Przez 3 lata odwiedził 47 krajów i wydał naprawdę niewiele
Zaledwie 3 lata mu wystarczyły, by zwiedzić połowę świata. W tym czasie przejechał 80 tys. km. Co ważne, dokonał tego dysponując naprawdę skromnym budżetem. Kluczem do tego, by dotrzeć do tak wielu krajów przy ograniczonych możliwościach finansowych, było przemieszczanie się wyłącznie przez lądy i morza.
24.09.2017 16:16
Tyral Dalitz ma 29 lat. Pochodzący z Australii mężczyzna jest dość dobrze znany w swoich rodzinnych stronach, bo prowadzi blog poświęcony podróżom. I to właśnie z podróżowaniem wiąże się wyczyn, który jeszcze bardziej rozsławił jego imię. Tyral w ciągu zaledwie 3 lat dotarł aż do 47 krajów. Cała wyprawa kosztowała go tylko 22 tys. dolarów. W przeliczeniu na złotówki to ok. 79 tys. zł. Jeśli kwotę tę podzielimy przez liczbę dni, które trwała wyprawa – dokładnie 976 dni – to okaże się, że dziennie wydawał ok. 80 zł.
Przez cały ten czas mężczyzna korzystał wyłącznie z transportu drogowego oraz morskiego. Dalitz szczyci się, że ani razu nie wsiadł na pokład samolotu, co pozwoliło na znaczące ograniczenie kosztów wyprawy. Wśród środków lokomocji, które służyły mu na co dzień, znajdowały się m.in.: jachty; łodzie; szybkie motorówki; promy; autobusy – czasami takie o podwyższonym standardzie, ale częściej takie, których standard pozostawiał wiele do życzenia. Często podróżował też ciężarówkami, skuterami oraz motorem. Tym ostatnim przejechał niemal cały Wietnam. Nie stronił też od podróżowania autostopem. Drogę z Chin do stolicy Rosji przebył zaś Koleją Transmongolską. Jak wyjaśnia, za każdym razem decydował się na możliwie najtańszy, choć nie zawsze bezpieczny środek transportu. To samo tyczyło się noclegów. Tyral najczęściej korzystał z życzliwości obcych, a gdy nie było innych możliwości, zdarzało mu się nawet nocować wśród dzikiej przyrody.
Pierwszym wyzwaniem, przed jakim stanął na samym początku swojej wyprawy, było wydostanie się z Australii. Zdecydował się skorzystać z jachtu. Jako że nie dysponował swoim, a nie zamierzał ponosić wysokich kosztów z tytułu czarteru jednostki, postanowił zostać członkiem załogi. Najął się do pracy na jachcie należącym do pary emerytów. W ten sposób z Australii przedostał się do Singapuru.
Poza wymienionymi Singapurem, Wietnamem, Mongolią, Chinami czy Rosją, mężczyzna dotarł też m.in. do Turcji, Szwajcarii, Włoch, Kanady, Stanów Zjednoczonych czy Meksyku. Duże wrażenie zrobiła na nim podróż na północ Finlandii – w rejon koła podbiegunowego. Ale choć Tyralowi udało się dotrzeć do wielu miejsc uznawanych za największe atrakcje turystyczne świata, to najbardziej zapadła mu w pamięci wizyta w chińskim mieście Ordos, które często określane jest mianem miasta-widma.
– Przedmieścia pełne drapaczy chmur, których część nie została nawet ukończona, stanowią tło dla miasta zbudowanego dla miliona mieszkańców, którzy nigdy się nie wprowadzili – wyjaśnia podróżnik.
– Miasto odwzorowuje imponującą myśl urbanistyczną. W parku centralnym znajdują się największe statuy koni, jakie kiedykolwiek widziałem, a z drugiej strony największe sztuczne jezioro, otoczone przez kolejne drapacze chmur, które funkcjonują bardziej jako pomniki niż prawdziwe biura.
O kolejnych odwiedzanych miejscach i wrażeniach, które towarzyszą mu podczas okołoziemskiej wyprawy, Australijczyk informuje za pośrednictwem mediów społecznościowych. Choć udało mu się już osiągnąć plan podstawowy – z Australii po 976 dniach dotarł do San Diego – to zamierza kontynuować swoją drogę i dotrzeć z powrotem do Australii.
Za pośrednictwem swojego blogu mężczyzna stara się dziś zachęcić do podróżowania innych. Zapewnia, że jest to łatwiejsze i tańsze niż można przypuszczać.
– Świata nie trzeba się bać. Po trzech latach, przejechaniu 80 tys. km i odwiedzeniu prawie 50 krajów nigdy nie zostałem obrabowany, napadnięty, zastraszony ani nie zaznałem uczucia niebezpieczeństwa – wyjaśnia cytowany przez "Global News' Australijczyk.
Osoby, które się wahają, zapewnia, że wcale nie trzeba od razu ruszać w podróż dookoła świata. Dobrym początkiem może być zapoznanie się ze swoimi rodzinnymi stronami. On też tak zaczynał. W 2010 r. odbył podróż po Australii starym, kupionym za grosze kamperem. To właśnie w trakcie tamtej podróży nabrał ochoty na więcej.