słynny overbooking) oraz że jeden z pasażerów musiał nawet polecieć o innej porze do Warszawy — mi tego nie zaproponowano" — wyjaśnia Wawrowski.
Jak podsumował skrzypek, mimo że za bilet zapłacił ok. 2 tys. zł, to nie mógł go zrealizować i musiał na własny koszt zorganizować sobie powrót do domu. "Spędziłem osiem godzin w autokarze do Warszawy" — czytamy.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
PLL LOT komentują
"W tym konkretnym przypadku mało doświadczony pracownik firmy handlingowej, obsługującej PLL LOT, podjął błędną decyzję na podstawie faktu, że futerał ze skrzypcami nie zmieścił się w tzw. przymiarze bagażowym. Jest nam niezmiernie przykro z powodu zaistniałej sytuacji" — przekazał polski przewoźnik w oświadczeniu przesłanym portalowi fly4free.pl.
Jak dodano, pasażer dostanie zwrot za niewykorzystaną część biletu, a LOT dołoży wszelkich starań, aby tego typu sytuacje nie miały miejsca w przyszłości. Z komunikatu dowiadujemy się również, że polski przewoźnik stale współpracuje z wieloma orkiestrami i filharmoniami i pomaga im w przewozie różnych instrumentów.
Warto podkreślić, że skrzypce zapakowane w futerał nie przekraczały wymiarów bagażu podręcznego — który w przypadku PLL LOT wynoszą 55 x 40 x 23 cm — oraz ważyły mniej niż osiem kilogramów, więc mogły być wniesione przez muzyka do samolotu. Jak czytamy na stronie polskich linii, w przypadku chęci zabrania na pokład większych instrumentów, należy skontaktować się z centrum obsługi klienta i wykupić dodatkowe miejsce.
Źródła: fly4free.pl, PLL LOT, Facebook, Radio Poznań