Polski region ma problem. "Przez plotki turyści boją się tutaj przyjeżdżać"
W obliczu trwającego na granicy polsko–białoruskiej kryzysu migracyjnego, coraz mniej osób odwiedza Puszczę Białowieską. W przestrzeni publicznej pojawiają się informacje, że turystyka w regionie zamiera. Jak jest naprawdę? Postanowiłam to sprawdzić.
Artykuł jest częścią letniej edycji cyklu Wirtualnej Polski "Jedziemy w Polskę". Wszystkie reportaże publikowane w ramach akcji są dostępne na jedziemywpolske.wp.pl.
Białowieski Park Narodowy to duma Podlasia i jeden z dwóch najstarszych parków narodowych w Polsce, który przez lata przyciągał turystów z całego świata. O wyprawie do niego marzyłam od dawna, ale dopiero teraz pojawiła się okazja, żeby tam dotrzeć. Moment wydawałoby się niezbyt dobry, bo od blisko trzech lat na granicy polsko-białoruskiej trwa kryzys migracyjny.
Po tym, gdy pod koniec maja żołnierz Wojska Polskiego został śmiertelnie raniony w trakcie pełnienia obowiązków, rząd poinformował o wprowadzeniu na okres 90 dni strefy buforowej o łącznej długości 60,7 km. Niemal natychmiast po upublicznieniu tej decyzji, pojawiły się głosy, że najbardziej uderzy ona w sektor turystyczny regionu. Czy tak się stało?
Kryzys migracyjny źle wypływa na zainteresowanie turystów
– Naprawdę chcesz tam jechać? – słyszę powątpiewające pytania znajomych, gdy mówię, że wybieram się do Białowieży. Ja jednak już się zdecydowałam. Kolejne dni spędzę w Puszczy Białowieskiej i okolicach. W Warszawie wsiadam w pociąg i po ok. trzech godzinach jestem już w Hajnówce. Stamtąd co prawda kursują bezpośrednie autobusy do Białowieży, ale nie chcę tracić czasu i zamawiam taksówkę. O tym, że zbliżamy się do granicy z Białorusią, świadczy fakt, że po drodze mija nas kilka wojskowych ciężarówek.
- Tutaj obok jest jednostka wojskowa – wyjaśnia taksówkarz i dodaje, że żołnierze, którzy w niej stacjonują, zjeżdżają rotacyjnie z całego kraju. Po drodze rozmawiamy o sytuacji na granicy i słyszę, że trwający kryzys migracyjny to duże wyzwanie dla regionu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Znajoma pracuje w hotelu, w centrum Białowieży - opowiada - jeśli w trakcie weekendu jest tam teraz 60 osób, to naprawdę dobrze - wyjaśnia i dodaje, że standardowo gości bywało 200, a nawet 250.
Szybko okazuje się, że właściciele mniejszych pensjonatów również nie mają łatwo. -Wcześniej rząd wprowadzał dopłaty - mówi i dodaje, że aby wspomóc lokalnych przedsiębiorców, w pensjonatach kwaterowano żołnierzy. Było to jednak rozwiązanie tymczasowe.
Turyści przyjeżdżają na jeden dzień
W końcu pada pytanie, skąd przyjechałam. Gdy odpowiadam, że z Trójmiasta, mężczyzna jest wyraźnie zaskoczony i przyznaje, że sytuacja na granicy sprawia, że zainteresowanie turystów z dalszych okolic jest dziś dużo mniejsze. - Mój znajomy ma dwa domki, które wynajmuje turystom - opowiada i dodaje, że dotąd unikał jednodniowych rezerwacji, ale od pewnego czasu sytuacja mocno się zmieniła.
- Teraz niemal 90 proc. turystów to osoby, które zostają tylko jedną noc - mówi. - A obłożenie to jedna trzecia tego, co kiedyś. Kolosalna wręcz strata - stwierdza, a ja tylko potakująco kiwam głową.
Informacje o tym, że przedłużający się kryzys migracyjny wpływa na profil turysty, który odwiedza region Puszczy Białowieskiej potwierdza w rozmowie z WP Grażyna Wykowska z Białowieskiego Parku Narodowego. - Z naszych obserwacji wynika, że wśród przyjezdnych dominują tzw. turyści jednodniowi, którzy odwiedzają BPN i tego samego dnia wyjeżdżają – wyjaśnia i dodaje, że na spadek zainteresowania wpływ ma nie tyle sama sytuacja na granicy polsko–białoruskiej, co sposób jej przedstawiania w mediach.
- Niektóre informacje są bardzo nieprecyzyjne i sugerują, że BNP znajduje się w zamkniętej strefie buforowej, co jest nieprawdą - podkreśla i zapewnia, że unikatowa przyroda cały czas czeka na turystów, a obecność służb mundurowych w żaden sposób nie utrudni zwiedzania.
Gdy po ok. pół godz. dojeżdżamy do Białowieży, pierwsze co rzuca mi się w oczy, to mała liczba osób. - Jak widać, uchodźcy nie biegają po ulicy ani też nie czają się za płotem - żartuje taksówkarz. Gdy nieco rozbawiona zapewniam, że wcale się tego nie spodziewałam, słyszę, że nie wszyscy są tak odważni. - Wiozłem niedawno pasażera z Hajnówki - opowiada. - Był mocno przestraszony, bo ktoś mu naopowiadał bzdur, że na jednej z ulic w Białowieży uchodźcy strzelali do siebie z broni palnej – relacjonuje i zaraz dodaje: - nic dziwnego, że przez takie plotki turyści boją się tutaj przyjeżdżać.
Wszystkie atrakcje w Białowieży są dostępne dla zwiedzających
Przyjeżdżając do Białowieży, warto wiedzieć, że strefa buforowa na tym obszarze ma szerokość jedynie 200 m w bezpośredniej odległości od płotu granicznego. Wszystkie szlaki i atrakcje turystyczne znajdują się więc poza nią i są otwarte dla turystów.
Zwiedzanie Białowieży rozpoczynam od spaceru główną ulicą Stoczek, która biegnie od Polany Białowieskiej aż do przepięknej cerkwi św. Mikołaja. Zaglądam też do Parku Pałacowego. Następnie ruszam w stronę skansenu aż do ścieżki edukacyjnej Żebra Żubra, którą docieram aż do Rezerwatu Pokazowego Żubrów. Choć jest piątkowe popołudnie, w wielu miejscach jestem zupełnie sama.
W Gospodzie pod Żubrem, gdzie postanawiam coś zjeść, również nie mam problemu ze znalezieniem wolnego stolika. Nieco więcej osób kręci się po okolicy dopiero w sobotę i niedzielę. Brak tłumów i panująca w Białowieży nieco leniwa atmosfera od pierwszych chwil działa na mnie uspokajająco. Turystyka na pewno tutaj nie umarła, można powiedzieć, że jest tylko uśpiona. Jeśli przed przyjazdem miałam jakieś wątpliwości, to po kilku dniach wszystkie zniknęły. Podlasie mnie oczarowało. Dopiero przyjechałam, a już myślę o powrocie.
Wizyta w Rezerwacie Ścisłym tylko z przewodnikiem
Atrakcją, której nie można przegapić, wybierając się do Białowieży jest wizyta w Rezerwacie Ścisłym BPN. Wstęp tutaj jest możliwy wyłącznie z przewodnikiem. Podczas trzygodzinnej wycieczki przewodniczka opowiada o historii i znaczeniu Puszczy Białowieskiej. Między wierszami dowiadujemy się, że napięta sytuacja na granicy jest trudna także dla pracowników BPN.
Puszcza Białowieska to obszar transgraniczny, co w praktyce oznacza, że współpraca ze stroną białoruską jest nieunikniona. Jak dotąd naukowcy mogli bez problemu wymieniać się informacjami, przekraczać granicę na podstawie jednodniowego pozwolenia. Teraz jest to mocno utrudnione. Jeden z uczestników wycieczki pyta o współpracę z wojskiem i przypomina sytuację, gdy służby mundurowe potrąciły żubra. - Jako pracownicy BPN doskonale rozumiemy sytuację geopolityczną, w jakiej się znaleźliśmy - wyjaśnia przewodniczka i dodaje, że wszyscy tutaj szanują pracę żołnierzy, ale ten szacunek musi być obustronny. - Na szczęście pracujemy nad tym i widać duży postęp - przekonuje.
Mieszkańcy są przyzwyczajeni do obecności służb mundurowych
Po kilku dniach spędzonych w Białowieży śmiało można powiedzieć, że mieszkańcy przywykli do służb mundurowych na ulicach. Rytm dnia jest posty. W godzinach porannych i wieczornych główną ulicą jadą ciężarówki wiozące, bądź zwożące żołnierzy z ich zmiany na granicy. Co jakiś czas tę samą trasę pokonują samochody straży granicznej i żandarmerii wojskowej. Nawet w pobliżu strefy buforowej nie widać poruszenia.
Mieszkańcy spędzają czas w swoich ogrodach albo spacerują z psami. W kilku miejscach natykam się na baner z popularnym w mediach społecznościowych hasłem "Murem za polskim mundurem". Starszy mężczyzna, z którym rozmawiam przyznaje, że wspiera żołnierzy. - W końcu bronią granicy - mówi. - Niekiedy z narażeniem życia.
W ciągu dnia służb mundurowych na ulicach praktycznie nie widać, nie spotkamy ich też w pobliżu żadnej z białowieskich atrakcji. Trudno w tej sytuacji odczuć, że na granicy dzieje się coś złego. Jeśli jednak ktoś jest rannym ptaszkiem, wtedy faktycznie może natknąć się na wojskowy patrol. Mnie zdarza się to dwa razy, ale nikt nie zatrzymuje mnie ani nie prosi o dokumenty. Kiedy mijam funkcjonariuszy, życzą mi tylko miłego dnia.
Jedyny raz, kiedy faktycznie czuję, że sytuacja na granicy jest napięta, ma miejsce poza Białowieżą, podczas wycieczki rowerowej do Dubicz Cerkiewnych. Ponieważ mam sporo kilometrów do przejechania, wyruszam wcześnie, a po drodze chcę jeszcze zwiedzić popularne w okolicy Miejsce Mocy. Trasa biegnie przez las, szybko więc orientuję się, że nie mam zasięgu.
Nie mogąc odnaleźć wejścia na szlak, krążę wokół oznakowanego parkingu. Jak się okazuje moja obecność o tak wczesnej porze, wzbudza zainteresowanie przejeżdżającego akurat kilkunastoosobowego patrolu. Po chwili jestem bacznie obserwowana przez żołnierzy. Od razu mam ochotę wszystko wyjaśnić, ale o dziwo nikt o to nie prosi. Gdy już zaczynam myśleć, że jestem o coś podejrzana, podchodzi do mnie funkcjonariuszka straży granicznej i wreszcie udaje mi się wyjaśnić, że się zgubiłam.
Gdy po chwili jadę dalej, po ok. kilometrze dostrzegam znak informujący o tym, że zbliżam się do rozszerzonej strefy buforowej, co tłumaczy zwiększoną czujność wojska. Mam wyrzuty sumienia, że swoim zachowaniem narobiłam zamieszania, z drugiej jednak strony czuję, że komunikacja służb mundurowych mogłaby być bardziej czytelna.