Polka w Szwajcarii. Tak się żyje w jednym z najpiękniejszych krajów świata
Mały, wielki kraj. Jest tak malowniczy, że przyjeżdżając do niego nie wiadomo od czego zacząć zwiedzanie. "Na początku wiele rzeczy mnie irytowało, dzisiaj je doceniam ". O życiu w Szwajcarii opowiada Agnieszka Kamińska, autorka bloga I’m not Swiss.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Magda Owczarek, WP: Jak to jest mieszkać w jednym z najpiękniejszych krajów świata?
Agnieszka Kamińska: Wspaniale. Szwajcaria jest piękna i po kilku latach mieszkania tutaj to piękno mi się nie opatrzyło. Mimo że sporo podróżuję po kraju, nie ubywa miejsc, które chciałabym zobaczyć. Po raz pierwszy w życiu nabrałam też ochoty, by wracać tam, gdzie już byłam – wcześniej żałowałam na to czasu, wolałam odkrywać nowe, nieznane zakątki. Chociaż Szwajcaria jest mała, ma bardzo dużo do zaoferowania, więc ilekroć odwiedzają mnie znajomi, mam dylemat, co im pokazać. Piękno tutejszej przyrody działa jak remedium na problemy. Jadę w góry i wszystko przestaje być ważne. Dzięki temu przetrwałam niejeden kryzys.
Dużo ich miałaś?
Czas tuż po przeprowadzce nie należał do łatwych, głównie z powodu bariery językowej. Wcześniej mieszkałam przez pewien czas w Holandii i wydawało mi się, że podobnie jak tam, w Szwajcarii wystarczy znajomość języka angielskiego, żeby znaleźć pracę i normalnie funkcjonować na co dzień. Myliłam się. Bez znajomości lokalnego języka, a ja mieszkam w niemieckojęzycznej części kraju, w wielu codziennych sprawach, takich jak załatwienie czegoś w urzędzie czy umówienie wizyty u lekarza, byłam zdana na mojego męża, Szwajcara. Poznaliśmy się w Niemczech, na Oktoberfest w Monachium. W takich okolicznościach rzadko nawiązuje się długotrwałe znajomości, ale w naszym przypadku tak się stało. Po dwóch latach związku na odległość zdecydowaliśmy, że jedno z nas musi się przenieść do tego drugiego.
Kobiety chyba chętniej się pod tym względem dostosowują.
Nam takie rozwiązanie wydało się po prostu najsensowniejsze, choć moi znajomi i rodzina nie kryli zdziwienia. W Polsce pracowałam jako dziennikarka, zawodowo byłam więc mocno związana z krajem i ojczystym językiem. Trudno było mi sobie wyobrazić pracę gdzie indziej. Ale jeszcze trudniej było mi sobie wyobrazić mojego męża w Polsce. Zastanawialiśmy się nad zamieszkaniem w zupełnie nowym dla nas miejscu ale wtedy oboje musielibyśmy zaczynać wszystko od nowa. Ostatecznie zdecydowaliśmy, że łatwiej będzie nam zacząć wspólne życie w Szwajcarii. Umówiliśmy się, że mąż weźmie na siebie utrzymanie nas w okresie, kiedy ja będę szukać nowego zawodowego pomysłu na siebie.
Jaki miałaś na to plan?
Prawdę powiedziawszy nie miałam żadnego. Wydawało mi się, że pójdzie łatwo. W Szwajcarii trzeba postarać się o pozwolenie na pobyt, a żeby je otrzymać na dłużej, należy znaleźć pracę. Założyłam, że w miarę szybko znajdę zajęcie w pokrewnym mojemu zawodzie, np. w komunikacji. Okazało się, że z samym angielskim, bez znajomości niemieckiego, to bardzo trudne. To było jak kubeł zimnej wody. Skupiłam się więc na intensywnej nauce niemieckiego, dzięki czemu stałam się bardziej niezależna, jestem normalnym uczestnikiem społeczeństwa. To była długa droga. Dopiero teraz próbuję pracować w swoim zawodzie, mam na koncie pierwsze publikacje w lokalnych mediach.
Słyszałam, że Szwajcarzy lubią się przepracowywać.
To zależy od branży i polityki konkretnych firm. Wielu pracodawców przestrzega zasad work-life balance, pilnuje godzin pracy, przerw na posiłki, urlopów. Moi znajomi z Zurychu w trakcie dwugodzinnej przerwy na lunch mogą pójść popływać w jeziorze. Nawiasem mówiąc, Szwajcarzy uwielbiają pływać i wykorzystują każdą ku temu okazję.
Co odpowiada ci w szwajcarskim podejściu do życia?
Na początku wiele rzeczy mnie drażniło, teraz je doceniam. Na przykład poszanowanie prywatności. Tu nikt nie wtrąca się w cudze sprawy, nie komentuje, nie wypytuje. W określonych godzinach nie wolno np. odkurzać czy kosić trawnika, żeby nie przeszkadzać sąsiadom. Niektórzy żartują, że po godzinie 22:00 zabronione jest spuszczanie wody w toalecie, ale to oczywiście przesada. Doceniam też to, że ludzie są dla siebie uprzejmi: samochody przepuszczają pieszych na pasach, kierowca autobusu życzy ci miłego dnia. Ktoś może powiedzieć, że to na pokaz, ale mnie to nie przeszkadza. Lubię żyć w takim otoczeniu, nie zastanawiam się, co kryje się za czyimś uśmiechem. Po co?
Jakie miejsca w Szwajcarii odwiedzasz najchętniej?
Lubię Alpy Berneńskie, okolice Grindelwald i doliny Lauterbrunnen z widokiem na szczyty Eigeru, Mnicha i Jungfraujoch. Chętnie odwiedzam Zermatt z niesamowitym widokiem na symbol Szwajcarii, Matterhorn. Lubię też szwajcarskie miasta: Zurych, Berno, Lucernę - za różnorodność i piękne otoczenie. Cieszy mnie to, że mieszkając w mieście, mogę w ciągu 1-2 godzin znaleźć się w wysokich górach. Wyjątkowa jest też włoskojęzyczna część kraju, kanton Ticino. Panuje tam południowy klimat, w ogóle nie czuć, że wciąż jesteśmy w Szwajcarii.
Wszystko fajnie, tylko te szwajcarskie ceny…
Dla Polaka przyjeżdżającego tu na urlop ceny rzeczywiście są nie do przejścia, ale nie ma ich co porównywać do polskich. To dwie różne gospodarki, dwa społeczeństwa, dwie rzeczywistości. Ceny w Szwajcarii odpowiadają tutejszym zarobkom. Jeśli porównamy średnie pensje i ceny produktów, Szwajcaria w wielu przypadkach wypada taniej niż Polska. Weźmy cenę filiżanki kawy w lokalnej walucie. W sieciowej kawiarni w centrum Zurychu kosztuje ona 8 franków (ok. 30 zł), a w Warszawie 12 zł. Jednak wynagrodzenia tutaj są kilkukrotnie wyższe.
Szwajcarzy są patriotami?
Tak, ale w sposób bardzo zdroworozsądkowy. Nie mają kompleksów, nie wstydzą się wieszać flag w narodowe święta, a symbole narodowe nie są dla nich nietykalną świętością. Krzyże szwajcarskie pojawiają się na koszulkach, na pieczywie czy wielkanocnych pisankach – to element codziennego życia. Szwajcarski patriotyzm przejawia się też w przywiązaniu do lokalnych produktów. Szwajcarzy uważają, że wszystko co szwajcarskie jest najlepsze na świecie.
Na blogu napisałaś, że nie tęsknisz za Polską. To naprawdę możliwe?
Nie jestem typem sentymentalnym. Nie tęsknię np. za smakami tradycyjnych polskich potraw. Nie mam też potrzeby kurczowego trzymania się Polaków, szukania polonijnych organizacji za granicą. Wolę się integrować i wnikać w nową rzeczywistość, bo to jest ciekawsze. Tęsknię za rodziną i przyjaciółmi, ale mam ich nie tylko w Polsce, więc jestem przyzwyczajona do rozłąki. Oczywiście, jak każdy emigrant, miewam kryzysy i czasem ogarnia mnie nostalgia. Wtedy wydaje mi się, że w Polsce byłoby inaczej, lepiej, czułabym się bardziej swojo. Ale wiem, że to złudzenia.
Twój blog nosi tytuł "I am not Swiss". To za kogo się dziś uważasz?
Na początku blog miał się nazywać "Same plusy", ale z natury szukam dziury w całym i nie chciałam pokazywać tylko dobrej strony Szwajcarii. Na początku przeżywałam różne frustracje, czułam, że zawsze będę tutaj obca . Teraz jestem już jakby bardziej u siebie. Inni też to widzą: gdy jestem w Polsce na wiele rzeczy narzekam, porównuję je do Szwajcarii, myślę sobie, że "u nas jest lepiej". Przede mną jeszcze długa droga, aby poczuć się w Szwajcarii jak w domu. Dzięki swojej ciężkiej pracy, którą wykonałam choćby uczać się języka, czuję się akceptowana, a nie każdy, kto tu przyjeżdża ma ten komfort. Wkrótce będę się starała o szwajcarskie obywatelstwo. A wtedy mój blog być może będzie musiał zmienić nazwę.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz też: Globstory. "Nieporadnik: Jak przeżyć podróż?"
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.