LudziePolacy w drodze po Koronę Wodospadów. "Że ja na to wpadłem, a oni się zgodzili, to sam się czasem dziwię"

Polacy w drodze po Koronę Wodospadów. "Że ja na to wpadłem, a oni się zgodzili, to sam się czasem dziwię"

Robią to jako pierwsi na świecie, wcześniej nikt się nie poważył. Tugela, Oloʻupena, Vinnufossen, Pu’uka’oku - już same nazwy ich kolejnych punktów do zdobycia przyprawiają o dreszcz emocji. O co chodzi? Grupa nieustraszonych Polaków zdobywa dziesięć najwyższych wodospadów na świecie. W ekipie są doświadczeni ratownicy wysokogórscy, grotołazi, instruktorzy wspinaczki i kanioningu.

Ekipa jest nie do zdarcia
Ekipa jest nie do zdarcia
Źródło zdjęć: © OSHEE Slide Challenge
Joanna Klimowicz

01.03.2022 | aktual.: 04.03.2022 10:33

Joanna Klimowicz: 20 lutego napisał pan w mediach społecznościowych, że jest w RPA i zjeżdża z drugiego co do wielkości wodospadu na świecie. "Kilkanaście godzin lotu, długa podróż samochodem i kilka godzin treningu na Howick Falls - tak wyglądały moje ostatnie godziny. Teraz czas na główny cel mojego projektu - wodospad Tugela. Prawie 950 m wysokości, które chcę zjechać na linie w obrysie spadku wody" - czytam w poście. Czy wszystko się udało?

Dariusz Pachut, sportowiec, podróżnik, ratownik medyczny, pomysłodawca zdobycia Korony Wodospadów: Udało się już 21 lutego, tylko jeszcze sporo pracy było, byśmy mogli to ogłosić.

Kto brał udział w wyprawie i jakie trudności mieliście do pokonania?

Projekt powstał w 2018 r., a po niecałych trzech latach udało nam się go reaktywować dzięki sponsorowi OSHEE. Pandemia też trochę odpuściła, więc mogliśmy kontynuować. Po przyjeździe do RPA początek nie był za ciekawy. Od 40 lat nie było takich deszczy i burzy, jakie są teraz. Nawet minipowódź. Ale my musieliśmy lecieć teraz, bo mieliśmy już wszystko przygotowane logistycznie. Postanowiliśmy, że jednak spróbujemy zrobić swoje.

Mieliśmy wielkie szczęście, bo trafiło się nam trzydniowe okno pogodowe. Burza dogoniła nas dopiero tuż po zejściu z wodospadu - wczoraj w nocy nad naszym domkiem piorun uderzył w piorunochron tak, że aż łóżka podskoczyły.

Jeśli chodzi o samo zdobycie wodospadu, to najpierw czekał nas solidny trekking. Mieliśmy ze sobą ponad 200 kg sprzętu specjalistycznego do zjazdów, rozłożone na siedmiu członków teamu - ponad 30 kg na osobę. W ciągu trzech godzin przenieśliśmy się na szczyt płaskowyżu, tam biwakowaliśmy, rozłożyliśmy namioty, sklarowaliśmy sprzęt. Noc nie do końca była przespana przez dużą wilgoć, zmęczenie i adrenalinę.

Pobudka o 4 rano, o 7 rozpoczęliśmy zjazdy. Nie były łatwe. Przed nami była tutaj tylko jedna ekipa. Już po ściągnięciu pierwszego odcinka liny wiedzieliśmy, że nie mamy powrotu do góry, musimy cały czas zjeżdżać na dół. Leciały na nas kamienie obluzowane przez burze. Musieliśmy uważać, zmieniać linię zjazdu. Dostałem kamieniem w rękę, koledze 30 cm koło głowy przeleciała skała. Dużo było jadowitych węży. Nie spodziewaliśmy się, że spotkamy je na półce skalnej, a były, i to duże, i wyskakiwały - w przeciwnym kierunku lub w naszym.

To była ciężka praca w ścianie, co będzie można zobaczyć, bo mamy w ekipie dwóch świetnych filmowców: Jana Wierzejskiego i Wojtka Kozakiewicza. W teamie jest jeszcze Dimitri Wika, Miłosz Forczek, Tomasz Grodzicki i Kuba Poburka.

Co było dalej?

Po ponad 11 godzinach pracy w ścianie i pokonaniu dwóch trzecich trasy na dół, musieliśmy zadbać o nasze bezpieczeństwo, tym bardziej, że nie wiedzieliśmy ile mamy do końca. Ok. godz. 19, kiedy było już ciemno, stwierdziliśmy, że będziemy biwakować. Mieliśmy ze sobą cały sprzęt: namioty, kuchenki. Postanowiliśmy się przespać i rano ruszyć dalej. To była idealna decyzja. Dalej ciężko było o suche i bezpieczne miejsce. Spaliśmy w uprzężach i w kaskach, wpięci do liny, na stałe wpięci w skałę.

Wyspaliśmy się świetnie i wczesnym rankiem rozpoczęliśmy kolejne zjazdy. Na samym dole czekał nas jeszcze trekking kanionem George. Nie jest trudny technicznie, ale wciąż mieliśmy ponad 200 kg na sobie, a przed sobą kilkanaście godzin marszu. Kiedy po kilku kilometrach dotarliśmy do ścieżki turystycznej, okazało się, że drogę zagradza wielki świeży obryw - kilkaset ton ściany zawaliło się do wody. Napotkaliśmy tam czaszkę zwierzęcia z rogami, co wyglądało jak zakaz wejścia na tę ścieżkę. Obeszliśmy obryw, co dało nam godzinę dodatkowego marszu. Potem jeszcze trzeba było wspinać się dżunglą, by wrócić na właściwą ścieżkę. Do wioski dotarliśmy o godz. 20.

W ekipie są sami pasjonaci
W ekipie są sami pasjonaci© OSHEE Slide Challenge

Chcecie w sumie zdobyć 10 wodospadów. Pierwszy był w 2019 r. najwyższy wodospad świata – Salto Angel (979 m) w Wenezueli. Wspięliście się na szczyt Auyantepui, skąd spływają wody giganta, a następnie zjechał pan z wodospadu na linie. Wtedy było trudniej czy teraz?

Ciężko te wyprawy porównać. To całkiem inne wodospady - i technicznie, i logistycznie do przygotowania. W 2019 r. w dżungli mieliśmy osiem dni marszu, które zrobiliśmy w sześć. Zmęczeni musieliśmy pokonać praktycznie pionowy wodospad, co trwało dwa dni. Tutaj był krótki marsz, ale wodospad całkiem inny technicznie, trudniejszy.

Musieliśmy sami robić sobie punkty zjazdowe. Trekking w dżungli amazońskiej w Wenezueli był trudniejszy, ale zjazd - choć też niebezpieczny, to całkiem inny. Nie da się tego porównać. Ale ten obecny może nawet smakuje lepiej, bo przetrwaliśmy pandemię, przetrwaliśmy wszystkie wątpliwości. Wtedy nie przeszkodziła nam wojna domowa w Wenezueli, a teraz nie przeszkodziła powódź w Afryce - kto by się tego spodziewał, prawda? I każdy z kolejnych wodospadów będzie inny.

A ile jeszcze przed wami, gdzie i w jakich terminach?

Jeszcze osiem przed nami. Już mogę zdradzić, że niebawem, na pewno w tym półroczu mamy wyjazd na dwa największe wodospady w Europie - w Norwegii.

Zaraz po powrocie, jak tylko się zregenerujemy, planujemy kolejną wyprawę. Jak śnieg stopnieje, ruszamy! To będą dziewicze wodospady, nie słyszeliśmy, by ktokolwiek próbował je zdobyć. Praktycznie przez cały czas będziemy działać w wodzie, nawet przez dwa-trzy dni. Mamy już wszystkie pozwolenia dograne, media z Norwegii już się nami interesują.

Skąd w ogóle pomysł na ten ogromny, odważny projekt?

- Na jednym z wyjazdów kanioningowych w Szwajcarii graliśmy w taką grę na smartfonach - quizmania i padło pytanie, jaki jest najwyższy wodospad na świecie. Salto Angel, to oczywiste. Poprosiłem kolegę, żeby pokazał zdjęcie i wtedy stwierdziłem, że musimy zjechać z tego wodospadu.

Zadzwoniłem do Dimitra Wiki, mówię: Dimi, jest taki pomysł. On się od razu zgodził, bo jest wariatem. Zadzwoniłem potem do reszty chłopaków, o których wiedziałem, że są w stanie podołać temu wyzwaniu. Potem się okazało, że ktoś na Salto Angel wleciał śmigłowcem i skoczył ze spadochronem, że ktoś już z niego zjechał. Pomyśleliśmy z Dimitrim, że skoro tak, to trzeba zjechać z dziesięciu najwyższych wodospadów na świecie, bo jeden to za mało, zostanie niedosyt.

Zebraliśmy tę dziesiątkę, dwa już są za nami. Wodospady w Peru są całkiem dziewicze, do dwóch na Hawajach nie da się dotrzeć pieszo, tylko z powietrza albo z morza. W Nowej Zelandii wodospad wypływa z jeziora, musimy do krawędzi dopłynąć, by zjechać ponad 840 m. W Kolumbii Brytyjskiej też nie będzie łatwo.

Część z waszych wyzwań to wodospady dziewicze, to znaczy, że nikt wcześniej się na nie nie porwał. Czego trzeba, by zmierzyć się z takim wyzwaniem, oprócz "bycia wariatem", jak to pan o koledze powiedział.

- [śmiech] On jest wariatem, ale tak naprawdę każdy z nas jest pasjonatem sportów górskich, ekstremalnych.

Jest kolega z TOPR-u, ja jestem ratownikiem medycznym z wykształcenia, uprawiamy różne sporty ekstremalne, jak spadochroniarstwo, nurkowanie czy kajakarstwo górskie. Niektórzy z nas uczestniczyli w wyprawach na ośmiotysięczniki. Mamy to we krwi. I wszyscy jesteśmy miłośnikami sportów kanoingowych. Kochamy góry i kochany wodę, więc połączyliśmy te pasje w jedność. Wyszedł nam wodospad. Ale że ja na to wpadłem, a chłopaki się zgodzili, to sam się czasem dziwię...

Po powrocie, mimo że upragniony cel został zdobyty, nie możemy w pełni się z niego cieszyć ze względu na sytuację w Europie. Będąc w RPA śledziliśmy na bieżąco informacje, które napływały od znajomych.

Źródło artykułu:WP Turystyka
sporty ekstremalnewodospadmagiczne miejsca
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (34)