Polka na Jamajce. "Musiałam nauczyć się odpuszczać"
Turyści słabo radzą sobie w starciu z lewostronnym ruchem na Jamajce i taksówkarzami, którzy pędzą jak szaleni. Mimo ostrzeżeń obsługi hotelu wynajmuję samochód, żeby pojeździć po wyspie, bo nie ma lepszego sposobu, żeby dotrzeć do miejsc tak zjawiskowych jak region Portland. Po drodze spotykam Polkę.
Po wypożyczeniu samochodu w nawigację wpisuję "Portland". Gdzieś między Morzem Karaibskim a Górami Błękitnymi widzę szyld: Polish Princess. Adres: Fairy Hill, czyli zaczarowane wzgórze. Zaintrygowana skręcam. Trafiam na uroczy pensjonat, który prowadzi Barbara.
Magda Owczarek: Dlaczego zamieszkałaś na Jamajce?
Barbara Laing: Pochodzi stąd mój mąż, poznaliśmy się pracując w norweskich liniach statków wycieczkowych. Zdecydowaliśmy, że ze względu na język i pracę łatwiej będzie nam żyć tutaj niż w Polsce. Postanowiliśmy zbudować mały pensjonat na rodzinnej ziemi w Portland. Na początku nadzorowaliśmy budowę zdalnie, ale szybko okazało się to niemożliwe. Musiałam osobiście przypilnować ekipy budowlanej. Udało się, niedawno świętowaliśmy dziesięć lat istnienia Polish Princess.
Nie obawiałaś się zamieszkać w miejscu tak różnym od Polski?
Nie, może dlatego, że wcześnie wyprowadziłam się z domu i zaczęłam żyć na własny rachunek? Najpierw pracowałam w Warszawie, potem w Miami. Na statkach opłynęłam cały świat. Pomogło to, że rodzina męża przyjęła mnie ciepło i życzliwie. Dużo zawdzięczam też pani Irenie Cousins - konsul honorowej z Kingston, która udzieliła mi wielu praktycznych wskazówek. Dziś uważam, że przeprowadzka była bardzo dobrą decyzją. Ze wszystkich miejsc na świecie, które widziałam, wybrałabym właśnie Jamajkę i Portland. Jest tu pięknie, bezpiecznie, zielono i ciepło przez cały rok.
Trudno było założyć własny biznes na Jamajce?
Z jednej strony tak - tutaj wszystko toczy się wolniej, nikt się nie spieszy. Budowa trwała znacznie dłużej niż planowaliśmy. Z drugiej strony formalności są o wiele prostsze. Zarejestrowałam nazwę “Polish Princess”, uzasadniając, że nawiązuje ona do mojego kraju i polskiej historii. Płacę podatki, rachunki i to wszystko. Na początku planowaliśmy pensjonat na cztery pokoje, skończyło się na ośmiu. Nasi goście to głównie Niemcy, Amerykanie i Kanadyjczycy. Polacy ze względu na odległość trafiają do nas dość rzadko, a szkoda, bo Jamajka spodoba się każdemu: i miłośnikom plażowania i aktywnego wypoczynku.
Czy pracując, masz czas cieszyć się z tego, że mieszkasz na tropikalnej wyspie?
Praca w pensjonacie jest całodobowa, więc rzadko odpoczywam. Latem przez kilka tygodni nie przyjmujemy gości i często sama wtedy wyjeżdżam. Kiedy mam spokojniejszy dzień, zaczynam od wypicia filiżanki przepysznej jamajskiej kawy na naszej werandzie. Potem jadę na bajkową plażę Frenchman’s Cove. Wieczorem idę do knajpki Soldier Camp, która w całości jest zbudowana z bambusa, mają tam świetne owoce morza.
Zobacz też: Polka na Jawie
Na Jamajce czujesz się bezpiecznie?
Często słyszę to pytanie, czy Jamajka jest bezpieczna. Uważam, że tak. Pewnie, zdarzają się pojedyncze incydenty, ale tak jest przecież w każdym miejscu na świecie. Tak jak wszędzie są miejsca, których należy unikać - niektóre dzielnice Kingston są opanowane przez gangi. Ale na reszcie wyspy wystarczy zachować zdrowy rozsądek: nie zapuszczać się w odludne miejsca, nie wchodzić na czyjeś podwórka, nie fotografować nieznajomych.
A huragany?
Szczęśliwie te najsilniejsze w ostatnich latach omijały Jamajkę. Oficjalnie sezon huraganów trwa od marca do listopada, ale pogody niestety nie da się przewidzieć. W ostatnich latach obserwujemy zmiany klimatyczne i nic już nie jest oczywiste. Odkąd mieszkam na Jamajce nie byłam świadkiem bardzo poważnych zniszczeń z powodu huraganów. W tym okresie należy jednak liczyć się z tym, że mogą być odwołane czy opóźnione loty.
Jacy są Jamajczycy?
Życzliwi, przyjaźni, pomocni. Może jednak denerwować ich luz, brak zorganizowania. Tutaj popularne jest nastawienie “no problem”. Ja jestem inna - poukładana, konkretna, lubię, kiedy rzeczy dzieją się tak, jak sobie zaplanowałam. Musiałam oswoić się z tym, że tu życie toczy się w innym, spokojniejszym tempie, zwłaszcza w naszej części wyspy. Chcąc załatwić różne sprawy trzeba uzbroić się w cierpliwość. Raz na jakiś czas potrzebuję wyrwać się do dużego miasta, pójść na zakupy. Wtedy jadę do Kingston.
Przeprowadzka na koniec świata i związek ludzi z dwóch odmiennych kultur różnie się kończy. Tobie się udało, Jamajka to nie była tylko chwilowa przygoda. Jaka jest twoja recepta na szczęście?
Jest nią otwartość i elastyczność. Nauczyły mnie tego podróże. W międzynarodowym związku trzeba umieć pójść na kompromis. Nie ma sensu oczekiwać, że druga strona dostosuje się do zasad, które obowiązują w naszym kraju. Podobnie jest z przeprowadzką w inne miejsce - trzeba zaakceptować, że tu po prostu żyje się inaczej. Na Jamajce nauczyłam się wiele rzeczy odpuszczać, dzięki temu łatwiej mi się tu odnaleźć.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl