Polak na Zanzibarze. "Ludzie zmęczeni czekaniem na powrót normalności, sami jej szukają"
Takiego najazdu turystów z Polski na Zanzibar, jaki ma miejsce od kilku miesięcy, jeszcze nigdy nie było. - W tej chwili na wyspę przylatuje z Polski kilka samolotów tygodniowo, wszystkie pełne. Język polski słychać na każdym kroku - mówi Krzysztof Białek, który jako "Polak w tropikach", organizuje wycieczki i safari z mówiącymi po polsku przewodnikami po Kenii, Omanie, Bali i Zanzibarze.
19.03.2021 10:56
Magda Bukowska: Przeglądając media społecznościowe można odnieść wrażenie, że pół Polski jest, była lub niedługo będzie na Zanzibarze. Widać ten najazd turystów na wyspie?
Krzysztof Białek: Zdecydowanie widać. W tej chwili na wyspę przylatuje z Polski kilka samolotów tygodniowo, wszystkie pełne. Generalnie turystów jest dużo. Język polski słychać na każdym kroku. Chyba więcej jest tylko rosyjskiego. Co nie dziwi, bo rząd Tanzanii, podpisał z niektórymi krajami, m.in. właśnie z Rosją, umowy o ruchu bezwizowym, by ściągnąć na wyspę gości.
Dla Zanzibaru turystyka to podstawa całej gospodarki. Tu wszyscy, którzy nie żyją z eksportu przypraw, zarabiają - bezpośrednio lub pośrednio - na turystyce. Nie tylko hotelarze, restauratorzy czy przewodnicy, ale też rolnicy, rybacy, którzy dostarczają swoje towary do hoteli, właściciele ferm, których kurczaki i jaja trafiają do hotelowych restauracji. Mógłbym tak wymieniać bez końca.
To tłumaczy dlaczego władze Zanzibaru i generalnie Tanzanii zabiegają o turystów, a jak wyjaśnić ten pęd Polaków, by właśnie na tę wyspę tak tłumnie wyjeżdżać?
Myślę, że głównym powodem jest brak obostrzeń pandemicznych. Wjeżdżając na wyspę nie musimy okazać negatywnego wyniku testu, nie ma obowiązku odbycia kwarantanny. Podobnie jest np. w Meksyku, ale Zanzibar jest bliżej. 8-10 godzin lotu i jesteśmy na miejscu. Ludzie zmęczeni czekaniem na powrót normalności, sami jej szukają.
Widziałam, że sporo osób przylatuje na wyspę, by wziąć ślub.
To prawda. Biznes ślubny kwitnie. W Polsce są ograniczenia, tu nie ma żadnych. Ludzie nie chcą czekać, więc organizują śluby na Zanzibarze.
A co z bezpieczeństwem? Władze Tanzanii od blisko roku nie podają informacji o zakażeniach i zgonach, przekonują, że sytuację mają pod kontrolą. A przecież trzy tygodnie temu na COVID-19 zmarł wiceprezydent Zanzibaru, a w minioną środę prezydent Tanzanii. Nie można więc twierdzić, że wyspa jest wolna od koronawirusa, tym bardziej teraz, kiedy wpuszczają tam tysiące ludzi bez testów.
Oczywiście, że nie jest wolna. I o tym musimy pamiętać. Podobnie jak sami musimy pamiętać o zachowaniu zdrowego rozsądku i stosowaniu środków ochrony. Oczywiście zaleca się w przestrzeni publicznej zachowywać dystans i wkładać maseczkę, ale mało kto się do tego stosuje. Warto też pamiętać, że wracając do Polski będziemy musieli pokazać negatywny wynik testu, aby w kraju nie obowiązywała nas kwarantanna.
Dla tych, którzy muszą wykonać test na Zanzibarze, organizujemy wyjazdy na badanie przed odlotem. Wspieramy naszych gości w dokonaniu rejestracji online, zawozimy do kliniki, pomagamy na miejscu i odwozimy do hotelu już w wynikiem.
A czy myślisz, że śmierć prezydenta Tanzanii, prawdopodobnie też spowodowana koronawirusem, zmieni coś w podejściu władz kraju do tematu pandemii? Może pojawi się obowiązek testowania turystów?
Na razie wiemy tyle, że prezydentem Tanzanii zostanie kobieta pochodząca z Zanzibaru, która zdaje sobie sprawę z tego, że wprowadzenie restrykcji może spowodować załamanie branży turystycznej. A jak już mówiłem, to dzięki tej branży zarówno Zanzibar, jak i cała Tanzania mogą się rozwijać. Z informacji, które mamy w tej chwili, wynika, że w najbliższym czasie nie powinniśmy się spodziewać zmiany polityki kraju w zakresie walki z pandemią.
Przejdźmy do innej kwestii związanej z Zanzibarem, o której jest ostatnio bardzo głośno. Chodzi mi o ostrzeżenia władz, że zaczną karać turystów za niestosowny strój. To prawda?
Wiele osób zapomina, że Zanzibar to wyspa muzułmańska. Do tego mieszkańcy są głęboko wierzący i bardzo tradycyjni. A to znaczy, że alkohol legalnie wypijemy tylko w hotelu i restauracjach, a normy dotyczące stroju są inne niż w Europie. Bikini, odsłonięte ramiona i nogi są jak najbardziej na miejscu na plaży, przy hotelowym basenie czy w strefach turystycznych, ale nie na ulicach. Turyści często o tym zapominają i nie szanują kultury i zwyczajów Zanzibarczyków, a mieszkańcy są już tym zmęczeni. Stąd ostrzeżenia o mandatach.
Oglądając w mediach społecznościowych zdjęcia z Zanzibaru widzimy głównie plaże. Czy wyspa, a właściwie wyspy mają do zaoferowania coś więcej?
Zdecydowanie. Faktycznie wspaniałe plaże i laguny z błękitną wodą są wielkim atutem Zanzibaru, ale to nie jest jedyna atrakcja. Są tu niesamowite plantacje przypraw. Turyści mogą zobaczyć jak w naturalnym środowisku rośnie wanilia, kawa, cynamon i wiele innych roślin. Jak są uprawiane, suszone, przygotowywane do transportu. Osoby, które interesuje kultura i historia koniecznie powinny odwiedzić Stone Town, zabytkową część stolicy Zanzibaru. Widać tu wpływy wielu kultur, od sułtanów z Omanu, przez wpływy arabskie, portugalskie, po brytyjskie.
Ciekawostką Zanzibaru, która przyciąga wielu turystów, jest też dom Freddiego Mercury’ego. Tu też widać takie rozdarcie między tradycją i religią, a znaczeniem turystyki. Z jednej strony dom artysty został zmieniony w muzeum i ma przyciągać gości, a drugiej jego orientacja seksualna i styl życia, jaki prowadził, są dla muzułmanów nie do zaakceptowania, więc na wyspie obowiązuje zakaz celebrowania jego urodzin i rocznicy śmierci.
A atrakcje przyrodnicze?
Na Zanzibarze nie ma zbyt wielu egzotycznych zwierząt. Bardzo licznie występują gekony i należy się cieszyć, gdy zamieszkają w naszym pokoju w hotelu, bo skutecznie walczą z insektami. Spotkamy też małpy, których absolutnie nie musimy się obawiać. Są płochliwe i niegroźne. To red colobus (gerezy trójbarwne - dop. red.), które żyją tylko w tym jednym miejscu na świecie.
Poza tym na Zanzibarze możemy spotkać żółwie. Wystarczy popłynąć na Prison Island. Historia wyspy jest niezwykła. Nazwa pochodzi od więzień, które zbudowano tu dla niewolników, ale zanim ukończono budowę, niewolnictwo zniesiono. Potem, w czasie epidemii cholery, zwożeni tu byli chorzy.
Dziś to dom żółwi olbrzymich. Władca Zanzibaru dostał je w prezencie od władcy Seszeli, a te skutecznie się zaaklimatyzowały i stworzyły wielką kolonię. To nie są ich naturalne warunki, nie są więc wypuszczane na wolność, tylko stworzono dla nich rezerwat. Można je tu dotknąć, pogłaskać, nakarmić sałatą.
Drugim miejscem, gdzie możemy spotkać żółwie jest Baraka Aquarium. To naturalny akwen z żółwiami morskimi, w którym można z nimi pływać. To akwarium pełni funkcje ochronne dla młodych zwierząt, które potrzebują wsparcia. Gdy dorastają są wypuszczane do morza.
Możemy też popływać z maską na rafie czy wybrać się na wycieczkę, by zobaczyć delfiny. Ciekawym pomysłem jest też odwiedzenie Mwani Zanzibar, farmy wodorostów z manufakturą naturalnych kosmetyków z alg, prowadzoną przez Holenderkę.
Dlaczego na tak małej wyspie potrzebne są usługi przewodnika?
Powodów jest wiele. Po pierwsze dla wielu osób już ruch lewostronny jest wyzwaniem. Poza tym drogi są tu bardzo różnej jakości, a po zmierzchu jeździ się w absolutnych ciemnościach, do tego między siedzącymi na asfalcie mieszkańcami (śmiech).
Wiele osób jedzie na Zanzibar przede wszystkim, żeby wypocząć i się zrelaksować, na zwiedzanie przeznacza jeden, dwa dni. Samemu w takim czasie zwiedzimy niewiele. Podczas wycieczki zorganizowanej w ciągu jednego dnia możemy np. odwiedzić plantację przypraw, zwiedzić Stone Town i popłynąć na Prison Island. W tej chwili, gdy mamy jeszcze wysyp turystów i duże obłożenie w hotelach oraz specyficzne wymogi pandemiczne, przewodnik - do tego mówiący po polsku - pomoże też w zorganizowaniu takich technicznych kwestii, którymi na wakacjach nikt nie chce się przejmować.