Praca na statku pasażerskim. Jak wygląda w rzeczywistości?
Wyjść na pokład i w wolnej chwili wpatrywać się w tafle wody, poczuć na twarzy powiew bryzy morskiej i obserwować jak statek sunie przed siebie do miejsca którego jeszcze nie widać na horyzoncie. Jak przyznaje Simon Leśniak, można się zatracić. I choć praca wymaga poświęceń, zawsze gdy wyrusza w kolejny rejs, widok morza cieszy go tak samo, jak na początku.
30.03.2017 | aktual.: 30.03.2017 18:33
Nigdy nie marzył o pracy na morzu, ale zawsze wiedział, że najlepiej odnajdzie się w turystyce. Bez względu na to czy będzie dotyczyć lądu, nieba czy morza. Od lat mieszka z rodziną w Oslo, a kilkanaście miesięcy temu zatrudnił się u armatora Color Line. Właścicielem jest Olav Nils Sunde - jeden z najbogatszych ludzi w Norwegii. Pracuje w restauracji na statkach pasażerskich Color Fantasy oraz Color Magic, pływających na trasie Oslo-Kiel. Rejs każdorazowo trwa 20 godz., ale godziny dla pasażerów mijają szybko - mają do dyspozycji m.in. aquapark, spa, sklepy, bary i restauracje.
Simon pomaga utrzymywać porządek w sali restauracyjnej. Brzmi błaho, ale przy tak wielu pasażerachjest to nie lada wyzwanie. Czasami przebywa w niej jednoczeście 550 gości, którzy przychodzą jadać tu śniadanie, lunch i kolację. Drzwi praktycznie nigdy się nie zamykają. Jest jednak odpowiednia liczba osób na statku, dbających o to, aby pasażerowie wynieśli z podróży tylko miłe wspomnienia - na ok. 2,7 tys. gości przypada od 250 do 300 pracowników. Zmiana załogi następuje co 2-3 tygodnie.
- Pół miesiąca pracujemy, pół mamy wolne. W 2 tyg. przepracowujemy ok. 154 godzin. Można też przystać na 3-tygodniową zmianę, co oznacza 3 tygodnie wolnego, a wynagrodzenie nie ulga zmianie – mówi Simon.
- To, co dla nas jest codziennością, a pasażerowie nie maja o tym pojęcia, to ogrom pracy! Koledzy na zmywaku muszą myć codziennie nawet 16 tys. talerzy. Koleżanka robi "bieg po schodach", wycierając poręcze na wszystkich 15 piętrach. Kolejna przygotowuje na konferencję 600 kanapek. Jest co robić i nikt się nie obija – opowiada.
Czy tak specyficzny tryb pracy ma więcej zalet czy minusów?
- W mojej ocenie praca, która pozwala na dwa tygodnie wolnego w miesiącu to super sprawa. Na początku życie na statku było ciężkie. Kiedy schodziłem, chwytałem za telefon dzwoniąc do ludzi i umawiając spotkania. Brakowało mi przyjaciół, jednak z czasem zżyłem się z załogą i zaprzyjaźniłem się z wieloma osobami. Żyjemy razem przez 2 tyg., dosłownie 24 godz. na dobę, wiec musimy dbać o dobrą atmosferę. Mamy do dyspozycji siłownię, kino, pokoje dzienne. Ponadto każdy posiada osobną kabinę, co daje duże poczucie prywatności – zdradza Simon.
A kiedy nastaje długo oczekiwany czas wolnego, często wyjeżdża gdzieś na wakacje. W domu nie przebywa praktycznie wcale.
- Jeśli chodzi o związki, to można to jakoś pogodzić. Wielu pracowników ma rodziny, dzieci, niektórzy są przed emeryturą, na statku tworzą się też pary. Dla niektórych jest to praca na całe życie. Ponadto za tym, aby się jej podjąć, przemawia czynnik finansowy. Jednak odnoszę wrażenie, że na wycieczkowcach pracują głównie ludzie młodzi, chcący szybko zarobić dobre pieniądze na start czy na studia. Warto wspomnieć, że na morzu mamy zapewnione wyżywienie i nocleg, więc praktycznie nie wydajemy ani grosza. Czyli zostaje 14 dni na "przehulanie" wypłaty, albo na inne codzienne wydatki. Można sporo zaoszczędzić – opowiada o swojej pracy Simon Leśniak.
Ile można zarobić?
- To zależy od tego, gdzie firma jest zarejestrowana. Nasza flota jest pod norweska banderą i obowiązują norweskie prawo pracy i stawki. Kelnerzy zarabiają miesięcznie ok. 15-20 tys. zł (przed odliczeniem podatku)
. Na wycieczkowcach na Atlantyku za rok pracy pracownik może liczyć na ok. kilkadziesiąt tysięcy dolarów, jednak kosztem rozłąki z najbliższymi. Brak możliwości uczestnictwa w uroczystościach rodzinnych, izolacja i intensywna praca to sporo wyrzeczeń.
Sztorm, fale i kołysanie
- Kiedy są sztormy, to przyjemnie kołysze do snu. Gorzej z wykonaniem pracy. Choroba morska dopada także załogę. To powoduje u większości z nas ospałość. Osobiście nigdy nie miałem styczności z bardzo wysokimi falami, ponieważ nie kursujemy na otwartym morzu, a przez duńską cieśninę Skagerrak, która chroni nas przed Atlantykiem - mówi Leśniak.
Dodaje, że mimo dużego rozmiaru statku i nowoczesnych stabilizatorów, odczuwa się kołysanie - najbardziej w okresie jesienno-wiosennym. Najgorzej znoszą to małe dzieci i osoby starsze. Jednak dyskomfort trwa przez 3-4 godziny, potem statek sunie już po gładkiej wodzie.
Jacy są pasażerowie? Jak odnoszą się do załogi statku?
- Na promie jest 2700 twarzy. Począwszy od 80-letnich weteranek, które przynajmniej kilka razy w roku pływają na naszych statkach, po kilkuletnie dzieci, które potrafią wejść w każdy zakamarek. Nigdy nie jest nudno. Szacunek jest ogromny – działa to w obie strony. Oferując serwis i zapewniając bezpieczeństwo gwarantujemy pasażerom przyjemny rejs i to do nas wraca w postaci życzliwości. Goście lubią z nami pływać i dobrze wspominają podróż – opowiada Simon.
To głównie Norwegowie i Niemcy, nie brakuje też Polaków.
Na pytanie o najmilszą sytuację, jaka przydarzyła się na statku, Simon bez wahania odpowiada, że Wigilia 2016. Co prawda musiał wtedy pracować przez 3 tyg., wliczając w to Nowy Rok, jednak nie oznaczało to rozłąki z bliskimi mu osobami.
- W Wigilię prom nie kursuje, ale cumowaliśmy w Kiel, więc nie mieliśmy jak przedostać się do Oslo. Jednak ze stolicy wypływał jeden z naszych statków, którym mogły zabrać się nasze rodziny, a następnie dołączyć do nas w Kiel. Zamknęliśmy wejście na prom i Wigilia się zaczęła. Taka prawdziwa, marynarska. Rodzice do dzisiaj miło to wspominają! W pierwszy dzień świąt na pokład weszło 1,6 tys. pasażerów, z czego 200 stanowili członkowie naszych rodzin. Ciężko to wspominam, ponieważ byliśmy po trudnej nocy i w niezbyt dobrej formie. Nie wiem jak na innych statkach, ale u nas alkohol w pracy jest absolutnie nieakceptowalny – mówi mężczyzna.
Pasażerowie często zastanawiają się, gdzie śpi załoga
Kabiny dla pracowników znajdują się głównie na 2, 3 i 4 pokładzie – są to zewnętrzne strony pokładu samochodowego.
- Obserwując statek z zewnątrz można zobaczyć małe, okrągłe okna przy linii wody. W czasie większych fal woda w nie uderza. Fajna sprawa, ale ciężko wtedy zasnąć. Ponadto luksusem jest wstawać o 7:25 i być w pracy o 7:30. Zero korków, śnieżyć, ulew. Raz zaspałem i tłumaczyłem się tym, że „autobus nie przyjechał pod kabinę" – mówi o swojej pracy Simon.
Co z czasem wolnym? Statek codziennie przebywa na lądzie od 10:00 do 14:00. W tym czasie pracownicy mający 12 godzinne zmiany mogą pozwolić sobie na 2,5 godziny przerwy i wybrać na zakupy do Kiel.
Na koniec Simon opowiada, że choć pasażerowie wyruszają w rejs, by przyjemnie spędzać czas, na tak dużym statku mogą się zdarzyć różne sytuacje, dlatego zawsze znajduje się na nim lekarz.
- Mamy tzw. hospital. W nagłych wypadkach pierwsza pomoc jest udzielana na miejscu i zwykle to wystarczy. W sytuacji zagrażającej życiu wzywany jest helikopter ratunkowy, który przylatuje z najbliżej znajdującego się wybrzeża. Z racji obieranego kierunku jest to głównie Szwecja lub Dania. Pomoc przylatuje w ekspresowym tempie - tłumaczy Simon Leśniak.