Psia mama. Rozłąkę potrafi uczynić bardziej znośną
Do dziś łezka mi się kręci, gdy wspomnę Tomka. Strzelano do niego z wiatrówki. Został postrzelony w kręgosłup. Przeżył, ale do końca życia będzie jeździć na wózku inwalidzkim. Nosi pieluszkę. Przewijałam go jak moją miesięczną córeczkę.
Nazywam się Marta Gawęcka. Od 30 lat pracuję w LS Airport Services, na LS Cargo Terminal przy Lotnisku Chopina. Od 10 opiekuję się zwierzętami, które są w podróży. Zajmowanie się nimi musiałam wpleść pomiędzy inne obowiązki, bo jestem zarówno koordynatorem ds. celnych, jak i tracków, jestem odpowiedzialna za wysyłki cargo do portów krajowych, a także tirów do Europy.
Podpatrywałam najlepszych
Gdy moi przełożeni zaproponowali mi nowe obowiązki, podeszłam do sprawy zadaniowo. Z własnej inicjatywy poprosiłam o możliwość asystowania lekarzowi weterynarii w jego gabinecie. Chciałam poznać naszych mniejszych braci w sytuacjach dla nich trudnych, stresowych.
Uczyłam się od weterynarzy odpowiedniego podejścia, nauczyłam się behawioralnych zachowań zwierząt. Przez kilka miesięcy jeździłam rano do lecznicy, a potem do pracy. Ten czas to była dla mnie ogromnie ważna lekcja, nauczyłam się obchodzić z różnymi czworonogami, nawet tymi bardzo agresywnymi.
Zobacz też: Zobacz też: Jak wygląda życie w restauracji „od kuchni”?
To podpatrywanie specjalistów w pracy przydało mi się w jednym z najtrudniejszych momentów na lotnisku. Sonia, dorosła suka owczarka niemieckiego, pod wpływem stresu - poroniła. Wezwaliśmy naszego lekarza weterynarii – nie pozwoliła się do siebie zbliżyć. Przyjechał drugi z Warszawy – zachowała się tak samo. To u mnie znalazła schronienie. I dopiero po jakimś czasie lekarz mógł ją zbadać, ale ja musiałam przy tym być. Z jednej strony była to dla mnie satysfakcja, że pozwoliła mi do siebie podejść, a z drugiej strony było mi bardzo przykro, że spotkało ją takie przykre doświadczenie. Bo psy w ciąży mogą latać, nie ma żadnych obostrzeń i to była jedyna taka smutna sytuacja, której byłam świadkiem.
Inny pies, Diego, buldog francuski, wracał ze swoją panią z wakacji i… doznał przegrzania termicznego. To było lato, 40 st. C, gorąco. Umieściliśmy go pod klimatyzacją, obłożyliśmy go mokrymi ściereczkami, do pyszczka lałam mu zimną wodę i na szczęście doszedł do siebie. Albo kot, który zranił sobie oko o poidełko w czasie podróży. Ale my mamy przecież sól fizjologiczną, rumianek i pomogliśmy mu, aby mógł lecieć dalej.
Jeszcze do dziś kręci mi się łezka
Gdy wspominam Tomka – jeszcze do dziś kręci mi się łezka. Strzelano do niego z wiatrówki. Postrzelono go w kręgosłup. Przeżył, ale do końca życia będzie jeździć na wózku inwalidzkim.
Wysyłany był ze schroniska w Szczecinie do Stanów Zjednoczonych. Jego wózek inwalidzki został doczepiony do klatki. I on był u mnie cały dzień, od rana do wieczora. Zostałam dłużej w pracy specjalnie dla niego. Nie dlatego, że ktoś mi kazał. Ja chciałam to zrobić.
Ten piesek był w pieluszce jak dziecko noworodkowe. Nie miał czucia ani w kręgosłupie, ani w łapach, nie kontrolował swoich potrzeb. Trzeba było o niego zadbać jak o dziecko. Pamiętam jak dziś, że po to, żeby ta pieluszka mu nie spadała, miał założone szelki. Jak niemowlę. Przypominam sobie, że kiedy wyjęłam go z klatki, to pełzał w tej pieluszce po podłodze. Gdy to zobaczyłam, rozpłakałam się. Ale Tomek był takim uśmiechniętym, radosnym psem, pomimo tego, co mu zrobił człowiek.
Miałam jednak obawy, jak się zachowa, gdy będę chciała zmienić mu pieluchę, zadzwoniłam więc do dziewczyn, które go nadawały ze Szczecina i powiedziałam, że trochę boję się go przebrać. A jedna z nich doradziła mi, żebym zwróciła się do niego słowami: "Tomuś, zmieniamy pieluchę" i gdy tak powiedziałam, ten położył się na plecach i po prostu czekał. To było niebywałe. I ja tego Tomka przebierałam jak moją córeczkę, gdy miała miesiąc...
Wiem, że jest u ludzi, którzy mają kilka takich psów na wózkach. Leczyli go komórkami macierzystymi. Mam z nimi kontakt do dzisiaj.
Wspominam też cocker spaniela, który spędził u nas 3-4 dni. Prince leciał z Australii. Miał być odbierany w Warszawie, jego pani była z Wrocławia. I doszło do nieszczęśliwego wypadku, jego właścicielka znalazła się w szpitalu, nie było z nią kontaktu. Pies utknął u nas na cargo. Próbowała go odebrać babcia właścicielki, ale to nie jest takie łatwe, bo trzeba mieć wszystkie dokumenty, książeczkę zdrowia, zaświadczenie o szczepieniu, chipa. Staraliśmy się zrobić wszystko, żeby ułatwić tej pani odbiór Prince’a. Ale też trzeba było się nim zająć, niańczyliśmy więc cocker spaniela, kupowaliśmy mu przysmaki. Z babcią właścicielki wymieniamy się życzeniami świątecznymi.
Ludzie myślą, że wystarczy dolać wody
Jestem ogromną zwolenniczką wysyłania zwierząt przez LS Cargo Terminal, a nie zabierania zwierząt na pokład samolotu. My się po prostu umiemy nimi opiekować. Ludzie myślą, że wystarczy dolać im wody, a przecież człowiek musi mieć do tego odpowiednie predyspozycje.
I to też nie jest tak, że ja pójdę i wyczyszczę psu transporter czy klatkę, bo tu w grę wchodzi odpowiednia koordynacja, czyli dopasowanie się do sytuacji. Muszę tak wszystko zorganizować, żeby każdego dnia i każdej nocy to zwierzę miało opiekę. Żeby ktoś był, kto posprząta, kto wyprowadzi na spacer, bo przecież trudno trzymać zwierzę w klatce dobę, a co mówić o pięciu dniach, gdy z różnych przyczyn pies musi zostać u nas dłużej.
Bywam zaskakiwana różnymi sytuacjami. Zwierzęta potrafią wrócić spod samolotu z różnych powodów, a bo nie ma stosownego ogrzewania, bo psów jest za dużo, bo są jakieś bagaże priorytetowe, które w pierwszej kolejności trzeba zabrać. Trzeba temu wszystkiemu zaradzić, bo nie dość, że w naszych magazynach jest pies z dzisiejszego przylotu, to jeszcze przyleciało pięć kolejnych, a tu jeszcze cofają nam 5 zwierząt. I zdarza się, że mamy całkiem ciekawe przedszkole. Począwszy od maluchów, poprzez krasnale aż po starszaki. Śmieję się, że mamy cargowe przedszkole, niebawem powstanie podstawówka, bo bywają i starsze psy.
Moim zadaniem jest również to, żeby zwierzęta odpowiednio rozdzielić, posegregować, obserwując, jak na siebie reagują, jak się zachowują. Czy będę mogła swobodnie wyczyścić klatki psu, czy na pewno mnie nie ugryzie i nie będzie podżegany przez inne zwierzęta do agresji.
Wyczuwają, że chcę im pomóc
Przez tyle lat nie ugryzł mnie żaden pies. Być może wyczuwają, że chcę im pomóc. Nie ukrywam, że kilku psów nie otworzyłam. Uznałam, że lepiej będzie, jak będą leciały brudne niż żeby mnie pogryzły, bo ja muszę być cała i zdrowa. Takich psów przez te lata było może z 10. Takich naprawdę bardzo agresywnych, które rzucały się do klatki i dawały mi znać, że nie chcą mieć ze mną nic do czynienia. Pozwoliły sobie wlać wodę i nic poza tym. Dorosłym psom nic się nie stanie, jeśli nie będą jadły 48 godzin, ale muszą mieć dostęp do wody.
Nie podejmę ryzyka i nikogo nie namówię w pracy do posprzątania klatki, jeśli pies jest agresywny. Nam nie wolno tego zrobić, ponieważ my jesteśmy najważniejsi. Ale zdarzały się i takie, które straszyły mnie zębami, a potem lądowały u mnie na kolanach. Jakoś tak się urabialiśmy nawzajem. I to jest takie fajne w tym wszystkim.
Jak w domu
Wszyscy nasi podopieczni mają do dyspozycji dwa pokoje, to są tzw. avi roomy, duże pomieszczenia dla zwierząt. Kilka lat temu stwierdziłam, że trzeba założyć w nich kinkiety, bo górne światło razi moje czworonożne towarzystwo. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Teraz wypoczywają przy przyciemnionym świetle.
Staram się ulżyć nieszczęściu w jakim znalazły się te stworzenia. Z dala od swojej pani czy od swojego pana, w klatce, a do tego w miejscu, którego nie znają, aby mogły tę sytuację znieść jak najbardziej bezstresowo.
Są tacy właściciele, którzy przygotowują swoje psy, w domu stawiają klatkę na kilka dni przed podróżą, żeby mogły się przyzwyczaić i oswoić. Bo zamknięcie w klatce czy transporterze to ciągle ogromna dawka stresu dla każdego zwierza.
Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu psy przylatywały do nas na tekturze albo na papierze toaletowym czy na gazetach. Były brudne i całe umorusane we własnych odchodach. Pomyślałam, że musi być jakiś sposób żeby te psiaki podróżowały w suchych warunkach. Wiedziałam, że są pieluchy czy podkłady, ale one nadają się dla kotów, które jako zwierzęta dostojne spokojnie tę podróż zniosą.
Gorzej z psami, które gryzą i kąsają wszystko co się da, nawet z nudów, zwłaszcza maluchy. I pewnego dnia wrzuciłam im do klatki worek ścinek papierowych z jakichś dokumentów. To był strzał w dziesiątkę, bo zwierzęta miały frajdę, a poza tym zakopywały się i wtulały w to, co udało im się wydrzeć. Stworzyłam więc pierzynę dla zwierząt ze ścinek z papieru.
Pewnego dnia napisałam maila do wszystkich punktów spedycyjnych, włącznie do koleżanek z naszych kadr – w naszym budynku – i poprosiłam o zostawianie ścinek dla naszych zwierzaków. Każdy, kto miał, przynosił i mi je zostawiał. W ten sposób coraz większe wory ścinek piętrzyły się pod moim pokojem, ja dzwoniłam do hodowców na Ukrainie, Węgrzech czy Czech, tłumaczyłam, żeby nie wkładać kartonu do klatek i pomysł z biegiem czasu się przyjął.
Okazało się to sukcesem. Od paru lat nadawcy wkładają ścinki do transporterów czy kojców. Bardzo się cieszę, że przekonałam wszystkich do swojego pomysłu.
Jadowite pająki
Latają nie tylko psy i koty, ale i inne zwierzęta. Szynszyle, króliki, koguty, bażanty, gołębie, ale i tarantule czy bąki. No i trzeba było te ostatnie napoić. Gdy zobaczyłam tego owłosionego, wielkiego pająka, myślałam, że się nie przemogę. Byłam zapewniona przez nadawcę, że pająki nic nie zrobią. Rzeczywiście były bardzo dokładnie opakowane, pudełka były dokładnie oznaczone, która dziewczynka, a który chłopiec. Ale strach był.
Trzeba było też nakarmić bąki – taką specjalną wodą z miodem. Były u nas dwie doby. Byliśmy cali obklejeni, wszystko nam się kleiło, zużyliśmy tysiące rękawiczek, ale wszystkie bąki się najadły.
W naszej pracy wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Pracujemy pod presją czasu, bo przecież samoloty nie mogą czekać, musimy wykazywać się również elastycznością i empatią. To jest akurat moja naturalna cecha. Uważam, że zwierzęta kochają miłością bezwarunkową. Czy muszę mówić, że uwielbiam swoją pracę? Największym nieszczęściem byłoby dla mnie, gdybym nie mogła jej wykonywać. To byłaby moja porażka.
Program "Lotnisko" emitowany jest na kanale Discovery Channel.