Piramidy nie spadły z nieba
Nie ma drugich takich zabytków, które wzbudzałyby równie wiele emocji jak egipskie piramidy. Nie od razu były tworami doskonałymi. Są wynikiem wielu eksperymentów i nieudanych prób, których ślady jesteśmy dziś w stanie precyzyjnie odtworzyć.
[
]( \"http://www.poznajswiat.com.pl\" )
Nie od razu były tworami doskonałymi. Są wynikiem wielu eksperymentów i nieudanych prób, których ślady jesteśmy dziś w stanie precyzyjnie odtworzyć.
_ „Wszystko lęka się czasu. Czas lęka się piramid”. _
(powiedzenie arabskie)
Nie ma drugich takich zabytków, które wzbudzałyby równie wiele emocji jak egipskie piramidy. Nie ma też innych dzieł architektury, wokół których narosłoby takie mnóstwo nieporozumień. Stwierdzenia typu: „właściwie nie wiadomo, skąd się wzięły”, „wyskoczyły na scenę historii niczym królik wyciągnięty z kapelusza iluzjonisty”, albo „są jak rolls-royce pojawiający się ni stąd ni zowąd między wyposażonymi w płozy sankami, a rydwanem zaprzężonym w konie” wcale nie należą do rzadkości i – co najdziwniejsze – często padają z ust uznanych autorów.
Tymczasem to, skąd piramidy pochodzą i w jaki sposób się rodziły (bo to chyba najodpowiedniejsze określenie), wiadome jest nie od dziś i to dość precyzyjnie. Ważne, by każdej z piramid nie traktować z osobna i by ich wyłanianie się z mroków historii ujrzeć w pewnym wielosetletnim ciągu, by usytuować je w odpowiednio szerokim architektoniczno-historycznym kontekście. Wtedy z pozoru problematyczne kwestie nagle stają się zrozumiałe.
To, że starożytny Egipt znany jest przede wszystkim z zabytków cmentarnych, ma swoje uzasadnienie. Wbrew temu, co niekiedy dość bezmyślnie jest powtarzane, nie wynika to wcale z fascynacji śmiercią u dawnych Egipcjan. Nic bardziej mylącego! To, że od dawien dawna nad Nilem wznoszono monumentalne nekropolie i że do budownictwa cmentarnego przywiązywano tam dużo większą wagę niż do architektury, która ludziom towarzyszyła na co dzień, wynikało z ich... bezgranicznego umiłowania życia! Z chęci przezwyciężenia śmierci, które pojmowane było nie w kategoriach duchowych i ezoterycznych, ale jak najbardziej namacalnych!
Dlaczego cmentarze?
Zwykłe budowle w starożytnym Egipcie wznoszono z cegły mułowej – z cegieł lepionych z rzecznego błota, do którego w celu wzmocnienia dodawano nieco słomy. Z takiego prymitywnego, ale łatwego w użyciu budulca konstruowano nawet pałace faraonów, choć wtedy ciemną cegłę bielono wapnem i przyozdabiano freskami. Właśnie dlatego do naszych czasów nie zachowały się ruiny staroegipskich domostw ani żadne pozostałości pałaców. Jak one wyglądały, możemy się tylko nieśmiało domyślać, tu i ówdzie natrafiając na ich ledwie zachowane fundamenty.
Do dzisiaj przetrwały jedynie budowle z dużo trudniejszego w obróbce budulca – kamienia: te o charakterze sakralnym – świątynie, i te o przeznaczeniu grzebalnym – mastaby, piramidy, grobowce skalne. Świątynie – bo poświęcano je tworom doskonałym, jakimi (w przekonaniu Egipcjan) były poszczególne bóstwa. Tworom żyjącym wiecznie. Toteż i tworzywo, z których budowano ich przybytki, powinno mieć szansę stawienia czoła wieczności. Dlatego wznoszono je z kamienia.
Podobnie było z grobowcami. Egipcjanie mieli nadzieję, że po śmierci – jeśli będą przestrzegali pewnego rytuału – czeka ich żywot wieczny: znacznie dłuższy niż ten, który spędzili na ziemi. Dlatego swoje konstrukcje grobowe także wznosili z kamienia – z materiału, którego co prawda nie lubili, bo był twardy i ciężki, lecz który gwarantował trwałość konstrukcji. Grób i grobowiec miały być ich domem po śmierci, powinny więc przetrwać znacznie dłużej niż ich doczesne domostwa. Grób był o wiele ważniejszy niż normalne domostwo, bowiem dla dawnych Egipcjan doczesność była tylko przedsionkiem prawdziwego życia, które miało się rozpocząć po śmierci.
Co ważne – ów pośmiertny żywot uznawany był za prostą kontynuację tego, co działo się na ziemi. Życie „podziemne” miało być identyczne z życiem „naziemnym”, a jedyną różnicę stanowiła jego nieskończona długość. Dlatego grobowce – zwłaszcza te z okresu Nowego Państwa – tak bogato wyposażano we wszelkiego rodzaju sprzęty. Dlatego grzebalne skalne sztolnie tak często pokrywano malowidłami, na których zmarły zabierał ze sobą znajome krajobrazy i szczególnie ważne dlań sceny (odpowiednik albumu ze zdjęciami?). Dlatego – co wynika z tysięcy odnalezionych w grobach ostrakomów – ze zmarłym prowadzono po śmierci ożywioną korespondencję, niekiedy o zaskakującej treści. Na przykład na jednej z glinianych skorup mąż w trzy lata po śmierci żony prosił o rozwód, bo właśnie poznał kobietę, z którą chciał się ożenić...
Z tych samych powodów w grobowych kaplicach tak obficie – niekiedy codziennie – składano ofiary z płodów rolnych (co było równoznaczne z dokarmianiem nieboszczyka), a na utrzymanie największych grobowców niekiedy przez całe wieki musiały pracować folwarki oddawane w pacht kapłanom. Dlatego tak pieczołowicie balsamowano ciało zmarłego, które po śmierci – mając służyć wiecznie – winno zachować rysy twarzy i niezmienione kształty.
Dlaczego piramidy?
W związku z tym, że życie w zaświatach miało być kalką życia doczesnego, należało tam przenieść również wszystkie proporcje wynikające ze specyfiki staroegipskiej drabiny społecznej. Jak wiadomo, w życiu doczesnym faraon posiadał pozycję całkowicie nadrzędną. W związku z tym, że uznawano go za spowinowaconego z bogami, a właściwie za wcielenia boga Horusa na ziemi, w skali społecznej był on usytuowany znacznie wyżej niż pozostali Egipcjanie. Doskonałe odzwierciedlenie znajdowało to w rzeźbie i na reliefach. Władcę przedstawiano tam jako olbrzyma, któremu inni ludzie sięgali najwyżej do kolan, a niekiedy nawet tylko do kostek.
Z tych samych powodów grobowiec faraona musiał być znacznie większy niż grobowce innych ludzi. Wszak i po śmierci faraon winien nad nimi bezapelacyjnie górować. A jaka konstrukcja mogła to najlepiej zagwarantować? Ostrosłup. Czyli piramida. Ona bowiem może piąć się w górę, najlepiej rozkładając powstające przy tym gigantyczne naprężenia.
Piramida przez to, iż stopniowo zwęża się ku górze, jest bryłą, która nie tyle przeciwstawia się grawitacji, ile swobodnie się jej poddaje. Dzięki temu mogła osiągnąć wysokość, kubaturę i ciężar, które dla innych kamiennych konstrukcji były w starożytności nieosiągalne.
Imhotep: genialny, ale nieporadny
Zanim jednak dawni Egipcjanie to ustalili, w Nilu musiało upłynąć bardzo dużo wody. Wiedza, że właśnie tak jest, nie pojawiła się bowiem z dnia na dzień, ale była wynikiem szeregu eksperymentów, z których wiele zakończyło się niepowodzeniem. Była rezultatem zastosowania metody prób i błędów.
„Korzeniem”, z którego wyrastają wszystkie egipskie piramidy, są mastaby – niskie i płaskie, przysadziste budowle z cegły mułowej, którymi przysłaniano pionowy szyb, kryjący w swym wnętrzu zabalsamowane ciało. Mastaby budowano już u zarania egipskiej cywilizacji, w okresie dwóch pierwszych dynastii faraońskich, a być może nawet w czasach hipotetycznej dynastii zerowej. Z czasem stawały się coraz większe i śmielsze w konstrukcji; stopniowo zaczęto umieszczać w ich wnętrzach także pomieszczenia towarzyszące. Do jakościowego skoku doszło około 2600 roku p.n.e., w okresie III dynastii, w czasach panowania faraona Niczericheta, czyli Dżesera.
Wezyr, lekarz i naczelny architekt tego władcy – legendarny Imhotep, pracując w Sakkarze nad grobowcem swego króla, na szerszą skalę niż dotychczas zastosował kamień i postanowił zbudować mastabę wyjątkowo okazałą. W trakcie jej wznoszenia doszedł do wniosku, że gdyby na mniejszej mastabie ustawić mastabę nieco mniejszą, a na niej kolejną, budowla mogłaby być jeszcze znacznie dostojniejsza – bardziej godna faraona niż wszystkie dotychczasowe grobowce.
O tym przełomie zadecydowały najprawdopodobniej jakieś istotne względy polityczne. Z wykopalisk prowadzonych w Sakkarze wynika bowiem, iż Imhotep celowo postawił na grobowiec Niczericheta-Dżesera nekropoli jeszcze starszej, którą wznoszoną przez siebie konstrukcją chciał przesłonić, zdominować i wydrzeć z pamięci. Jak mówi pracujący na tym terenie polski archeolog profesor Karol Myśliwiec, „można odnieść wrażenie, iż ten wielki architekt pragnął postawić coś w rodzaju grubej kreski. Dopuszczając się niewątpliwego wandalizmu, jakim było niszczenie starszego cmentarzyska, chciał – jak sądzę – zaznaczyć rodzenie się nowego początku (i porządku!) w znacznie szerszym sensie, nie tylko w kontekście architektonicznym. A nowy rodzaj konstrukcji, który zaproponował, nadawał się do tego wyśmienicie”.
Swój pierwotny architektoniczny zamysł Imhotep zmieniał aż pięć razy. Pokazuje to, jak – mimo swego geniuszu – kluczył i się gubił. Dowody tego w Sakkarze są widoczne jak na dłoni, także na terenie otaczającym sam grobowiec. Były to absolutne początki architektury kamiennej w Egipcie. Przedtem nikt nie próbował stosować tego budulca na taką skalę. Między innymi dlatego, konstruując z kamienia, Imhotep cały czas imitował budownictwo drewniane i architekturę wykorzystującą ściany plecione z papirusu. W jaki sposób? Kamiennym blokom (wtedy jeszcze stosunkowo niewielkim) starał się nadawać fakturę drewna i papirusu. Najlepiej widać to na przykładzie kamiennych kolumn, które mają rowkowania charakterystyczne dla łodyg tej rośliny oraz kapitele imitujące jej liście, a poza tym – nigdy nie stoją osobno, lecz będąc właściwie półkolumnami, a właściwie przyporami – zawsze wspierają się o mur. Całkiem tak, jakby budowniczowie nie mieli pewności, czy taka kolumna utrzyma się o własnych siłach.
Innym przykładem „genialnej nieporadności” mogą być przypominające nieco wagony kolejowe kamienne kapliczki stojące na południe od piramidy. Tu najlepiej widać, na ile Imhotep nie ufał budowanym przez siebie kamiennym konstrukcjom – owe miniprzybytki są bowiem w zasadzie tylko zgrabnie wyglądającymi atrapami. W dziewięćdziesięciu procentach wypełniają je nadzwyczaj grube mury, między którymi istnieje tylko wąski korytarzyk – jakby wielki architekt nie ufał, że kamienne mury są w stanie unieść sklepienie!
Pierwotną mastabę, której zarys wprawne oko do dziś może rozpoznać w południowej elewacji piramidy Dżesera, Imhotep najpierw przedłużył, dobudowując do niej dwa segmenty od wschodu i od zachodu. Następnie po zachodniej stronie dodał jeszcze jeden fragment. Potem rozbudowaną mastabę potraktował jako podstawę trzech kolejnych coraz mniejszych, ale pnących się w górę mastab. W ten sposób powstała niewielka, czterostopniowa pierwsza piramida. Ale i tego Imhotepowi było za mało. Kolejny krok to potraktowanie czteroschodkowej piramidy jako modelu piramidy sześciostopniowej, którą zbudowano na szerszej podstawie, inkorporując poprzednio wzniesioną piramidę czteroschodkową.
W ten sposób, po tylu meandrach i modyfikacjach, powstała pierwsza staroegipska piramida – licząca 61 metrów wysokości piramida schodkowa faraona Dżesera: prototyp wszystkich późniejszych piramid, które miały powstawać w okresie IV dynastii, w tym piramid największych – piramidy Cheopsa i piramidy Chefrena.
Poligon króla Snofru
Zanim do tego doszło, należało pokonać jeszcze jeden próg – na pewno porównywalny z tym, jaki przekroczył Imhotep, przechodząc od jednej mastaby do kilku mastab ustawionych jedna na drugiej. Należało piramidę schodkową przekształcić w piramidę właściwą – w piramidę o gładkich ścianach. Dzieła tego dokonał w Dahszur, miejscowości położonej nieco na południe od Memfis, którą na miejsce swego pochówku wybrał faraon Snofru. Król ten panował przez 34 lata (a więc bardzo długo), niecały wiek po Dżeserze, i wzniósł aż trzy piramidy, na których przykładzie znakomicie można prześledzić rozwój wiedzy architektonicznej Egipcjan. Łączna kubatura tych unikatowych konstrukcji wynosi ponad 3,4 miliona metrów sześciennych.
Tak więc to właśnie jemu – Snofru, a nie jego synowi Cheopsowi należy się tytuł najsłynniejszego i najbardziej skłonnego do innowacji konstruktora egipskich piramid. Pierwszą swą piramidę – około 2675 roku p.n.e. – Snofru zaczął jednak wznosić w Majdum, 47 kilometrów na południe od Memfis. Była to wzorowa a na piramidzie Dżesera siedmiostopniowa piramida schodkowa, którą następnie powiększono o jeszcze jeden stopień. W przeciwieństwie do piramidy z Sakkary jej nachylone pod kątem aż 75 stopni „schody” były jednak stosunkowo płytkie, co natchnęło Snofru pomysłem, by spróbować wznieść piramidę o gładkich ścianach.
Próbę tę podjęto we wspomnianym Dahszur. Pierwsza ze wzniesionych tam piramid to tak zwana piramida łamana (lub piramida fałszywa). Swą nazwę zawdzięcza temu, że początkowo jej boczne ściany wznoszono pod kątem 54 stopni, po czym – od wysokości 34 metrów – kąt ten zmniejszono do 43 stopni, przez co budowla ta ma niezwykle charakterystyczną, nieco przygarbioną sylwetkę. Zmiana kąta wywołana była tym, że dość ostro pnące się do góry ściany już w czasie budowy zaczynały się osuwać. Właśnie dlatego – zmniejszając kąt nachylenia – postanowiono obniżyć piramidę, w porównaniu z pierwotnym zamiarem, i ostatecznie osiągnęła ona wysokość 104 metrów.
Snofru był jednak najwidoczniej nie do końca zadowolony z osiągniętego rezultatu – być może raziło go „przełamanie” zbocza piramidy, co było rzucającym się w oczy dowodem klęski, jaką ponieśli jego architekci. Nie mając pewności, czy będzie jeszcze wystarczająco długo żył, by doczekać końca budowy kolejnej, jeszcze doskonalszej piramidy, zarządził powrót budowniczych do ośmiostopniowej piramidy w Majdum, którą przez wygładzenie jej ścian – postanowił przeistoczyć w piramidę właściwą.
Jednocześnie jednak w Dahszur na jego rozkaz zaczęto wznosić trzecią piramidę – tak zwaną piramidę czerwoną, której ściany pochylono pod takim samym katem, jaki miała piramida łamana powyżej trzydziestego czwartego metra. Tok myślenia Snofru był następujący: „Jeśli nawet nie doczekam wykończenia drugiej piramidy w Dahszur, budowniczowie na pewno zdążą udoskonalić piramidę w Majdum. A być może będę miał tyle szczęścia, że zdołam doczekać wykończenia piramidy czerwonej”.
Królowi los sprzyjał. Żył i rządził tak długo, że w końcu dysponował trzema piramidami: ośmiostopniową piramidą w Majdum przerobioną na piramidę właściwą, piramidą łamaną i piramidę czerwoną (tak nazywaną z uwagi na to, że wzniesiono ją z rudawego kamienia). Ta ostatnia w związku ze stosunkowo niewielkim pochyleniem ścian była w sumie dość płaska, ale w przeciwieństwie do piramidy łamanej okazała się bardzo stabilna. Można powiedzieć, iż jest to już piramida Cheopsa w miniaturze. Jej podobieństwo do słynnej następczyni, która miała powstać już w następnym pokoleniu z inicjatywy syna Snofru, jeszcze wyraźniejsze jest we wnętrzu: komora grobowa ma sklepienie wspornikowe identyczne z tym, jakie zastosowano w słynnej Wielkiej Galerii piramidy Cheopsa.
Decyzja, by nie silić się na zbyt duży kąt pochylenia ścian piramidy czerwonej, okazała się jak najbardziej słuszna: z piramidy w Majdum, gdzie kąt nachylenia wygładzonych ścian wynosił 53 stopnie, do dziś pozostały tylko ruiny, odsłaniające jedynie górny fragment jej schodkowego rdzenia, tymczasem północną piramidę w Dahszur podziwiać można do dziś.
Kulminacja w Gizie
Syn Snofru – Cheops (Chufu) – miał więc już w pełni utorowaną drogę. Dokładnie wiedział, jak powinien postępować, by osiągnąć architektoniczny sukces. W swej słynnej Wielkiej Piramidzie ściany kazał postawić pod kątem większym niż w piramidzie czerwonej, ale mniejszym niż w piramidzie z Majdum. A w związku z tym, że miała to być piramida wyższa i potężniejsza, powiększył jedynie jej podstawę – z 220 do 230 metrów, co jeszcze bardziej uwypukla ewolucyjny rodowód piramid, a nie ich tak często postulowane rewolucyjne pojawienie się nie wiadomo skąd i nie wiadomo w jakim celu.
Piramida Cheopsa, która w Gizie powstała zaraz po piramidach w Dahszur i wznosi się na rekordową wysokość 146 metrów, jest w dużej mierze rozszerzeniem projektu piramidy czerwonej. Jeśli chodzi o ślady borykania się z oporną kamienną materią, te najłatwiej dostrzec w jej wnętrzu. Dwie komory grobowe – zarówno ta wykuta w podłożu poniżej konstrukcji piramidy, jak i ta zlokalizowana nieco wyżej – tak zwana Komora Królowej – nigdy nie zostały wykończone i zamiast podłogi jest w nich skalne rumowisko. Na ich przykładzie widać jak na dłoni, iż w momencie rozpoczynania budowy piramidy jej projekt nie był raz na zawsze ustalony i podlegał jeszcze wielokrotnym modyfikacjom. Mimo kilkudziesięciu lat praktyki w budowaniu piramid architekci w dużej mierze wciąż poruszali się po omacku. Dopiero trzecią lokalizację komory grobowej – tę znajdującą na końcu wspornikowo zwieńczonej Wielkiej Galerii – uznano za zadowalającą i umieszczono tam słynny sarkofag z czerwonego kamienia.
Między bajki należy więc włożyć przekonanie, że konstrukcja piramid, dozorowana przez „opatrznościowych mężów” niewiadomej proweniencji, nie nastręczała Egipcjanom zbyt wielkich trudności; że dla tamtejszych doświadczonych architektów była to „bułka z masłem”. Nie, było całkiem inaczej. Musiał to być wysiłek niezmierny – zarówno dla ludzi projektujących to przedsięwzięcie, jak i dla jego bezpośrednich wykonawców, i całej staroegipskiej gospodarki. Nie bez powodu w czasach faraona Snofru zwiększano częstotliwość, z jaką przeprowadzano spisy inwentarza i plonów. Nie bez powodu wnętrz żadnej z wielkich piramid w Dahszur czy w Gizie nie zdobią żadne malowidła ani reliefy. Zbudowanie ogromnej, kamiennej bryły było maksimum tego, na co Egipt w tamtym czasie mógł sobie pozwolić. Wykonanie następnego, choćby najmniejszego kroku było już niemożliwe. Było czymś absolutnie ponad siły. Tym bardziej że w momencie, gdy jedną piramidę kończono, musiano już myśleć o następnej piramidzie. O piramidzie dla wstępującego na
tron władcy.
Kolejna wielka piramida – piramida Chefrena (Chafre) – którą tuż obok piramidy Cheopsa niedługo potem postawiono w Gizie, jest niewątpliwie kulminacyjnym osiągnięciem staroegipskiej architektury. Wbrew temu, co się mówi, pod wieloma względami przewyższa ona tę ostatnią. Dlaczego? Powodów jest co najmniej kilka. Po pierwsze – przy budowie jej wnętrza nie popełniono błędu i zrealizowano raz założony plan. Po drugie – jest znacznie bardziej strzelista od swej poprzedniczki: jej ściany nachylone są pod kątem aż 52 stopni, co nadaje jej szczególną smukłość. Po trzecie – jej zewnętrzna okładzina wapienna była znacznie lepsza niż ta, która niegdyś okrywała Wielką Piramidę, i w dużym stopniu zachowała się do dziś. Po czwarte – do jej budowy, zwłaszcza w części najbliższej ziemi, użyto wyjątkowo dużych bloków skalnych. Tak wielkich, że niektórzy sądzili, iż posadowiono ją na jakimś przedpotopowym fundamencie, świadczącym o obecności na płaskowyżu w Gizie kultury, która musiała znacznie wyprzedzać cywilizację
staroegipską.
Ponadto piramidzie tej towarzyszy zespół dwóch świątyń grobowych, bardzo długa rampa oraz – last but not least – słynny Sfinks. I – jeśli wziąć pod uwagę powstanie po niej jeszcze jednej, schyłkowej, bo już znacznie mniejszej piramidy Mykerinosa (Menkaurego) – położona jest ona centralnie i w najwyższym punkcie wschodniej krawędzi pustyni.
Niemniej – gdy prześledzi się drogę, jaką egipskie piramidalne konstrukcje przebyły od piramidy schodkowej w Sakkarze po ich kulminację w Gizie – powstania piramidy Chefrena na pewno nie można uznać za coś niezrozumiałego, czy – jak chcą niektórzy – nadprzyrodzonego. To logiczny i prawie że jedyny możliwy wynik ewolucji, którą wiek wcześniej zapoczątkował Imhotep. Przykład, jak daleko można zajść, gdy drogę pokonuje się stopniowo i krok po kroku, i gdy nie usiłuje się wykonać na oślep skoku na drugi brzeg, o którym nie wiadomo, czy w ogóle istnieje.
_ Tekst: Roman Warszewski Źródło: Poznaj Świat _