Polak odwiedza najniebezpieczniejsze miejsca na świecie. "Leżenie na plaży nie jest dla mnie"
Podczas gdy jedni planują urlop w górach lub na morzem, on wyrusza w kolejną wyprawę w nieznane. Dzięki pasji odwiedza miejsca niedostępne dla innych. - Pakistańczycy to jedni z najmilszych ludzi, jakich spotkałem w trakcie którejkolwiek ze swoich podróży - opowiada w rozmowie z WP Andrzej Gliniak, dziennikarz sportowy, podróżnik i autor podcastu "Jak NIE zwiedzać świata".
Sylwia Król: Jest pan dziennikarzem sportowym. Skąd więc zamiłowanie do podróży i to w tak nieoczywiste miejsca?
Andrzej Gliniak: Z natury jestem osobą ciekawą świata, lubię podróżować. Od kiedy pamiętam, inspiracją był dla mnie film "Helikopter w ogniu". Oglądając go, pomyślałem, jak niesamowicie byłoby tam być, w tej Somalii i samemu doświadczyć czegoś podobnego. Nie da się tego ubrać w słowa. Czasami ktoś ma pasję, której nijak nie da się wytłumaczyć. Miejsca nietypowe, naznaczone historią, terroryzmem, nieturystyczne od zawsze mnie przyciągają. Leżenie na plaży, chociaż absolutnie tego nie deprecjonuję, jest po prostu nie dla mnie.
Jak na kolejne wyprawy reagują najbliżsi? Martwią się?
Osobą, która najbardziej się martwi, jest moja mama. Za każdym razem, gdy wspominam, że mam pomysł na kolejną wyprawę, mówi: "A może byś dla odmiany wybrał się w jakieś bezpieczne miejsce?". Kiedy wyjeżdżam, zawsze jest na bieżąco, sprawdza środki masowego przekazu, żeby upewnić się, czy w rejonie, do którego jadę, nie wydarzyło się nic niespodziewanego.
Niedawno wrócił pan z Pakistanu, dlaczego akurat tam pan pojechał i jak udało się zorganizować tę podróż?
Pierwotnie, wraz z moją partnerką Magdą, planowaliśmy podróż do Afryki, jednak ze względu na pandemię musieliśmy zmienić plany. Jeśli zaś chodzi o Pakistan, to w pewnym sensie zainspirował mnie serial "Homeland", w którym akcja jednego z sezonów rozgrywa się właśnie w Pakistanie. Oglądając go, pomyślałem, że chciałbym tam pojechać. Oczywiście przygotowania zajęły sporo czasu. Po pierwsze, planując taką wyprawę trzeba mieć kontakt z kimś, kto zna realia tego kraju i kto będzie w stanie, w razie nieprzewidzianej sytuacji pomóc.
Nawiązaliśmy więc kontakt z taką osobą w Pakistanie. Pomogła nam m.in. załatwić wizę, co nie jest wcale takie proste, bo trzeba dokładnie udokumentować, że przyjeżdżając nie ma się złych zamiarów. Dotarłem też do pakistańskiej dziennikarki, dzięki której udało nam się m.in. odwiedzić chrześcijańskie slumsy w Islamabadzie.
Natomiast, nawet w dniu wyjazdu nie byliśmy do końca pewni, jak to się wszystko potoczy. W końcu jechaliśmy na drugi koniec świata, do miejsca, które przez wielu jest postrzegane jako kolebka terroryzmu. Na dodatek w drodze na lotnisko okazało się, że w dniu naszego wylotu Polska została wpisana na tamtejszą czerwoną listę, ze względu na rosnącą liczbę przypadków koronawirusa. Proszę sobie wyobrazić, godzina do wylotu, a my nie wiedzieliśmy, czy w ogóle wsiądziemy na pokład. Na szczęście wszystko się udało.
Odwiedziliście kilka naprawdę niebezpiecznych miejsc. Czym się pan kierował, układając plan wyprawy?
Zwykle w dość nietypowy sposób wybieram miejsca docelowe, a mianowicie wchodzę na stronę Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Jest tam taka zakładka: Polak za granicą, gdzie MSZ nie tylko odradza podróże do Pakistanu, ale dodatkowo wskazuje te najniebezpieczniejsze miejsca. Właśnie w ten sposób, w dużym skrócie, ustaliłem plan wyjazdu.
Jedynym z najniebezpieczniejszych miejsc i takim moim priorytetem było Torkham, czyli przejście graniczne z Afganistanem. Generalnie za cel obraliśmy sobie północne rejony Pakistanu, miasto Peszawar, zwane też małym Kabulem, a także położone tuż przy granicy z Indiami Lahaur. Chciałem także odwiedzić miejsce, w którym zginął przywódca Al-Ka’idy, Osama bin Laden. Kiedy już zrobiliśmy wstępny plan, listę miejsc wysłaliśmy do człowieka, który miał nam towarzyszyć na miejscu.
Bardzo się zdziwił?
Przyznał, że wybraliśmy bardzo nietypowe miejsca. Szczególnie odradzał nam wizytę na granicy z Afganistanem, która biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, jest jednym z najniebezpieczniejszych miejsce w tym rejonie. Jednak wizyta tam była dla mnie absolutnym priorytetem.
Byliście pierwszymi Polakami, którzy weszli do słynnej bazy wojskowej pakistańskich sił specjalnych "Guardians of Khyber Pass"?
To prawda. Wstęp do jednostek wojskowych, które udało nam się odwiedzić, był możliwy dzięki naszemu "opiekunowi" i jego kontaktom w armii pakistańskiej. W innym wypadku oczywiście nie byłoby to możliwe. Osoba, która nas oprowadzała, rzeczywiście powiedziała, że jesteśmy tu pierwszymi Polakami. Jest to jedno z najpilniej strzeżonych miejsc na terenie całego Pakistanu.
W przeszłości gościli tu m.in. prezydenci USA, Jasir Arafat oraz księżna Diana, która do dziś ma tam swój pamiątkowy pokój.
Dotarliście też do miejsca, w którym zginął najbardziej poszukiwany terrorysta świata, Osama bin Laden?
Tak, udało nam się dotrzeć do Abbottabad, choć nie bez kłopotów. Na początku mieliśmy pewne obawy, czy samo miejsce nie jest dziś traktowane przez ekstremistów jako szczególne miejsce kultu. Jednak okazało się, że tuż po zamachu rząd pakistański zdecydował o wyburzeniu twierdzy. Dziś nic nie przypomina o tym, że ukrywał się tam i zginął, przynajmniej według oficjalnej wersji, najbardziej poszukiwany terrorysta świata.
Według oficjalnej wersji? Czyli są też mniej oficjalne? Mieliście okazję porozmawiać o tym z mieszkańcami?
Oficjalna wersja mówi o tym, że to Amerykanie, bez udziału władz pakistańskich, zrealizowali akcję "Tróząb Neptuna". Co na ten temat mówią lokalsi? Teorii jest kilka. Według jednej z nich w twierdzy ukrywał się ktoś ważny, ale nie był to wcale Osama bin Laden, który zmarł, ale nie tutaj, tylko gdzieś w górach, w pakistańskim szpitalu. Jeszcze inna teoria mówi o tym, że to władze Pakistanu zlikwidowały terrorystę i tylko "podzieliły się" sukcesem z dowództwem USA.
Jeszcze jednym celem na waszej trasie była Wagah Border, czyli granica z Indiami?
Tak i tutaj mała ciekawostka. Ze względu na długoletni konflikt i wrogie stosunki między dwoma krajami, granica Pakistan - Indie jest jeszcze pilniej strzeżona, niż ta z Afganistanem. Dosłownie co kilka kilometrów można wpaść tu na wojskowe check-pointy.
Przynajmniej kilkukrotnie sprawdzano nas i nasz samochód. Wszystko za sprawą ataków terrorystycznych, jakich dopuścili się tu przed kilkoma laty pakistańscy Talibowie. Warto podkreślić, że oficjalnie granica lądowa Pakistan - Indie jest zamknięta. Co ciekawe, właśnie w Wagah Border, pierwszy raz po kilkunastu dniach pobytu, spotkaliśmy białego turystę, który tak jak my, przybył, aby obserwować zmianę warty.
Z Wagah Border jest już bardzo blisko do drugiego największego miasta Pakistanu, Lahaur?
To prawda, drugie pod względem liczby mieszkańców miasto Pakistanu i jedno z najbardziej zanieczyszczonych miast na świecie. W Lahaur ruch jest tak ogromny, że przejechanie kilku kilometrów zajmuje często nawet kilka godzin. Ale jest tam kilka wyjątkowych miejsc wartych odwiedzenia, m.in. wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO ogrody Szalimar, Cesarski Meczet, czy sąsiadujące ze Starym Miastem slumsy. Niestety, ze względu na duże zagrożenie terrorystyczne Lahaur odwiedza bardzo niewielu turystów.
Bycie turystą w Pakistanie to spore wyzwanie?
Jest w tym dużo prawdy. W wielu miejscach turysta nie może swobodnie poruszać się bez specjalnego pozwolenia lub opieki. Zdarzyło się, że wyszliśmy na spacer, ale natrafiliśmy na patrol wojskowy, który najpierw nas wylegitymował, po czym zawrócił do hotelu. Pakistan w ogóle nie jest przyzwyczajony do turystów. Oni nie do końca wiedzą, jak się z takim turystą obejść. Natomiast bardzo starają się, żeby nikomu przysłowiowy włos nie spadł z głowy.
W Peszawarze, przy granicy w Afgansitanem, zatrzymał nas patrol wojskowy, ale nie po to, aby nas wylegitymować, lecz by się upewnić, że czujemy się bezpiecznie.
Jak zapamięta pan Pakistan?
Bardzo dobrze. Wszędzie, dokąd się udaliśmy, spotkaliśmy się z serdecznym przyjęciem. Pakistańczycy to jedni z najmilszych ludzi, jakich spotkałem w trakcie którejkolwiek ze swoich podróży. Bardzo wiele osób utożsamia Pakistan wyłącznie z aktami terroryzmu. Tymczasem za zamachy odpowiada znikomy proc. radykalnych ekstremistów. Oni nienawidzą kultury zachodniej i wszystkiego, co z nią związane. Mają za złe pakistańskiemu rządowi współpracę z rządem amerykańskim i walkę z terroryzmem. Ale jest to naprawdę niewielki proc., którego działania wpływają na opinię o całym kraju. Sami Pakistańczycy to normalni, otwarci ludzie. Chcą żyć w spokoju, nie chcą się bać.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Dokąd następna podróż?
W najbliższym czasie wybieramy się do Mołdawii, na pewno chcemy też odwiedzić Nadniestrze. Największym marzeniem nadal pozostaje Somalia, ale to już jest nieco większy poziom wtajemniczenia, jeśli chodzi o tzw. turystykę ekstremalną. Nie zapeszając jednak, liczę, że i to marzenie uda mi się zrealizować.