Od trzech lat żyją w kamperze. "Człowiek potrzebuje tylko kuchni, łazienki i łóżka"
Magda Nogas z mężem, niespełna sześcioletnią córeczką oraz psem od ponad trzech lat mieszkają w kamperze i podróżują nim po USA. Rodzinne przygody relacjonują na profilu "US and the Road" na Instagramie.
Magda Żelazowska: Kiedy zdecydowaliście się przeprowadzić do kampera?
Magda Nogas: Nasze cygańskie życie zaczęło się trzy lata temu, kiedy sprzedaliśmy dom w Connecticut i zaczęliśmy się rozglądać za nowym adresem. Wcześniej nie zdążyliśmy dobrze zwiedzić Stanów Zjednoczonych, dlatego uznaliśmy, że podróżowanie kamperem będzie dobrym sposobem na to, by poznać kraj i wybrać miejsce, które nam się spodoba. Chcieliśmy zobaczyć nie tylko znane atrakcje turystyczne, ale też przyjrzeć się codzienności w różnych stanach. Na początku zakładaliśmy, że nasza podróż potrwa rok i po tym czasie zdecydujemy, gdzie chcemy zamieszkać. Ale wędrowny styl życia tak nam się spodobał, że jesteśmy w drodze od ponad trzech lat.
Jak przygotowaliście się do tak długiej, rodzinnej podróży?
Organizacji było mało, poszliśmy na żywioł. Nasza córka miała dwa i pół roku, więc nie dotyczył jej obowiązek szkolny. Oboje z mężem zrezygnowaliśmy z pracy, przez rok zamierzaliśmy żyć z oszczędności. On jest mechanikiem, w każdym miejscu potrafi znaleźć sobie zajęcie. Po roku, kiedy zdecydowaliśmy, że chcemy kontynuować nasze życie w trasie, zaczęłam uczyć angielskiego online, później pracowałam jako tłumaczka, a obecnie jako moderatorka treści. Sezonowo pracujemy na polach kempingowych.
Jaki samochód wybraliście na tak daleką drogę?
Nasz pierwszy kamper był busem z 1997 roku. Musieliśmy go przerobić do naszych potrzeb, między innymi zainstalować bezpieczne siedzenie dla córki. Większość kamperów nie jest przystosowana do jeżdżenia z dziećmi, taki sposób podróżowania jest popularny przede wszystkim wśród dorosłych, często emerytów. Tym własnoręcznie przebudowanym kamperem zjeździliśmy ponad czterdzieści stanów, często pokonując drogi i wertepy, z którymi taki samochód w ogóle nie powinien sobie poradzić. Było przy tym sporo przygód wrażeń, ale tak lubimy. Od resortów i pól kempingowych wolimy dziką naturę. Praktycznie w każdym stanie Ameryki znajdują się public lands, czyli państwowe tereny, gdzie każdy może zaparkować kamper lub rozbić namiot. Dzięki temu sporo oszczędzaliśmy.
W miarę jak nasza córka i pies rośli, zaczęło nam brakować miejsca. Półtora roku temu zmieniliśmy nasz bus na przyczepę, która ma więcej przestrzeni, a dzięki wysuwanym bocznym szufladom jest bardziej funkcjonalna.
Przez te trzy lata obyło się bez problemów technicznych?
Już pierwsze sto mil drogi dostarczyło nam sporych emocji. W pewnym momencie z rury wydechowej zaczęło się dymić. Nigdy wcześniej nie podróżowałam kamperem, więc nie wiedziałam, co się dzieje. Na szczęście mój mąż radzi sobie z takimi awariami. Innym razem zepsuł się nam jeep, byliśmy uziemieni na zupełnym pustkowiu. Tak jak w zwykłym domu, w kamperze też zdarzają się usterki, ciągle coś poprawiamy, doskonalimy.
Jak często się przemieszczacie z miejsca w miejsce?
Jeśli gdzieś nam się podoba, zostajemy tam kilka miesięcy. Zwiedzamy parki narodowe, przemierzamy lokalne szlaki. A czasem zatrzymujemy się gdzieś tylko na dzień lub dwa. Na początku naszej podróży poruszaliśmy się częściej, chcieliśmy jak najwięcej zobaczyć. Ale w końcu nas to zmęczyło, poczuliśmy się wypaleni. Poza tym kiedy nasza córka zaczęła dorastać, to pojawił się u niej potrzeba większej stabilizacji i towarzystwa innych dzieci. Zwolniliśmy tempo. Obecnie spędzamy po pięć, sześć miesięcy w jednym miejscu.
Ile jest w waszym życiu podróży, a ile zwykłej domowej codzienności?
Nasze życie toczy się tak jak w normalnym domu. Na małej przestrzeni szybko robi się bałagan, na przykład podczas zabawy czy gotowania. Ale za to sprzątanie zajmuje mniej czasu. W naszym niewielkim domu robię wszystko, co w zwykłym mieszkaniu. Ćwiczę jogę, piekę chleb, robię przetwory, syropy. Miejsce mnie nie ogranicza, wystarczą chęci.
Czy mniejszy dom oznacza minimalizm?
Tak, posiadamy i kupujemy mniej. Dzięki temu nie czujemy się przytłoczeni przedmiotami tak jak w normalnym domu. Nasza córka nie potrzebuje stosu zabawek, ma ich mniej, ale równie chętnie bawi się kamyczkami, muszelkami, patykami. Mamy mniej ubrań, ale lepszej jakości. Nie chodzimy codziennie do biura, więc nie potrzebujemy tylu ciuchów. Kiedy sprzedaliśmy dom, fajnym uczuciem było pozbycie się nadmiaru rzeczy. Wszystkiego, co obecnie posiadamy, używamy na co dzień.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Odwiedziliście większość stanów. Czy jesteście już gotowi zapuścić gdzieś korzenie?
Ostatnio spodobało nam się w północno-wschodniej części Tennessee. Wcześniej dobrze czuliśmy się w Montanie i Dakocie Południowej, ale wtedy dopiero zaczynaliśmy naszą podróż i jeszcze nie byliśmy gotowi na to, by gdzieś osiąść. Tennessee przypomina nam rodzinne strony w Europie - mnie polskie Bieszczady, a mojemu mężowi Rumunię. Pierwszy raz, odkąd jesteśmy w Stanach, czujemy, że jesteśmy w domu.
Czy jeśli zdecydujecie się na zakup domu, sprzedacie kamper?
Nie zamierzamy kupować domu, tylko ziemię. Planujemy zbudować sobie takie miejsce, jakie chcemy. Na pewno będzie mniejsze niż przeciętny amerykański dom. Człowiek potrzebuje tylko kuchni, łazienki, łóżka, kanapy. Reszta to pustka wypełniona przedmiotami. Dom zbudujemy sami techniką Adobe, którą poznaliśmy w Nowym Meksyku. Przez czas budowy będziemy mieszkać w naszej przyczepie, potem pewnie zamienimy ją na mniejszy kamper. Ale ziarno podróży zostało w nas zasiane na dobre i nie zrezygnujemy z nich.