W PodróżyO ekologii w Sopocie. Marcin Dorociński: "Moja miłość do zwierząt nie zabiera mi miłości do ludzi"

O ekologii w Sopocie. Marcin Dorociński: "Moja miłość do zwierząt nie zabiera mi miłości do ludzi"

Co minutę do oceanów wpada ciężarówka odpadów. Jeśli nic się nie zmieni, w 2050 r. będzie w nich więcej plastiku niż ryb. Czy jest szansa, żeby te największe akweny były czyste i nie trafiały do nich wszelkie butelki, łyżeczki czy woreczki? I co zrobić, żeby chronić planetę? – Ziemia otrząśnie się jak żubr ze śniegu. A człowiek po prostu z niej spadnie – mówi aktor Marcin Dorociński.

O ekologii w Sopocie. Marcin Dorociński: "Moja miłość do zwierząt nie zabiera mi miłości do ludzi"
Źródło zdjęć: © Anna Rezulak / KFP

24.10.2019 | aktual.: 24.10.2019 19:49

"Czyste oceany bez plastiku – wizja czy przyszłość?" – pod takim tytułem odbył się w Sopocie panel dyskusyjny. Wzięli w nim udział Reinhard Schneider, partner zarządzający i właściciel firmy Werner & Mertz, Marcin Dorociński, aktor filmowy i telewizyjny, autor książki "Na ratunek" oraz ambasador WWF. Spotkanie poprowadził Marcin Meller – dziennikarz i prezenter telewizyjny.

Gdy plastik kończy w oceanie, jest już za późno

Reinhard Schneider nieco zaskakująco wcielił się w ambasadora plastiku. I choć brzmi to nieco dziwnie, to biznesmen ten, który został uhonorowany niemiecką nagrodą Ochrony Środowiska 2019, ma pomysł jak sprawić, aby odpady tworzyw sztucznych nie przedostawały się do mórz i oceanów.

Producent marki Frosch jest pionierem, jeśli chodzi o zrównoważoną gospodarkę i wykorzystywanie odpadów w obiegu zamkniętym. Opracował technologię, która polega na wykorzystywaniu opakowań powstałych z recyklatu, czyli granulatu, który powstaje po przetworzeniu zużytych i wyrzuconych opakowań PET.

Firma policzyła, że wykorzystała już 300 mln jednorazowych opakowań. Jest się czym chwalić, ponieważ nie dość, że plastikowe butelki nie powędrowały do oceanów, to jeszcze zaoszczędzono w znacznym stopniu energię, bo przecież na wyprodukowanie nowego opakowania trzeba zużyć nową ropę naftową. Przy produkcji z butelek, które są w obiegu zamkniętym, możemy zużyć znacznie mniej energii.

Plastikiem się zachłysnęliśmy. Nie ma co ukrywać. Podczas debaty prowadzący spotkanie przypominał czasy, gdy szczytem szpanu było epatowanie plastikową torebką, którą można było dostać tylko na rynku czy kolekcjonowanie butelek po piwie. Teraz plastik jest passé. Zresztą nic dziwnego, skoro od lat 50. wyprodukowano 8,3 mld ton plastiku, a światowa roczna produkcja (w latach 1988–2010) wzrosła z 75 mln do 245 mln ton rocznie. Wykorzystaliśmy z tego 9 proc., spaliliśmy 12 proc., a 79 proc. to wciąż odpady, które rozkładają się latami. Torebka – 150 lat, sztućce 400 lat, butelka – 500 lat.

Obraz
© Anna Rezulak / KFP

Reinhard Schneider jednak nie załamuje rąk i widzi szansę na zmniejszenie zalegających śmieci. – Gdy plastik kończy w oceanie, jest już za późno. Trzeba zrobić wszystko, żeby uniknąć przedostawania się plastiku do morza. Idealnym rozwiązaniem jest gospodarka w obiegu zamkniętym, której ważnym elementem jest plastik – tłumaczył właściciel firmy Werner & Mertz.

Obraz
© Frosch

Cykl życia produktu

– Obowiązuje teraz system od kołyski do grobu (from cradle to grave), a powinniśmy postępować tak, aby cykl życia produktu toczył się od kołyski do kołyski (from cradle to cradle), od jednego życia do następnego. Oznacza to, że w takim systemie nie powstają odpady, a jeśli już to w znikomej ilości – tłumaczył Schneider. – Oczywiście takie rozwiązanie jest nieco droższe od tradycyjnej produkcji od kołyski do grobu, ale powinniśmy rozwijać świadomość wśród konsumentów, by względy ekologiczne mieli na uwadze podczas dokonywania codziennych decyzji zakupowych – dodał przedsiębiorca.

Obraz
© Frosch

Schneider tłumaczył, że system od kołyski do grobu to po prostu życie produktu od narodzenia do śmierci, czyli od wyprodukowania do zużycia. – Nie wyrzucajmy plastiku, zachowajmy go w obiegu zamkniętym. Nie mówmy, że to odpad – apelował podczas spotkania. Tłumaczył, że niektóre zamienniki mają jeszcze większy wpływ na środowisko naturalne. Aby bawełniana siatka wielokrotnego użytku spełniła swoje ekologiczne zadanie, musielibyśmy jej użyć 7 100 razy. Ale przecież torbę foliową wykorzystujemy średnio 15 min. Gorzej, że rozkłada się ok. 150 lat.

Obraz
© Frosch

Poszukiwany numer telefonu do Billa Gatesa

W Niemczech stosuje się również inne rozwiązanie. Można na przykład nabyć napoje w butelkach, które można wielokrotnie napełniać. Zostały one wyprodukowane w zamkniętym obiegu. Jednak po 20 myciach i napełnieniach kurczą się i wtedy stają się odpadem poddawanym recyklingowi. Mogą być następnie wykorzystane do produkcji innych opakowań, np. doniczek.

– Czy macie plany, żeby rozszerzyć swoją działalność i technologię tę udostępnić innym producentom? Czy nie myślał pan o zainteresowaniu swoimi rozwiązaniami Billa Gatesa? Jego fundacja prowadzi różne działania – padło pytanie z sali.
– A ma pan do niego numer telefonu? – zażartował właściciel.

Obraz
© Anna Rezulak / KFP

Ziemia otrząśnie się jak żubr ze śniegu

O problemie zbliżającej się katastrofy klimatycznej i konieczności troski o planetę mówił z bardzo osobistej perspektywy drugi gość zaproszony do Sopotu – Marcin Dorociński.

– Moja mama urodziła się w 1942 r., a tata w 1933 r. Moi rodzice są z takiego pokolenia, które nie marnowało jedzenia. I choć czasami dobrobyt kusiłby, żeby kupować więcej, to staram się w sobie pielęgnować takie cechy jak pokorę i skromność – mówił aktor i ambasador WWF.

– Podczas pracy nad książką "Na ratunek" spotkałem mądrych ludzi. Wszyscy mówili mi, że to jest ostatni moment, żeby przejąć się naszą matką planetą. Jeśli dowiemy się więcej na ten temat i staniemy się świadomi, to wówczas możemy stać się w tym cyklu ważnym elementem, a nie tylko przedmiotem, który wyrzuca śmieci do lasu – podkreślił aktor. – Tym bardziej, że jeden z moich rozmówców powiedział mi, że Ziemia otrząśnie się jak żubr ze śniegu, a człowiek po prostu z niej spadnie.

Obraz
© Anna Rezulak / KFP

Podczas spotkania Dorociński ujawnił, że poprzez jego media społecznościowe trafiło do adopcji ponad 100 psów, a on sam ma dwa czworonogi wzięte ze schroniska. A na pytanie prowadzącego, jak my Polacy przyjmujemy mądrzenie się innych – aktor odpowiedział, że unika mentorskiego tonu, nikogo nie poucza i koncentruje się na działaniu.

– W swojej książce jestem łącznikiem pomiędzy ludźmi, którzy mają ogromną wiedzę, a czytelnikami. A ja po prostu działam. Jeżdżę do schronisk, ponieważ tego typu miejsca powinny być puste, a psy czy koty powinny być wśród ludzi. Uważam, że moja miłość do zwierząt nie zabiera mi miłości do ludzi. Kocham ludzi, uwielbiam się z nimi spotykać, a to, że kocham braci mniejszych, tylko umacnia moją miłość do drugiego człowieka. I dlatego chodzę do przedszkoli i do szpitali. I kiedy patrzę na wolontariuszy, którzy z własnej woli odwiedzają ciężko chore dzieci, to są to dla mnie prawdziwi bohaterowie. Podczas tych spotkań, oprócz opowiadania o aktorstwie, zawsze wspominam o pomaganiu słabszym. Tłumaczę, że są ludzie, którzy angażują się w takie działania nie dla sławy, tylko dlatego, że tak dyktuje im serce i że tak zostali wychowani – mówił aktor.

Obraz
© Anna Rezulak / KFP

Dorociński opowiadał, jak wiele zawdzięcza współpracy z WWF Polska. Dzięki niej zyskał ogromną wiedzę na temat liczebności czy zachowań rysiów w Polsce. Zrozumiał, dlaczego przecinając lasy drogami niszczymy dom wilków, ponieważ zwierzęta te muszą przejść codziennie 250-300 km. Dotarło do niego również, że rocznie ponad 20 tys. gatunków zwierząt ginie bezpowrotnie. A to oznacza, że w ciągu ostatnich 40 lat wymarło ponad 50 proc. gatunków.

Obraz
© Anna Rezulak / KFP

– Nie jestem od mądrzenia. Uświadamiam przede wszystkim siebie. A gdy jeżdżę po kraju, to słyszę: "rób to dalej chłopie", więc robię.

Jednostka czy biznes

Na pytanie z sali, kto jest odpowiedzialny za kryzys klimatyczny? Czy jednostki czy biznes? Schneider odparł, że jest to bardzo trudne pytanie i skomplikowany problem. W jego ocenie biznes powinien wskazywać konsumentom alternatywy. Jeśli będą posiadać odpowiednią wiedzę, będą mogli ją wykorzystać w wartościowy sposób.

– Nie ma co się oskarżać, kto jest bardziej odpowiedzialny za kryzys klimatyczny, tylko powinniśmy wszyscy zacząć sprzątać – odparł Dorociński.

Można się zastanawiać, dlaczego inne koncerny nie wprowadzają opakowań produkowanych z recyklatu. Powód jest jasny. Cena. Koszt takiej butelki jest wyższy od 3 do 5 eurocentów od tej powstałej w tradycyjny sposób. Gdyby inni producenci wdrożyli taką technologię w swoich zakładach, cena mogłaby spaść z powodu większej skali działalności. Recyklat bowiem nie należy do najtańszych. Większe zapotrzebowanie na granulat mogłoby znacznie wpłynąć na obniżenie ceny za jedną butelkę.

Obraz
© Anna Rezulak / KFP

Kto ma rację. Zgniatać czy nie?

– A czy przed wyrzuceniem butelki do żółtego pojemnika powinniśmy ją zgnieść i zakręcić? Podzieliłem się kiedyś tą mądrością w radiu i dostałem mnóstwo e-maili. Ponoć zgniatanie sprawia, że butelka ta nie będzie nadawać się do recyklingu. Czy to prawda? – dopytywał prowadzący.

– To zależy. Jeżeli jest to butelka służąca do wielokrotnego napełniania, a jest ich niewiele w Polsce, to nie powinniśmy tego robić, a jeszcze będziemy mogli się skaleczyć. Większość to butelki jednorazowe. I te trzeba zgniatać, bo jeśli będą miały mniejszą objętość, to tym większą energię zaoszczędzimy w transporcie – mówił prezes.

Co więc możemy robić, żeby chronić naszą planetę? Jeśli ktoś ma numer telefonu do Billa Gatesa, to niech się podzieli. A jeśli nie… To niech wybierze własną drogę. Zaadoptuje psa ze schroniska, zrezygnuje z kupowania butelkowanej wody, zacznie sprzątać po swoim czworonogu, bardziej rozsądnie zacznie robić zakupy.

Z badania GFK przeprowadzonego w 11 krajach wynika, że dla 70 proc. respondentów odpady z tworzyw sztucznych są największym wyzwaniem, ważniejszym niż zmiany klimatu.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (40)