Poszłam zobaczyć nietypową atrakcję. Naprawdę trudno ogarnąć wszystko wzrokiem
Makieta kolejowa z 720 metrami torowiska, 15 pędzącymi pociągami i 3437 figurkami to coś, czego nie mogłam przegapić podczas wakacyjnego weekendu w stolicy Dolnego Śląska. Nie żałuję ani minuty.
05.09.2023 15:00
Kolejkowo znalazło się wśród 10 atrakcji, które otrzymały Certyfikat Polskiej Organizacji Turystycznej dla Najlepszego Produktu Turystycznego w 2021 roku. Odwiedzający to miejsce zwykle są pozytywnie zaskoczeni i chętnie dzielą się swoimi wrażeniami w sieci. Skuszona ponad 12 tys. opinii w Google i średnią ocen 4,8 na 5, postanowiłam wybrać się na miejsce.
Wrocławskie Kolejkowo
Dotarcie do Kolejkowa jest proste. Wystawa mieści się w Sky Tower przy ul. Powstańców Śląskich 95, czyli niecałe 2,5 km od wrocławskiego rynku. Po odnalezieniu nowoczesnego budynku – którego nie da się nie zauważyć – wjeżdżamy ruchomymi schodami na pierwsze piętro miejscowej galerii handlowej i szukamy wejścia do krainy makiet.
Bilet normalny kosztuje 39 zł, a ulgowy dla dzieci od trzeciego do 18. roku życia, studentów, emerytów, rencistów, osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów 32 zł. Szybkie przyłożenie wejściówki do bramki ze skanerem i wkraczamy – jak informuje nas promocyjna ulotka – do "cudownego świata w miniaturze". Szacujemy, że spędzimy tu pewnie maksymalnie pół godzinki. Wszak ile można patrzeć na makiety? Wtedy jeszcze nie wiemy, że zostaniemy 1,5 godziny i będzie nam mało.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kolejkowo imponuje liczbami. 15 pociągów mknących po ogromnej makiecie, 60 wagonów z maluśkimi pasażerami, 242 rozmaite budynki, 3437 miniaturowych figurek ludzi i zwierząt, 720 metrów torowiska i niezliczone mosty, tunele, akweny robią duże wrażenie. Naprawdę trudno ogarnąć wszystko wzrokiem. Czego tam nie ma…
Co można zobaczyć w Kolejkowie?
Pomniejszony 25 razy świat czeka na odkrycie. Na samym początku wita nas płynący wokół wesołego miasteczka stateczek. Dalej przechadzamy się wśród warsztatu samochodowego, stacji kolejowej, osiedla z wieżowcami czy ratusza, którego stworzenie zajęło trzem modelarzom 2522 godzin.
Gdy mijamy rynek, niespodziewanie nastaje noc, a nad kamienicami rozpętuje się wielka burza. To nie żarty, a efekty specjalne, na których widok wielu zwiedzających wpada w osłupienie. Ok, światło można zgasić i wywołać ciemność, ale skąd wziął się deszcz? Miniaturowe ulice z każdą chwilą są naprawdę coraz bardziej mokre, a my coraz bardziej zaskoczeni kreatywnością osób pracujących przy powstaniu makiety. Po czterech minutach noc kończy się, a latarnie uliczne zostają wyłączone. Za dziewięć minut przedstawienie zacznie się na nowo. Ruszamy dalej.
Z centrum miasta pędzimy w miniaturowe góry, pod którymi przemyka pociąg z kilkoma wagonami pełnymi pasażerów. Tutaj pociągi poruszają się ponoć z prędkością 1,5 km/h, czyli pokonują 12 km dziennie (licząc 8-godzinne otwarcie ekspozycji), ok. 350 km miesięcznie i ok. 4380 km rocznie.
Jedna z przewodniczek, przechadzających się wśród ekspozycji i przypominających o przyciskach uruchamiających dodatkowe atrakcje, poleca nam przyjrzeć się bliżej tej części wystawy. Przy pociągowym stoliku siedzi niespodziewany gość. Wytężamy więc wzrok i odnajdujemy… goryla. Dzieci są zachwycone zabawą i chętnie szukają innych postaci. Przy wejściu można bowiem wziąć bezpłatną ulotkę zawierającą instrukcję do gry na spostrzegawczość. Trzeba odnaleźć m.in. 15 psów, 9 kotów, 2 wiewiórki, 10 gołębi, 1 Supermana i mnóstwo innych makietowych bohaterów. Dla mnie to zadanie niewykonalne – musiałabym tam spędzić chyba z kilka dni, a nie godzin.
W kolejnej części miasta załapujemy się na imprezę na dachu. W opuszczonym budynku urządzono huczną zabawę z fajerwerkami i dobrą muzyką. W tych godzinach miastem rządzi nie kto inny jak krasnale – goście specjalni niespodziewanego party i prawdziwe symbole Wrocławia. Przy tej instalacji widać już jednak wpływ techniki – ruchome animacje robią na nas trochę mniejsze wrażenie niż ręcznie wykonane figurki prezentowane na makiecie kolejowej.
Podobno zrobienie jednej figurki zajmuje doświadczonemu modelarzowi sześć godzin. Rzeźbienie w wosku, przygotowanie silikonowej formy, odlanie żywicy i ręczne malowanie to jedne z najważniejszych etapów jego pracy.
Kontynuując zwiedzanie, ruszamy na zatłoczone rondo. Dalej trafiamy do szpitala, na szczęście tylko "na niby". Kolejną noc spędzamy zaś na lodowisku, na które przybył nawet święty Mikołaj.
Czytaj też: Najlepsze parki miniatur w Polsce
Zbliżając się ku końcowi, zahaczamy jeszcze o prawdziwie polską wieś z rolnikami i zwierzętami, a następnie wspinamy się na miniaturową Śnieżkę. Wystawa prezentuje bowiem nie tylko najważniejsze miejsca we Wrocławiu, ale także inne perły Dolnego Śląska. Wizyta w Karpaczu jest więc obowiązkowa. Żegnając się ze stałą wystawą Kolejkowa, śmigamy jeszcze na torze saneczkowym "Kolorowa", który wywołuje u mnie bardzo pozytywne wspomnienia – na tym prawdziwym, nieminiaturowym uwielbiałam szaleć jako kilkuletnia dziewczynka spragniona odrobiny dawki adrenaliny. Ten miniaturowy co prawda nie dostarcza aż tylu emocji, ale warto go zobaczyć.
Miasto z piasku
Gdy pożegnaliśmy się ze stałą wystawą, okazało się, że to jeszcze nie koniec zwiedzania. Jeszcze do 18 września można zwiedzić w ramach tego samego biletu dodatkową ekspozycję "Miasto z piasku".
Budowle czy rzeźby z piasku są ciekawe, ale nie dają nam tyle radości, co makieta kolejowa. Pewnie gdybyśmy zwiedzali je w odwrotnej kolejności, odbiór byłby bardziej pozytywny. Warto jednak podkreślić bardzo ważne przesłanie tej ekspozycji. Rozrzucone na miniaturowej plaży plastikowe butelki, patyczki po lodach i inne śmieci ukazują negatywne zachowania ludzi zanieczyszczających środowisko i przypominają o konieczności dbania o planetę.