Polka w Laponii. "Nie ma takiego świątecznego pośpiechu, bieganiny i przygotowań do ostatniej minuty"
Laponia to ogromna kraina rozciągająca się na obszarze czterech krajów. Polakom kojarzy głównie ze św. Mikołajem w Finlandii. - Przywoływane są obrazki niczym z baśni Andersena, gdzie po śniegu zamiast łosi biegają elfy i wiecznie panuje biała zima. Norwedzy widzą ją zupełnie inaczej – opowiada w rozmowie z WP Turystyka Małgorzata Dvořáková, która mieszka w norweskiej części Laponii.
Małgorzata Dvořáková przyjechała po raz pierwszy do Norwegii w 2010 r. Jej przygoda zaczęła się od wymiany studenckiej, podczas której studiowała i mieszkała niedaleko Oslo. Wtedy też poznała swojego przyszłego męża o imieniu Zdeno, pochodzącego ze Słowacji. Młodzi studenci zakochali się w sobie i w norweskiej przyrodzie, dlatego postanowili wieść tu razem szczęśliwe życie.
Obecnie mieszkają wraz z córeczką w położonym za kołem podbiegunowym mieście Bodø. Gosia opowiedziała nam o zimowych atrakcjach na północy kraju oraz przygotowaniach do świąt Bożego Narodzenia i ich obchodach.
Karolina Laskowska: Gdy wyobrażam sobie Laponię, widzę mnóstwo śniegu, prawdziwe renifery i niepowtarzalne zorze polarne. Z czym jeszcze powinno się ją kojarzyć?
Małgorzata Dvořáková, autorka bloga "Gazela w Laponii" i podcastu "Życie w Norwegii": Laponia kojarzy się Polakom głównie z bajkową krainą św. Mikołaja w Finlandii. Przywoływane są obrazki niczym z baśni Andersena, gdzie po śniegu zamiast łosi biegają elfy i wiecznie panuje biała zima. Norwedzy widzą ją zupełnie inaczej.
Dla nich Laponia to ogromny obszar geograficzno-kulturowy o powierzchni ok. 380 tys. km kw. znajdujący się w Norwegii, Szwecji, Finlandii i Rosji. Zajmuje ona ok. 2/3 terytorium całej Norwegii. Jej rdzenni mieszkańcy to Saamowie hodujący renifery, od których wywodzi się inna nazwa tego regionu – Sápmi.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Dlaczego warto odwiedzić Laponię?
Żeby zobaczyć niesamowitą naturę, która gra w Laponii pierwsze skrzypce. Można tutaj przeżyć prawdziwe zimy ze śniegiem oraz sztormy. Na ogromnych, niezamieszkanych terenach człowiek czuje się znacznie mniejszy od dzikiej przyrody. Trudno tego doświadczyć, żyjąc w mieście. Laponia to raj dla miłośników aktywności na świeżym powietrzu, do których ja również należę. W całej północnej Skandynawii mamy mnóstwo miejsc do jazdy na nartach oraz organizowania psich zaprzęgów.
Wielu turystów przyjeżdża tutaj, żeby zobaczyć zorzę polarną. Azjaci chcą ją przeżyć z ciekawego powodu. Wierzą, że jeśli w tę noc pocznie się dziecko, to na pewno będzie to upragniony syn. Warto też dodać, że zorze nie zawsze są tak spektakularne jak na pojedynczych zdjęciach, ponieważ sporo zależy od warunków atmosferycznych. Często zdarza się, że turyści są zawiedzeni ich widokiem. Może to wynikać z wyboru złego terminu lub miejsca obserwacji.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Odradzam przyjazdy od października do początku stycznia, bo wtedy panuje bardzo duże zachmurzenie. Lepiej przyjechać w drugiej połowie lutego lub w marcu. Nie ma jednak przepisu na zorze. Trzeba mieć ogromne szczęście. Trudno przewidzieć też jej intensywność, więc nie należy się nastawiać, że akurat dzisiaj na pewno zobaczymy ten piękny widok. Ja widziałam najpiękniejsze zorze w okolicach moich urodzin w połowie marca. Żeby zrobić im wyjątkowe zdjęcie, trzeba czekać do późnych godzin i sporo się natrudzić. Każda zorza jest inna i na swój sposób piękna.
Grudniowa wycieczka do Norwegii obfituje w dodatkowe atrakcje związane z przygotowaniami do świąt Bożego Narodzenia. Na czym one polegają?
Grudzień to czas światła. W najciemniejszy dzień w roku (13 grudnia) obchodzimy dzień św. Łucji – męczennicy niosącej światło, będące symbolem nadziei na lepsze, jaśniejsze i cieplejsze dni.
Do adwentu w Norwegii podchodzi się bardzo poważnie. Już w ostatni weekend listopada mieszkańcy ozdabiają domy. W oknach pojawiają się świecące gwiazdy z papieru. Popularne są też koncerty i przedświąteczne spotkania. Norwegowie należą do różnych stowarzyszeń, a każde z nich organizuje własną imprezę wigilijną. Na te uroczystości stroją się jak nigdy.
Adwent to również czas odpoczynku i picia słodkiego napoju gløgg z rodzynkami i bakaliami (nie ma on nic wspólnego z grzanym winem). Typowy Norweg robi świąteczne zakupy w listopadzie, a w grudniu może na spokojnie spotkać się z bliskimi i trochę zwolnić. Ponadto co tydzień, w każdą niedzielę adwentu, zapala się w domu kolejną świecę i śpiewa świąteczną piosenkę. Ogólnie w tym czasie wszystko jest "świąteczne", np. specjalne piwo czy pierniczki.
Warto dodać, że dużą popularnością cieszą się także krasnale. Wiele dzieci wierzy, że w każdym domu mieszka jakiś gnom, który może zrobić coś na złość, więc trzeba dać mu podarunek, aby był miły dla rodziny. Dzieci rozwiązują też codziennie zagadki przygotowane przez rodziców, myśląc, że to właśnie zadania od krasnala. Dzień przed Wigilią gotuje się specjalny ryż na mleku. Ten, kto znajdzie w nim ukrytego migdała, będzie miał szczęście w przyszłym roku. Część przysmaku zostawia się w prezencie gnomom.
Wszystko brzmi jak w bajce.
Pamiętam, że moja dawna sąsiadka miała obsesję na punkcie świątecznych krasnali. Przed samym wejściem do domu stało ich z dziesięć. W długim korytarzu były dosłownie wszędzie. Trudno było zdjąć buty. Podczas odwiedzin pokazała mi nawet świąteczną poduszkę z krasnalami, zaparzyła kawy w kubku z ich wizerunkiem i poczęstowała pierniczkiem w ich kształcie.
A jakie są najbardziej popularne świąteczne dania w Norwegii?
W Laponii popularne są: ryba ługowa (lutefisk) z bekonem podawana z ziemniakami i groszkiem oraz trunkiem akvavit, a także udziec z renifera. Na południu nie może z kolei zabraknąć wieprzowych lub owczych żeberek, białej kiełbasy i czerwonej kapusty. Przysmakiem, szczególnie dla dzieci, jest bardzo długo gotowany ryż na mleku ze słonym masłem, cukrem i cynamonem. Znane są także własnoręcznie przygotowane domki z piernika.
Wigilia i Boże Narodzenie to czas spotkań z bliskimi i jedzenia potraw. Od drugiego dnia świąt zaczynają się rodzinne wyjazdy, np. na narty lub na "Grancę" (Gran Canaria) w poszukiwaniu słońca.
A jakie życzenia i prezenty są szczególnie popularne?
W Norwegii życzy się po prostu wesołych świąt (God Jul). Nie dodaje się, że mają być zdrowe i nie mówi się nic o spełnianiu marzeń czy świetnym nowym roku.
Prezenty przynosi św. Mikołaj mieszkający na biegunie północnym (Nordpolen). Z roku na rok stają się coraz bardziej minimalistyczne. Stawia się na własnoręcznie wykonane. Ja wraz z mężem lubię też podarunki wzbogacające o doświadczenia, np. kurs kajakowy po morzu czy na zimową wspinaczkę na Lofotach. Takie prezenty pamięta się do końca życia. W Norwegii ogólnie odchodzi się od materialnych przedmiotów i promuje przekazywanie pieniędzy na cele charytatywne, co mi się podoba.
Tęsknisz za jakimiś elementami polskiej tradycji bożonarodzeniowej?
Dobrze pamiętam z dzieciństwa obchody adwentu. Ubierałam wraz z siostrami i tatą choinkę, co było jednym z najlepszych doświadczeń. Miło też wspominam chodzenie na roraty z lampionem i śpiewanie kolęd. Było wtedy mnóstwo śniegu i panowała ciemność. Podobało mi się losowanie prezentów w szkole i robienie z mamą pierników. Trochę mi tego brakuje.
Z perspektywy dorosłej osoby cieszę się jednak, że w Norwegii jest większy spokój. Nie ma takiego świątecznego pośpiechu, bieganiny i przygotowań do ostatniej minuty. Podobają mi się też tutejsze reklamy – nie są tak komercyjne, lecz dają do myślenia w zabawny sposób. Co ciekawe, film "Kevin sam w domu" nie cieszy się tutaj taką popularnością jak w Polsce. Hitem są za to stara, czeska wersja "Kopciuszka" oraz humorystyczne programy z poradami dla ludzi, którzy nie lubią świąt, np. jak przeżyć święta z wujkiem, z którym nie masz w ogóle o czym pogadać.
W twoim norweskim domu są też jakieś polskie zwyczaje?
Przez to, że mój mąż pochodzi ze Słowacji i mieszkamy w Norwegii, to mamy norwesko-polsko-słowacką mieszankę. Robię, np. polski bigos, paszteciki oraz zupę grzybową. Jemy też słowackie malutkie ciasteczka z alkoholem i czekoladą. Dzielimy się opłatkiem. Słowacy wkładają go dodatkowo do miodu i robią nim krzyżyk na czole bliskiej osoby. Staramy się kultywować choć trochę każdą z tych trzech tradycji.
Norweskie przygody Gosi można śledzić w jej mediach społecznościowych – na blogu, koncie na Instagramie, kanale na YouTube "Gazela w Laponii" oraz podcaście "Życie w Norwegii" na Spotify.