Przeprowadzka z miłości. Polki zdradzają, co przeżyły
Na długo przed własną przeprowadzką za granicę interesowałam się powodami, dla których ludzie decydują się na emigrację. Odbyłam wiele rozmów z Polakami, którzy postanowili spróbować ułożyć sobie życie w innym kraju, a nawet na innym kontynencie. Obok celów zawodowych, zmiany klimatu i poszukiwania odmiany do głównych motywacji emigrujących należy miłość.
07.03.2022 13:11
Międzynarodowa firma przeprowadzkowa Schmidt International Relocations zebrała dla swoich klientów dane z różnych badań nad emigracją z miłości. Wśród nich znajdują się następujące dane: 25 proc. osób jest gotowych przeprowadzić się za partnerem. 73 proc. tych, którzy zdecydowali się na ten krok, wytrwało w związku przez co najmniej rok po przeprowadzce. 65 proc. badanych nie żałuje takiej decyzji, a 20 proc. ma do niej neutralny stosunek, choć 30 proc. przyznaje, że przeprowadzka i adaptacja do nowego miejsca stanowiła trudny proces.
Do spakowania się i wyruszenia za ukochaną osobą skłonne są przede wszystkim kobiety. Aż siedem na 10 bohaterek mojej książki "Rzuć to i jedź, czyli Polki na krańcach świata" wyjechało z Polski, kierując się głównie chęcią towarzyszenia partnerowi. Osiedliły się w jego ojczyźnie lub tam, gdzie dostał on pracę.
Za tobą będę szła
Tak zrobiła Ewa Kulak-Carvajal, która kilkanaście lat temu wyjechała do chłopaka do Kolumbii. Decyzja ryzykowna o tyle, że nigdy wcześniej się nie spotkali. Poznali się przez internet i długo widywali się tylko na zdjęciach i przez kamerę.
- Przez ponad rok pisaliśmy do siebie maile i rozmawialiśmy przez telefon. Po zakończeniu stypendium i obronie pracy magisterskiej musiałam zdecydować: albo się wreszcie spotkamy, albo to kończymy - opowiada Ewa.
- Zaryzykowałam. Od pierwszego spotkania się sobie spodobaliśmy. Przytuliliśmy się na powitanie, porozmawialiśmy chwilę, a potem… pojechaliśmy do sklepu po meble do naszego mieszkania. W naszym przypadku rzeczywistość pokrywała się z tym, o czym pisaliśmy do siebie w listach. Mario nie okazał się kimś innym ani nie zmienił po pewnym czasie. Wciąż jest fascynującym człowiekiem - dynamicznym, pogodnym, bardzo aktywnym. Choć wychowaliśmy się w innych kulturach, pasujemy do siebie i dobrze się rozumiemy. On rozumie mnie lepiej niż Europejczyk, ja jego lepiej niż Indianka z południa Kolumbii, gdzie się wychował - opowiada Ewa.
Nie tylko miłość
Ich związek trwa do dziś. Ewa założyła w Kolumbii własną firmę - biuro podróży. Dzięki temu łatwiej odnalazła się w nowym kraju, miała w nim swoje sprawy poza ukochanym. A to bardzo ważne.
Badanie InterNations z 2015 r. pokazuje, że duża część osób, które podążają za partnerami, martwi się o stan swoich finansów, nie czuje się komfortowo, będąc w pełni zależna od partnera i żałuje konieczności rezygnacji z pracy w swojej ojczyźnie.
- Miałam świadomość, że wyjazd tylko z powodu internetowej znajomości jest ryzykowny - mówi Ewa. - Dlatego zgłosiłam się na staż w polskiej ambasadzie w Kolumbii. Gdyby Mario okazał się kimś innym, niż sobie wyobrażałam, mój wyjazd nie byłby stratą czasu, bo czegoś bym się nauczyła i zyskała zawodowe doświadczenie.
Na neutralnym gruncie
Maja Klemp - autorka książki "Pakistańskie wesele" - mieszka w Nowym Jorku z mężem Pakistańczykiem. Zwraca uwagę, że w przypadku związków osób różnych narodowości dobrym rozwiązaniem może być zamieszkanie w kraju, który nie jest ojczyzną żadnej z nich.
Kiedy para mieszka w rodzinnych stronach jednego z partnerów, rodzina się wtrąca, a lokalna społeczność narzuca pewne normy. Układanie sobie życia na neutralnym terytorium sprawia, że obie strony muszą ponieść podobne wyrzeczenia i zbudować swoje nowe życie od podstaw. Nikt nie jest na uprzywilejowanej pozycji, ani nie zależy od drugiej strony. Nie ma miejsca na wyrzuty, że ktoś się dla kogoś poświęcił.
- Poznaliśmy się w czasie studiów w Walii, w akademiku w Cardiff - opowiada Maja. - Parą zostaliśmy dopiero na kolejnym roku studiów. Dość długo oswajałam myśl o pakistańskim chłopaku. Jeszcze zanim zostaliśmy parą, dużo opowiadaliśmy sobie o Polsce i Pakistanie. To plus związków mieszanych, że z powodu drugiej osoby uczymy się o kulturach, które z innego powodu by nas nie zainteresowały.
Maja odwiedziła Pakistan, ale z mężem zamieszkali w Stanach Zjednoczonych.
- Nowy Jork jest dla nas dobrym miejscem. To miasto nie dyskryminuje żadnego z nas, jesteśmy tu na takich samych warunkach, a to bardzo duże ułatwienie. Na dziś jest nam tu dobrze. Chciałabym, żebyśmy w pewnym momencie wrócili do Europy, każde z nas byłoby wtedy bliżej swojego kraju. Marzę o mieszkaniu w Barcelonie, a emeryturę chcemy spędzić na hiszpańskiej prowincji - dodaje Polka.
Bilans musi wyjść na plus
Od czasu ukazania się mojej książki "Rzuć to i jedź" rozpadły się co najmniej trzy związki opisanych przeze mnie bohaterek. W sieci znalazłam wiele zwierzeń kobiet, których miłosno-emigracyjne historie nie skończyły się happy endem.
Czy warto więc ryzykować i przeprowadzać się za miłością? Na pewno niezależnie od powodzenia związku lepiej radzą sobie osoby, które widzą świat poza swoim partnerem i są otwarte na korzyści, które daje zamieszkanie w innym kraju - nową scenerię, nowe znajomości, możliwości zawodowe, okazję do przełamania własnej nieśmiałości i naukę radzenia sobie w nowych sytuacjach. Przeprowadzka, za którą stoi nie tylko miłość, ale też ciekawość nowego życiowego rozdziału ma większe szanse na stanie się ciekawym, wzbogacającym doświadczeniem.
Marika Devan - autorka bloga Clumsy Girl Travels - opisała swoją przeprowadzkę z USA do Londynu po kilku miesiącach związku na odległość. Niestety na miejscu ukochany zupełnie stracił nią zainteresowanie. Mimo to nie uważa tego czasu za stracony. "Czas spędzony w Londynie wspominam jako najbardziej depresyjny w całym moim życiu. Czy zrobiłabym to ponownie? Absolutnie tak. Bardzo dużo się o sobie nauczyłam" - pisze.