Polak w Londynie o życiu po pandemii i brexicie oraz w cieniu wojny. "Podziały nie mają żadnego znaczenia"
Jak mówi Dariusz Zeller, jeśli ktoś chce pomóc Ukrainie, uderza do społeczności polskiej - bez wątpienia Brytyjczycy zauważyli rolę i wysiłki naszych rodaków. Polak - który mieszka na Wyspach od 17 lat - zdradza, jak żyje się teraz w Londynie.
10.03.2022 | aktual.: 10.03.2022 14:20
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Joanna Klimowicz: Pierwsze, co można odczuć po przyjeździe do Londynu, to wrażenie jakby pandemii już nie było. Nawet w środkach transportu publicznego ludzie nie noszą maseczek. Czy Londyn naprawdę wrócił do normalności po pandemii COVID-19?
Dariusz Adam Zeller: Trzeba przyznać, że w Wielkiej Brytanii podejmowano decyzje dosyć szybko, a największa w tym zasługa premiera Borisa Johnsona, który o ile jest politykiem kontrowersyjnym, o tyle decyzje podejmuje szybko i - przynajmniej jeśli chodzi o te covidowe - wydaje się, że skutecznie.
Na samym początku - w marcu 2020 roku - popełnił co prawda faux pas, kiedy zanegował koronawirusa, ale później sam zachorował i chyba na swoim przykładzie przekonał się, że jest to rzecz poważna. Wszystkie obostrzenia, które wprowadzano, były w dużej mierze przestrzegane. Oczywiście zdarzały się wyjątki, pewnie jak wszędzie.
Jakieś imprezy na Downing Street?
I nie tylko tam, także w kilku innych miejscach. Jednak te kontrowersyjne wydarzenia to były wyjątki, których nikt tutaj nie popierał. Choć z biegiem czasu pojawiło się zmęczenie, zniecierpliwienie. Wcześniejsze kroki, które podejmowano, wydały się słuszne. Bo kiedy w innych krajach Europy były wprowadzane obostrzenia, to tutaj te sankcje wprowadzone razem z pojawieniem się wariantu Omikron, były stopniowo luzowane i w końcu przestały obowiązywać 27 stycznia. Jeszcze do końca stycznia rząd proponował pracę zdalną.
Nie mówię, że już wszystkie obostrzenia zostały wycofane, bo np. do końca marca pracownicy opieki społecznej mają obowiązek zaszczepienia się. Rząd cały czas sugeruje i zaleca, żeby nosić maseczki. W środkach transportu publicznego, w sklepach czy urzędach ja także noszę. Z szacunku dla zdrowia własnego i innych. Ale jak sama zauważyłaś, duża część społeczeństwa nie bierze już tego pod uwagę.
A czy życie społeczne, gospodarcze i kulturalne wróciło do normy sprzed pandemii?
To chyba jedna z najbardziej istotnych rzeczy, która nurtowała ludzi. Londyn jest miastem wielokulturowym, gdzie blisko do wielkich wydarzeń i jego mieszkańcy byli stęsknieni tego życia. Wreszcie mogą w nim uczestniczyć bez problemu.
Ci, którzy interesują się piłką nożną i Premiere League widzą, że trybuny są pełne, nie ma żadnych obostrzeń. Koncerty też nareszcie się odbywają. Miejmy nadzieję, że najgorsze już za nami i normalność wróciła.
Darku, co poleciłbyś do zwiedzania w trakcie weekendu? Mieszkasz tu od 17 lat, zajmujesz się kulturą, na pewno masz swoje ukochane miejsca i wydarzenia.
Mógłbym "popłynąć" standardowo: British Museum, Buckingham Palace itp. Big Bena na razie państwo nie zobaczycie, bo nadal jest remontowany i potrwa to jeszcze kilka miesięcy. Pałac Buckingham szczerze polecam, bo być w Londynie i nie zobaczyć, gdzie mieszka królowa, byłoby grzechem.
Londyn to kilkaset różnorakich muzeów i galerii. Jest tu wszystko, co tylko może człowieka zainteresować, wybór zależy tylko od indywidualnych zainteresowań.
Choć ja nie przepadam za British Museum, to dwa miesiące temu wybrałem się ze swoimi synami na czasową wystawę dotyczącą kultury przedinkaskiej. Ameryka Południowa to moja miłość - szczególnie Peru, Boliwia i Ekwador. Więc i tam można się wybrać, będąc w Londynie.
Kogoś, kto tu przyjeżdża na pewno mogą zauroczyć tereny zielone i parki, są zjawiskowe. Polecam tym, którzy chcieliby odetchnąć pomiędzy atrakcjami. Warto zacząć zwiedzanie od centrum, czyli od katedry Westminster, Parlamentu i London Eye.
Czy turyści wrócili już po pandemii? W weekend widziałam setki ludzi ciągnące do Windsoru i dziesiątki ustawiające się w kolejce do zwiedzania zamku.
Zdecydowanie tak - turystyka wróciła i to w obie strony. Nawet wtedy, gdy tylko na chwilę obostrzenia były zluzowane - latem półtora roku temu - ludzie zaczęli masowo wyjeżdżać. Teraz pozostały właściwie tylko regulacje dotyczące kwarantanny.
Jestem przekonany, że jeśli wszystko utrzyma się w normach, to w lecie na ulicach będą tłumy turystów.
A jak żyje się w Londynie po brexicie? Zwłaszcza Polakom?
W Londynie jest mnóstwo polskich sklepów i nie zauważyłem w nich żadnych zmian. Na samym początku po wyjściu z Unii Europejskiej ich właściciele mieli problemy z kwestiami biurokratycznymi, w szczególności na granicy. Teraz już ich nie widać, co cieszy.
Są jednak pewne minusy. Mój najstarszy syn nie zacznie tutaj studiów, a wyjedzie w tym celu najprawdopodobniej do Islandii lub Norwegii, gdzie sytuacja w tym względzie wygląda zdecydowanie korzystniej. Wcześniej płaciło się za rok 9250 funtów, a teraz ta kwota znacznie wzrosła, ponieważ studenci z Europy nie będą już mieli statusu upoważniającego ich do opłaty krajowej ani dostępu do brytyjskiego wsparcia finansowego. I to drugie stanowi największą barierę do tego, by tu studiować.
Dla osób spoza Wielkiej Brytanii, nawet tych, które mieszkają tu od lat, ale mają tylko polski paszport, są pewne bariery. Ale w życiu codziennym - poza tym przykładem polskich studentów - nie są one zauważalne.
Mam wrażenie, że Wielka Brytania żyje teraz wojną na Ukrainie, wyczuwalne jest wsparcie dla Ukraińców. W Londynie odbyła się proukraińska demonstracja. Wszystkie gazety piszą o agresji Rosji i bohaterskiej obronie Ukraińców. A jak wy - Polacy na Wyspach czy twoi brytyjscy znajomi - angażujecie się w ten temat?
Oglądamy BBC - najbardziej znaną brytyjską stację - moi brytyjscy znajomi pytają: "Jak to się dzieje, że cały czas mówią o was - Polakach?". W pierwszych dniach wojny, kiedy uśpione po 1945 roku demony obudziły się w Europie i jeszcze podchodzono do tego tutaj z niedowierzaniem, każdy i tak zauważał rolę Polski oraz wysiłki, by pomagać Ukrainie.
Jeśli chodzi o liderów Europy Zachodniej, to moim zdaniem zareagowali w sposób opieszały, żeby nie powiedzieć skandaliczny. Boris Johnson jako jeden z nielicznych miał od razu twarde stanowisko. Wówczas powszechnie funkcjonowało powiedzenie: "Ukraiński komik stał się mężem stanu, a zachodnioeuropejscy mężowie stanu stali się komikami".
Sytuacja zmieniła się w sobotę 26 lutego - m.in. dzięki dużej w tym roli premiera Mateusza Morawieckiego - ale Brytyjczycy, w przeciwieństwie do innych, już wcześniej zauważyli pierwszorzędną rolę Polaków oraz to, jak pomagamy.
Tutaj też z pomocą ruszyliśmy z kopyta. Są zbiórki wszystkiego, co może być przydatne i transporty. Z kolei od przyjaciela - który pomaga sam, bez rozgłosu - dowiedziałem się np. że obrońcy Kijowa i innych ukraińskich miast bardzo potrzebują dwóch rzeczy: pasków do karabinów oraz sznurówek. Niby błahostki, ale jakże potrzebne. A tym, którzy uciekają potrzebne jest wszystko. I to jest zbierane - wystarczy jeden wpis w mediach społecznościowych i ustawiają się kilkudziesięciometrowe kolejki do różnych punktów, domów polskich - choćby w Lewisham do Klubu Orła Białego.
Moje redakcje także działają. Jeśli ktoś chce pomóc, uderza do społeczności polskiej. Cudowna rzecz, że potrafimy się tak zjednoczyć. Dobrze by było, by udało się to kontynuować. W obliczu tego, co przeżywają teraz ludzie na Ukrainie, nasze podziały nie mają żadnego znaczenia. Może to moment, żebyśmy się zastanowili, co w życiu najważniejsze.
Dariusz Adam Zeller - dziennikarz, literat, działacz społeczny, zastępca redaktora naczelnego tygodnika Cooltura, pracuje też w Polskim Radiu Londyn i portalu Cooltura24.