Trwa ładowanie...

Polka na Zanzibarze. "To jedna z piękniejszych prac, jakie można mieć"

Joanna Frenkiel bała się jechać sama z dziećmi do Białki, a parę miesięcy później przeprowadziła się z córkami do Afryki. Choć początek nie był łatwy - została oszukana i okradziona, nie cofnęłaby czasu. Dziś Zanzibar nazywa drugim domem.

Polka na Zanzibarze. "To jedna z piękniejszych prac, jakie można mieć"Źródło: Joanna Frenkiel, archiwum prywatne
d2hivgb
d2hivgb

Magda Owczarek: Skąd ty i twój mąż wiedzieliście, jak zbudować i poprowadzić hotel? Przecież zawodowo zajmowaliście się czymś zupełnie innym.

Joanna Frenkiel: Nie mieliśmy pojęcia, że będzie to tak skomplikowane. Na początku hotel na Zanzibarze miał być tylko moim projektem. Przyszedł moment, kiedy przestałam pracować i szukałam na siebie nowego pomysłu. Chciałam zająć się czymś, co naprawdę by mnie interesowało. Dużą inspiracją były dla mnie spotkania Sieci Kobiet Przedsiębiorczych, na których często słyszałam, że aby z powodzeniem prowadzić własny biznes, trzeba to robić z pasją. A ja od dziecka lubiłam podróżować, znam też języki. Pomyślałam, że praca związana z turystyką, w międzynarodowym środowisku to coś dla mnie.

Joanna Frenkiel, archiwum prywatne
Źródło: Joanna Frenkiel, archiwum prywatne

Dlaczego wybrałaś akurat Zanzibar?

Mój mąż wybrał się tu kiedyś z kolegą na kitesurfing. Wrócił oczarowany i namawiał mnie, żebyśmy przyjechali całą rodziną. Nasza najmłodsza córka miała wtedy trzy lata, więc uznałam, że to szaleństwo. Ale w końcu dałam się namówić i od razu zakochałam się w tym miejscu.

Kolega męża szukał wspólników do budowy małego hotelu na wyspie. Zaproponował, że poprowadzi budowę, a ja miałam zająć się sprzedażą i marketingiem. Chciałam to robić zdalnie, a na Zanzibar przyjeżdżać tylko od czasu do czasu. Szybko okazało się jednak, że to niewykonalne – jeśli nie nadzoruje się biznesu osobiście, to wszystko stoi w miejscu. Potem pojawiły się inne problemy, musiałam poprosić męża, żeby mi pomógł. W końcu zostawił swoją działalność i przez wiele miesięcy zajmowaliśmy się wyłącznie hotelem. Na Zanzibar zabraliśmy ze sobą trójkę naszych dzieci.

Joanna Frenkiel, archiwum prywatne
Źródło: Joanna Frenkiel, archiwum prywatne

Łatwiej rzucić wszystko i jechać na koniec świata w pojedynkę, niż namówić do tego aż cztery inne osoby. Wszyscy zgodnie spakowali walizki?

Rzeczywiście, nie było łatwo, ale jesteśmy silniejsi niż się nam wydawało. Kiedyś dziwiłam się, jak funkcjonują rodziny, w których jedna osoba jest przedstawicielem handlowym i poza weekendami cały tydzień spędza w drodze. Dziś wiem, że wszystko jest kwestią dobrej organizacji. Nasze dzieci na początku nie były zachwycone, przede wszystkim dlatego, że nie mieliśmy dla nich czasu, całą naszą uwagę pochłaniała budowa i uruchomienie hotelu. Ale ostatecznie to doświadczenie zbliżyło nas do siebie. Najstarsza córka pomagała nam w pracy, zdobyła doświadczenie, poznała nowych ludzi. Młodsze chodzą do międzynarodowej szkoły na Zanzibarze, gdzie nauczyły się języka i poznały nowe kultury.

d2hivgb

Jaki mieliście pomysł na wasz hotel?

Skupiliśmy się na tym, czego sami oczekujemy, kiedy podróżujemy. Mamy trójkę dzieci i jeżdżąc na wakacje szukaliśmy pokoi rodzinnych i takie urządziliśmy w naszym hotelu, choć kiedy zaczynaliśmy, Zanzibar był głównie kierunkiem dla par. Mój mąż często wyjeżdżał służbowo i często przyłapywał się na tym, że nie wie, w jakim jest kraju, bo wszystkie pokoje hotelowe wyglądają bardzo podobnie. My chcieliśmy, żeby nasi goście od razu wiedzieli, że są w Afryce.

Joanna Frenkiel, archiwum prywatne
Źródło: Joanna Frenkiel, archiwum prywatne

Zamierzaliśmy stworzyć miejsce, gdzie można odpocząć od cywilizacji, dlatego nasze pokoje urządzone są bardzo prosto, nie ma w nich telewizorów. Domki otacza bujny ogród, po ścianach chodzą jaszczurki. Zależało nam na kameralnej, domowej atmosferze. Stąd zresztą nazwa "Marafiki", co w języku suahili znaczy „przyjaciele”.

Kiedyś bałaś się jechać sama z dziećmi do Białki, bo to za daleko, a kilka miesięcy później zabrałaś córki na Zanzibar i nadzorowałaś trzy ekipy budowlane.

To był czas przełamywania wielu barier. W czasie budowy istotnym ograniczeniem był brak wody i prądu, przez wiele miesięcy funkcjonowaliśmy tylko na generatorze. Codziennie musieliśmy pojechać na stację benzynową po kanistry z paliwem, a stacje na Zanzibarze są czynne tylko do zmroku. W 2015 roku, kiedy budowaliśmy hotel, na wyspie trudno było o podstawowe rzeczy potrzebne do wykończenia, takie jak rury, kable czy gniazdka. Musieliśmy je sprowadzać w kontenerze statkiem, który płynął kilka miesięcy, a jeśli o czymś zapomnieliśmy, na następny transport trzeba było długo czekać. Niektóre narzędzia przywoziłam w walizce, jak młot udarowy do wykucia basenu. Ale kiedy miejscowi pracownicy usłyszeli, ile robi hałasu, uznali go za diabelską maszynę i nie chcieli używać.

Joanna Frenkiel, archiwum prywatne
Źródło: Joanna Frenkiel, archiwum prywatne

Nie miałaś ochoty się wycofać?

Już po kilku miesiącach pojawiły się problemy ze wspólnikami, okazało się też, że budżet był mocno niedoszacowany. Rozgrzebanej budowy nikt by od nas nie kupił, więc musieliśmy doprowadzić przedsięwzięcie do końca. Rozstaliśmy się ze wspólnikami, pożyczyliśmy pieniądze i poszukaliśmy inwestora, bo sami nie mieliśmy wystarczających funduszy. Po drodze zostaliśmy okradzeni. Mimo to nie poddaliśmy się. Wierzyłam w to miejsce tak, jak wierzy zakochana kobieta. Stanęliśmy na głowie, żeby hotel był gotowy w grudniu, bo wiedziałam, że najwięcej ludzi trafia na Zanzibar w okresie Bożego Narodzenia i sylwestra. Przyjechali pierwsi goście, wyjechali zadowoleni i potem jakoś poszło. Pierwsze tygodnie były oczywiście pełne niespodzianek, ciągle się coś psuło, ale z każdym dniem wychodziliśmy na prostą.

d2hivgb

Jak was przyjęli okoliczni mieszkańcy?

Biali generalnie są w Afryce mile widziani, bo przywożą pieniądze i dają pracę. W "Marafiki" zatrudniamy mieszkańców wyspy, a także Tanzańczyków z lądu. Mamy dobre relacje z pracownikami, choć musieliśmy się też nauczyć, jak z nimi współpracować. Z jednej strony Afrykańczycy są bardzo dumni, z drugiej próbują wykorzystać zbyt łagodnego pracodawcę.

Joanna Frenkiel, archiwum prywatne
Źródło: Joanna Frenkiel, archiwum prywatne

Niedawno jedna z polskich blogerek została napadnięta i okradziona w jednym z zanzibarskich hoteli. Nie boisz się, że coś takiego zdarzy się u was?

Słyszałam, że tamta sytuacja była swego rodzaju zemstą Zanzibarczyków na właścicielach hotelu, którzy nie płacili swoim pracownikom ani dostawcom. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że rozwój turystyki pociąga ze sobą także rozwój przestępczości. Bronimy się przed tym dobrymi relacjami z pracownikami i sąsiadami, mamy też ochronę.

d2hivgb

Czy mając dzisiejszą wiedzę, ile będzie kosztowało cię otwarcie „Marafiki”, zrobiłabyś jeszcze raz?

Oczywiście! Wiedząc, dokąd mnie to zaprowadzi, pewnie łatwiej pokonywałabym trudności. Dziś, kiedy widzę zadowolone miny naszych gości, rozumiem, że mam jedną z piękniejszych prac, jakie można wykonywać, bo uszczęśliwiam ludzi. Mieszkamy w cudownym miejscu. Zanzibar jest niezadeptany przez turystów, ludzie są tu ubodzy, ale szczęśliwi, uśmiechnięci. Żyją zgodnie z filozofią hakuna matata, co znaczy "nie ma problemu". Ocean mieni się we wszystkich barwach błękitu i turkusu. Dwa razy dziennie jest przypływ i odpływ, ocean cofa się o półtora kilometra, odsłaniając przepiękne zatoczki i skałki. Nocą rozgwieżdżone afrykańskie niebo jest niesamowite, kiedy na nie patrzę, czuję spokój. Poznaję wspaniałych ludzi z całego świata. To rekompensata za wszystkie trudy.

Czekamy na wasze historie z wakacyjnych wyjazdów! Prześlij je nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz też: Czy morskie olbrzymy wciąż rosną?

d2hivgb
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2hivgb