Ryanair bez tajemnic. 10 faktów, o których możesz nie wiedzieć
Znany z zamiłowania do kontrowersji szef Ryanaira, Michael O’Leary, twierdzi, że jego propozycje są w awangardzie nowych rozwiązań, a ich przyjęcie to kwestia czasu. Cóż, w wielu przypadkach miał rację. Poznaj najbardziej zaskakujące idee i ich realizacje w historii irlandzkiego przewoźnika. Niektóre zostały zapomniane, inne do dziś świetnie sprawdzają się jako maszynka do zarabiania.
1. Lot na stojąco – Ryanair nie był pierwszy
Gdy w 2010 r. O'Leary z zapowiadał wprowadzenie miejsc stojących w samolotach (co miałoby umożliwić zabranie na pokład samolotu o ponad 20 proc. więcej pasażerów), niemal wszyscy pokładali się ze śmiechu. Inżynierowie Airbusa nie śmieszkowali jednak, lecz zabrali się do pracy. W 2014 r. portal "Huffington Post" doniósł, że europejskie konsorcjum stara się opatentować "składane fotele, w których pasażerowie przyjmą pozycję półstojącą". I choć sprawa ucichła, a władze Ryanaira nabrały wody w usta w tym temacie, pierwszy lot "na stojąco" już miał miejsce. "Historyczna" dla kilku pasażerów podróż odbyła się na pokładzie Pakistan International Airlines. W poniedziałek 27 lutego br. władze linii potwierdziły, że na pokład Boeinga 777 zamiast 409 podróżnych weszło ich 416.
2. Nie wysikasz się, jeśli nie zapłacisz?
Wiele pomysłów szefa Ryanaira jest obliczonych na zyskanie rozgłosu w mediach. Taki cel miała prawdopodobnie informacja o planowanym wprowadzeniu opłat za skorzystanie z toalety w samolocie. Koszt tej "przyjemności" miał wynosić 1 lub 2 funty, a płatne toalety były pomysłem władz linii na "wychowanie pasażerów – tak, by korzystali z toalety przed wejściem na pokład lub po zejściu z niego". Zmiany Ryanair sugerował już w 2009 r., ale pod wpływem krytyki wycofał się z planów.
3. Roznegliżowane niechciane
Z powodu silnej krytyki niskobudżetowy przewoźnik zrezygnował z jeszcze jednego swojego "wyprzedzającego czasy" pomysłu. 2014 r. był ostatnim, w którym Ryanair wypuścił na rynek swój kalendarz ze zdjęciami stewardes w strojach kąpielowych. Choć inicjatywa zapoczątkowana w 2008 r. służyła celom charytatywnym (dochód ze sprzedaży trafiał co roku do innej organizacji), opinia publiczna się zbuntowała wobec seksistowskiej wymowy kalendarza.
4. Darmowe latanie w planie
Póki co Ryanair nie wycofał się z obietnicy, że w ciągu najbliższych 5 lat zdoła zaoferować pasażerom darmowe miejsca na pokładzie swych samolotów. Zyski ma czerpać bowiem z innych źródeł niż sprzedaż miejsc na pokładach. Będą one pochodzić z lotniskowych sklepów i restauracji, które – w zamian za przyciąganie tłumów – mają dzielić się zyskami z tanimi liniami. Już dziś blisko jedna czwarta przychodów niskobudżetowego przewoźnika pochodzi z dodatkowych źródeł – opłat bagażowych, wynajmu samochodów czy sprzedaży na pokładzie.
5. Dziel i rządź
Na czym jeszcze zarabia Ryanair? Na… rozdzielaniu ludzi w kabinie. Jak pisaliśmy na początku września, przewoźnik przyznał się, że robi zapas wolnych miejsc przy oknie i przejściu, by pasażer mógł za nie dodatkowo zapłacić. Choć możliwość rezerwacji konkretnego miejsca istniała już wcześniej, osoby, które dokonywały wspólnie rezerwacji, mogły liczyć na miejsca obok siebie. Zasady zostały zmienione w maju br. – informował Fly4Free – a system rezerwacyjny został "przeprojektowany" tak, by przydzielać siedzenia losowo, a nie ze względu na kolejność kupowania biletów. Jak szybko obliczyła dyrektor doradztwa statystycznego na Uniwersytecie w Oxfordzie, szanse na trafienie miejsca obok siebie bez dodatkowej opłaty są dziś mniejsze, niż wygrana w lotto. Rzecznik linii poinformował, że wyliczenia nie mają nic wspólnego z prawdą, a "algorytm systemu rezerwacyjnego zmienia się na każdym locie i na każdej trasie".
6. Główna wygrana w zdrapkę
Co by nie mówić, niezbyt wielką szansę na główną wygraną mają ci, którzy w trakcie lotów kupują ryanairowskie zdrapki. Przewoźnik wprowadził je w 2010 r. jako dodatkowe źródło dochodów i do dziś można je kupić na pokładzie każdego samolotu irlandzkich linii. Jeden los kosztuje 2 euro i daje możliwość wygrania pieniędzy, samochodu lub głównej nagrody w wysokości 1 mln euro. Ryanair nie ujawnia wysokości zysków, jakie czerpie z loterii zdrapkowej, ale informuje, że część dochodów przeznacza na cele charytatywne. Jakiś czas temu również i ta inicjatywa znalazła się w ogniu krytyki, gdy niejaki James McKelvi opublikował na swoim profilu na Facebooku kontrowersyjny post. Mężczyzna twierdził, że na szansa na główną wygraną w zdrapce Ryanaira jest minimalna, bo los z 1 mln euro zdarza się jeden na cały rok. A osoba, której się poszczęści, wcale nie wygrywa, tylko przechodzi do "kolejnego etapu". Wówczas dopiero wybiera jedną ze 125 kopert. Tylko w jednej z nich ukryty jest milion. Szanse na powodzenie? Rzeczywiście niezbyt wielkie. Głównej nagrody nikt dotąd nie wygrał.
7. Zarabianie na wyłapywaniu
4 lata temu klientów Ryanaira zelektryzowały wyniki śledztwa przeprowadzonego przez redakcję "The Mail on Sunday". Wynikało z niego, że pracownicy naziemni są premiowani, jeśli wykażą się spostrzegawczością i zauważą pasażera z bagażem o rozmiarze przekraczającym ustalone wymiary (od lat mówi się o tym, że opłata za zbyt duży bagaż podręczny potrafi wynieść więcej, niż kosztuje lot sam lot Ryanairem). Z kolei na początku tego roku do sieci wyciekł wewnętrzny mail skierowany do pracowników obsługi pokładowej irlandzkiego przewoźnika. Cele sprzedażowe, jakie każdego dnia musi zrealizować każdy steward i każda stewardesa, wielu przyprawiły o gęsią skórkę. Co najmniej jedno opakowanie perfum, jedno ciepłe danie pokładowe i kanapka oraz przynajmniej 8 zdrapek. Według was to dużo czy mało?
8. Polityka bagażowa – zmiany, zmiany, zmiany
Gdy na początku września br. Ryanair ogłosił zmiany w polityce bagażowej, miłością do Michaela O’Leary’ego zapłonęło wielu pasażerów. Od 1 listopada bowiem większy i tańszy będzie bagaż rejestrowany (waga wzrośnie z 15 kg do 20 kg, a cena zostanie obniżona z 35 do 25 euro). Niepocieszeni są jedynie wielbiciele 2 sztuk bagażu podręcznego. Od listopada bez dodatkowych opłat będą mogli podróżować jedynie pasażerowie, którzy zakupią bilety w taryfie Plus, Flexi Plus i Family Plus lub dokupią Priority Boarding. Pozostali będą musieli oddać duży bagaż podręczny do luku (na pokład zabiorą tylko ten nieprzekraczający wymiarów 35cm x 20cm x 20cm). Co pewnie wszystkim wyjdzie na dobre, bo napakowane do granic możliwości schowki nad głowami wreszcie odejdą w niepamięć.
9. Tanio, jeszcze taniej
Bez względu na wszystkie "ale", nie można się nie zgodzić, że Ryanair dokonał prawdziwej rewolucji w przestworzach. Jeszcze kilkanaście lat temu latanie nie było rzeczą łatwo osiągalną dla zwykłych "szaraków". Dziś nawet ci mniej zamożni mogą sobie pozwolić na krótsze i dłuższe lotnicze wypady. Fakty są niepodważalne: w 1992 r. podróż z Mediolanu do Paryża kosztowała 16 razy więcej niż obecnie. Wówczas minimalna cena biletu na tej trasie wynosiła ponad 400 euro. Dziś za lot trzeba zapłacić ok. 25 euro. Warto też dodać, że w ślad za Ryanairem podążyły inne linie lowcostowe, a ich walka o klientów jeszcze bardziej obniżyła koszty podróżowania. Mało tego, nawet tradycyjni przewoźnicy podłapali pewne rozwiązania zastosowane przez irlandzkie linie (m.in. sprzedaż posiłków i napojów na pokładach). Jak na dłoni więc widać, że O’Leary to geniusz w swojej branży.
10. Kryzys, ale mały
Na koniec zaś kwestia, która ostatnimi czasy wielu podróżnym nie daje spać po nocach. Czy odwołanie setek lotów i wypłacanie odszkodowań z tym związanych jest największym kryzysem w historii Ryanaira? W rozmowie z portalem Pricewatch.com O’Leary stwierdził, że "absolutnie nie, i że w historii mieli znacznie więcej trudnych sytuacji". Choć szef irlandzkich linii nie rozwinął tej wypowiedzi, łatwo się domyślić, że mógł mieć na myśli wydarzenia z 2010 r., kiedy to wybuch wulkanu Eyjafjallajökull na Islandii spowodował komunikacyjny paraliż w całej Europie. Spowodował on setki milionów strat dla biznesu lotniczego. Choć O’Leary grzmiał publicznie, że nie zamierza wypłacać pasażerom odszkodowań, dość szybko zmienił zdanie – regulacje Unii Europejskiej co do obowiązków przewoźnika wobec "uwięzionych" pasażerów okazały się bowiem jednoznaczne.