Portugalia - miłość i zaraza, której chcę jak najwięcej
Kiedy spytasz mnie, co kocham w Portugalii, to bez wahania odpowiem, że ludzi. Gbury? Nie istnieją. Pewnie nie jestem obiektywna, bo każdy, absolutnie każdy, kogo tam spotkałam, był na swój sposób wspaniały. I co w związku z tym? Już mówię: nie przewodniki czy foldery, a właśnie ludzie w Portugalii powiedzą ci, co zobaczyć, gdzie iść i co zjeść.
Nieważne, czy jesteś w Lizbonie, Porto, Funchal, Faro czy Aveiro. Nie ma znaczenia pora roku, a nawet dnia. W Portugalii od razu czujesz się jak u siebie. Gdy wychodzisz rano z hotelu, pensjonatu czy wynajętego pokoju, na ulicach słyszysz miły brzęk rozstawianych krzeseł i stolików, rozwijanych rolet, a w powietrzu unosi się zapach kawy i świeżych wypieków. Jeśli wynurzasz się wieczorem, to na pewno nie zdziwi cię harmider. Knajpki wypełnione są po brzegi. Biesiadują nie tylko młodzi, ale całe rodziny. Czas spędzony razem nie jest tu na wagę złota, on jest w pakiecie.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Ruszasz w drogę. Szukasz najsłynniejszej cukierni w lizbońskiej dzielnicy Belem, zachwycającej księgarni Lello & Irmao w Porto, chcesz zobaczyć piękne płytki azulejos na jednym z budynków w Faro lub posłuchać hipnotyzującego fado w Comibrze. Wiesz, gdzie iść? Nie zawsze. Jeśli choć przez chwilę masz wątpliwość, to zapytaj. Kogokolwiek. Portugalczyk, nawet jeśli nie mówi w języku, w którym chcesz się z nim porozumieć, to rzuci wszystko i zaprowadzi cię tam, gdzie chcesz dotrzeć. Szedł w inną stronę? Co z tego. Czy każdy tak zrobi? Pewnie nie, ale jeśli zachęcisz go promiennym uśmiechem lub zrobisz oczy kota ze Shreka, to na pewno się przekona. W drodze opowie ci o miejscu, do którego idziecie, albo wykona zaległe telefony. Nieważne, co zrobi, po prostu będzie i nie spocznie, dopóki nie dotrzesz do celu.
A co jest celem? Jeden z piękniejszych mostów na świecie – Ponte Dom Luis w Porto, postój żółtego tramwaju nr 28 w Lizbonie, kolorowe domki w Aveiro czy wzgórze Monte w Funchal. Dotrzesz tam i już będziesz wiedziała, że musisz znowu wrócić. Te widoki, te przeżycia! To jest jak pozytywna zaraza, która ogarnia cię z dnia na dzień, z minuty na minutę. Czujesz to? Na pewno! A jeśli jeszcze czegoś ci brak, to kartą przetargową będzie kuchnia. Świeże owoce na Mercado dos Lavradores w Funchal, przepyszne sardynki z grilla w samym sercu Mercado do Bolhao w Porto czy szot wiśniowej ginjinhy w jednym z barów w Lizbonie. Wypiłaś? Zjadłaś? Możesz odetchnąć z zachwytu. Dla mnie to orgazm podniebienia, który mógłby się nie kończyć.
Jeśli dotarłaś do tej części listu, to chcę powiedzieć jeszcze jedno – w tym kraju musisz też uważać! Portugalska życzliwość bywa zaraźliwa. I tak bardzo, bardzo chcę, by ten wirus sprzedawali w tabletkach. Biorę, zamykam oczy i znowu widzę jak rzeka Douro wpada do oceanu w Porto, budzę się w namiocie nad brzegiem rzeki Zezere i sączę kwaśną ponchę gdzieś na trasie z północy na południe Madery. I po co ten zachwyt? Przecież tak może być wszędzie – możesz powiedzieć. No pewnie, nie zaprzeczę, ale skoro już raz zdecydowałaś się skosztować Portugalii, to po powrocie zastanów się, co w niej kochasz. Bo ja już sama nie wiem, czy tylko ludzi czy też sardynki, a może zapach powietrza. Nie wiem. Po prostu kocham.
Redaktor naczelna w zespole serwisów turystycznych w Wirtualnej Polsce - Karolina Wierzbińska - zwiedza Lizbonę. Jej wrażenia, zdjęcia i relacje na żywo zobaczysz na profilu WP Turystyka na Facebooku.