Obraz "Sąd Ostateczny" Hansa Memlinga. Symbol Gdańska, który pochodzi z kradzieży
Ten obraz nie jest zwykłym malowidłem. "Sąd Ostateczny" Memlinga to dzieło, które zachwyca techniką malarską, a także bogactwem zawartej symboliki. Oprócz tego niezwykła jest również jego historia – przez setki lat tułał się po Europie, ale nigdy nie trafił do miejsca swojego pierwotnego przeznaczenia.
"Sąd Ostateczny" powstał w XV w. w Brugii (w dzisiejszej Belgii), gdzie mieszkał Memling. Namalowanie obrazu zlecił mu florencki kupiec Angelo Tani, który chciał umieścić go w swojej kaplicy rodowej w Badia Fiesolana niedaleko Florencji. Niestety traf chciał, że tryptyk ani razu nie zagościł na włoskiej ziemi.
W 1473 r. gotowy tryptyk wyruszył co prawda w drogę do Italii, lecz niedaleko angielskiego wybrzeża galera "San Matteo", na której się znajdował, została zrabowana przez gdańskiego kapra, Paula Benekego.
Prócz obrazu do rąk gdańszczan trafiła również reszta ładunku, wyceniona przez papieża Sykstusa IV na 30 tys. florenów w złocie (ale niektóre źródła mówią też o mniejszej sumie 30 tys. funtów groszy flamandzkich). Strata tak dużej ilości gotówki wpłynęła negatywnie na sytuację finansową filii Banku Medyceuszy w Brugii, do której należał przewożony majątek.
Kierownik tejże filii, Tommas Portinari, próbował przez lata odzyskać odszkodowanie za utracone towary, ale bezskutecznie. Główną przyczyną był fakt, iż Paul Beneke zmarł kilka lat po przeprowadzonej akcji rabunkowej, więc nie było kogo pociągnąć do odpowiedzialności.
Zobacz także: Optyczne manipulacje Moneta
W międzyczasie jednak interesujący nas obraz został przekazany przez Benekego do kościoła Mariackiego w Gdańsku, gdzie wisiał przez wiele lat. Co oczywiste, "Sąd Ostateczny" zachwycał od samego początku.
– Obecnie jest to jedno z najcenniejszych dzieł sztuki w Polsce – zauważa Małgorzata Biernacka-Posadzka, rzecznik prasowy Muzeum Narodowego w Gdańsku, gdzie teraz znajduje się obraz Memlinga. – Jest dziełem o najwyższej klasie artystycznej, dorównuje wartością najcenniejszym eksponatom ze światowych kolekcji.
Już w XVI w. tryptykiem zachwycił się cesarz Rudolf II Habsburg, który chciał zakupić obraz za 40 tys. talarów. Władze Gdańska jednak nie przystały na tę propozycję. Natomiast w 1716 r. przekazania "Sądu Ostatecznego" zażądał car Piotr I. Miało być to podziękowanie za pomyślne dla miasta rokowania pokojowe, ale i tutaj gdańskie władze stały na stanowisku, że obraz zostanie na miejscu.
Dzieło jednak w pewnym momencie opuściło Gdańsk. Stało się to w 1807 r., gdy do miasta weszła armia francuska. Obraz umieszczono w Luwrze, gdzie był do 1815 r., czyli do klęski Napoleona. Po tym wydarzeniu "Sąd Ostateczny" trafił na rok do Berlina, a później został zwrócony władzom Gdańska.
Ponownie został stamtąd wywieziony pod koniec II wojny światowej. Trafił wówczas w ręce Rosjan, którzy wywieźli go do Leningradu (dziś Petersburga), gdzie znalazł miejsce w Ermitażu. Koniec wojaży "Sądu Ostatecznego" to rok 1956, kiedy tryptyk ostatecznie wrócił do Polski.
Widać jednak, że obraz ten, mimo różnych perturbacji, zawsze wracał do Gdańska. Jest to więc jedna z przyczyn, dla których "Sąd Ostateczny" jest jednym z symboli miasta. Charakterystyczna złota sfera, na której trzyma stopy namalowany Chrystus, jest głównym elementem tzw. Złotej Kampanii. Była to akcja promocyjna, stworzona na zlecenie Muzeum Narodowego w Gdańsku. Dzięki niej popularyzowany był nie tylko obraz, ale i całe miasto.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Jak mówi Biernacka-Posadzka, od początku roku do lipca Muzeum Narodowe odwiedziło 20 tys. osób. Głównym punktem wizyty jest przeważnie "Sąd Ostateczny", ale inne sale też są chętnie odwiedzane przez zwiedzających. Jednak czy zainteresowanie tryptykiem mogła wzbudzić właśnie "Złota Kampania"?
– Frekwencja jest kategorią, na którą ma wpływ wiele zmiennych – zauważa rzecznik muzeum. – Proszę więc nie oczekiwać spektakularnego jej wzrostu natychmiast po realizacji jednego lub nawet kilkunastu projektów. Budowanie popularności dzieła sztuki, to jest proces, który nadal trwa i jest co roku wspomagany nowymi projektami.
A obraz zdecydowanie warto zobaczyć. I to ten oryginalny. "Przewodnicy turystyczni częściej pokazują grupom zorganizowanym kopię znajdującą się w Kościele Mariackim niż oryginał z Muzeum Narodowego" – mówi Biernacka-Posadzka.
Oglądając to dzieło można zwrócić uwagę na wiele rzeczy: symbolikę, kunszt artystyczny czy też nieco zabawne detale. Jak chociażby jednego z diabłów, który miał przypominać niedźwiedzia. Niestety Memling nie miał zbytniej styczności z tym zwierzęciem, więc namalował go jako bardzo owłosionego człowieka.
Można jednak zachwycić się drobiazgowością niderlandzkiego malarza, odznaczającą się choćby w zbroi Archanioła Michała, w której jak w lustrze odbija się reszta świata, której na obrazie nie widać.
– Artystyczna, historyczna i społeczna wartość dzieła "Sąd Ostateczny" Hansa Memlinga jest niepodważalna – zauważa Mateusz Piotrowski z biura prezydenta Gdańska. – Stoi on na wyjątkowym miejscu wśród zabytków naszego miasta – dodaje.
– Jest to dzieło wrośnięte w miasto, które nosi w sobie indywidualne i zbiorowe historie mieszkańców – twierdzi Biernacka-Posadzka. – Pożądany, kradziony, wywożony, zawsze powracał. Dzisiaj uczy nas, że człowiek niezależnie od czasów w jakich żyje, zawsze bardziej pragnął władać przestrzenią i przedmiotami niż je rozumieć.
Na koniec rzeczniczka Muzeum Narodowego dodaje – "Sąd Ostateczny" Hansa Memlinga to nie symbol miasta, a raczej pokojowej kohabitacji wielokulturowego świata przedmiotów jakim jest muzeum, świata pamiątek po burzliwych czasach minionych, będących lekcją dla naszego pokolenia i dla tych, którzy przyjdą po nas.
Podczas pracy nad artykułem korzystałem z książki Beaty Możejko "Burzliwe dzieje wielkiej karaweli 'Peter von Danzig'. Z 'Sądem Ostatecznym' Hansa Memlinga w tle".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl