LudziePolak otworzył restaurację na Filipinach. Życie w raju wciąga

Polak otworzył restaurację na Filipinach. Życie w raju wciąga

"Poszukuję kucharza z jajami, który gotowy jest przywlec się do mnie ponad 10 tysięcy kilometrów i pracować za marne grosze w 30 stopniach" – tak Michał Kamiński zachęcał do pracy w jego restauracji na Filipinach. Dostał prawie 400 konkretnych propozycji i wybrał jednego szczęśliwca. Restauracja właśnie wystartowała, a Wirtualnej Polsce Michał pokazał jak wygląda w niej codzienna praca.

Ilona Raczyńska

07.11.2017 | aktual.: 07.11.2017 13:19

Michał w podroż dookoła świata wyjechał dokładnie dwa lata temu - w listopadzie 2015 r. - Odwiedziłem Wietnam, Laos, Tajlandię, Malezję, Indonezję, Hongkong, Chiny, Japonię – wymienia w rozmowie z WP. - Na Filipiny przyleciałem w lutym 2016 r. na 4 dni i mieszkam na wyspie Siquijor do dziś.

Życie w raju wciągnęło go totalnie. Jak podkreśla, na Filipinach urzekli go przede wszystkim ludzie. - Lokalsi są niesamowici, są uważani za najszczęśliwszych ludzi na świecie – opowiada. - Piękne jest to, jak potrafią cieszyć się drobnymi rzeczami i nie gonią ślepo za przedmiotami. To się udziela i inspiruje.

Obraz
© Archiwum prywatne

Michał postanowił otworzyć swój miniresort z restauracją i domkami i wtedy raj na chwilę okazał się pełen przeszkód. – Jeśli ktoś myśli, że w Polsce jest duża biurokracja, to niech spróbuje otworzyć biznes na Filipinach. Masa dokumentów, pozwoleń i czekanie na wszystko – opowiada Michał. - Bardzo dużo pomógł mi prawnik. Teraz pewnie poszłoby mi szybciej.

Po wielu miesiącach przygotowań Michał otworzył w końcu restaurację Monkey Business. I gdyby miała drzwi, to powiedzielibyśmy, że się nie zamykają, bo od momentu otwarcia (pod koniec października) Michał i jego pracownicy nie mają chwili wytchnienia.

Obraz
© Archiwum prywatne

W Monkey Business cały czas jest głośno. Choć restauracja nie leży przy samej plaży, to zamiast podłogi ma miękki biały piasek i wygląda jak plażowy bar.

Menu to miks kuchni azjatyckiej i europejskiej. Zamówić można: pizzę, sajgonki, hamburgera, chilli con carne, pyszne desery z fasoli i kukurydzy czy orzeźwiające drinki ze świeżymi owocami. Ale nie brakuje oczywiście akcentów polskich. Za 240 pesos można zamówić pierogi, a niebawem w menu pojawi się także tradycyjny schabowy. Za przygotowanie wszystkiego odpowiada szef kuchni, którego Michał ściągnął z Polski.

Obraz
© Archiwum prywatne

- Gotuję od dziecka, jestem szefem kuchni z pasji i wykształcenia. Prowadzenie restauracji na Filipinach to dla mnie niespotykana okazja i wyzwanie, którego musiałem się podjąć – opowiada Łukasz z Poznania, który odpowiedział na ogłoszenie na Facebooku. - To był skok na głęboką wodę.

Obraz
© Archiwum prywatne

W restauracji pracuje też wspólnik Michała - Mateusz, reszta to Filipińczycy. – Nadaliśmy im polskie imiona, żeby łatwiej było się dogadać. Jest Alina i Krystyna… - wymienia Michał.

To nie koniec planów Polaka. Za restauracją powstają cztery dwuosobowe domki na wynajem, które mają być gotowe za ok. miesiąc. Kto się wybiera?

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (64)