Wtorek, który zaskoczył wszystkich. "Wchodzili niemal gęsiego"
Słabo jest nie tylko nad morzem. Znacznie mniej turystów wybiera w tym roku także Bieszczady. Korki na szlakach to mit. W ostatnim czasie zdarzył się jednak jeden dzień, który zaskoczył wszystkich. Miejscowi nie potrafią wytłumaczyć tego "fenomenu".
Scenariusz jest z grubsza co roku taki sam. Sezon zaczyna się tu w czasie majówki. Kończy - jeśli pogoda dopisze - 1 albo 11 listopada. Lato jest zawsze niewiadomą, a branża turystyczna liczy na długie weekendy. Poza tym majowym - sytuację ratuje weekend w okolicach Bożego Ciała i ten sierpniowy.
Długie weekendy w tym roku nie zawiodły, ale sezon jest zdecydowanie słabszy. Liczba osób, które choć na chwilę chcą rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady, zdecydowanie zmalała - przynajmniej tak twierdzą zapytani przeze mnie miejscowi.
Lipiec nie rozpieszczał
- Z roku na rok wakacyjne przyjazdy w Bieszczady zaczynają się coraz później - mówi Ewa Żechowska z Chaty Wędrowca No.13. - Kilka lat temu turyści zjeżdżali do nas około 10 lipca. Potem to był 15, a dziś 20, a nawet 25 lipca. - Tegoroczny sezon jest zdecydowanie słabszy od ubiegłorocznego - mówi moja rozmówczyni.
Na pytanie, jak bardzo, odpowiada: - Mniej więcej o 30 procent.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niezadeptany skrawek Polski. "Można wędrować i nie spotkać ludzi"
Podobny spadek zauważa Anna Sawicka z Wiejskiego Dworku w Bóbrce koło Soliny. Przyznaje, że w tym roku trzeba się mocno reklamować i być bardzo aktywnym w mediach społecznościowych. Konkurencja jest bowiem duża.
Znacznie większy spadek ruchu turystycznego obserwuje w tym roku w Bieszczadach kierowca busa, z którym rozmawiałem po zejściu ze szlaku. Pan Jan, który wozi turystów między wejściami na bieszczadzkie szlaki, mówi, że turystów jest mniej o połowę. Powód? Zasobność portfeli Polaków.
- I wysokie ceny rożnych atrakcji oraz jedzenia w wielu restauracjach – dodaje Anna Sawicka.
Są jednak miejsca, takie jak Wilcza Jama, dla której tegoroczny sezon jest wyjątkowy i trudny. W marcu spłonęła bowiem tutejsza karczma. Turyści - chcący pomóc właścicielom tego znanego miejsca - zarezerwowali w tym roku tłumnie noclegi w domkach w Jamie.
- Zapewne także dlatego na ten sezon nie możemy narzekać jako baza hotelowa - mówi współwłaściciel Wilczej Jamy, Adam Pawlak. Gastronomicznie tego roku porównać do ubiegłego nie może, bo jedzenie serwuje u siebie w wiacie i z przyczepy, próbując odbudować miejsce, które strawił ogień.
Wtorek, który zaskoczył wszystkich
Jeżdżę w Bieszczady co roku od wielu lat. I ludzi tutaj w tym roku rzeczywiście jest na oko mniej. Widać to po liczbie mijanych na drogach aut. Choć w mediach widywałem niedawno zdjęcia korków na drogach dojazdowych do parkingów i na bieszczadzkich szlakach, należy wziąć poprawkę, że taka sytuacja to wyjątek.
Tym wyjątkowym dniem w tym roku był wtorek 5 sierpnia. W Bieszczady zjechało wówczas wyjątkowo dużo turystów. Przed południem nie można było dostać się na kilka popularnych parkingów, gdzie turyści zostawiają samochody i zaczynają wspinaczkę w góry. Sam tego doświadczyłem. Samochody stały jeden za drugim, blokując reszcie przejazd.
Tłoczno było wówczas także na szlakach. Na Tarnicę turyści wchodzili niemal gęsiego, a na słynnym "rondzie", czyli przełęczy pod Tarnicą, było bardzo tłoczno. Na szlakach co chwilę słychać było "dzień dobry", którym pozdrawiali się wędrujący po górach. Pogoda wtedy dopisała. Ale pogodnych dni tego lata było więcej. Moi rozmówcy nie potrafią powiedzieć, co sprawiło, że akurat tego dnia Bieszczady przeżyły najazd. Lato bywa nieprzewidywalne i decyzje turystów też. Jedno jest pewne - podkreślają - takich dni w Bieszczadach jest w roku niewiele.
All inclusive w Turcji czy Egipcie, a wakacje w Polsce
Wśród osób wybierających się na wakacje, często można usłyszeć zdanie, że obecnie taniej jest wyjechać na urlop all inclusive do Turcji czy Egiptu niż wykupić wczasy w Polsce. Takich porównań nie rozumie i nie zgadza się z nimi Ewa Żechowska z Chaty Wędrowca No.13, która w branży w Bieszczadach działa od początku lat 90. i jest postacią znaną osobom, które pokochały te góry.
- Jeśli już porównujemy wakacje w Polsce i zagranicą, to musimy brać pod uwagę w obu przypadkach wakacje organizowane indywidualnie. Okaże się wtedy, że koszty wypoczynku są podobne - mówi Ewa Żechowska.
Nie zgadza się też z tezą, że Bieszczady zrobiły się za drogie. Taki argument podnosili turyści, z którymi rozmawiałem o tegorocznym sezonie.
- Wszystko zależy od tego, gdzie śpimy oraz gdzie i jak jemy. Można spać w namiocie albo w czterogwiazdkowym hotelu. Jeść można w restauracjach albo gotować sobie samemu. To zawsze jest kwestia wyboru - mówi moja rozmówczyni.
Anna Sawicka z Bóbrki nad Soliną podkreśla z kolei, że w pewnym sensie rozumie ludzi, którzy stając przed wyborem między wakacjami indywidualnymi w Polsce a all inclusive zagranicą, wybierają tę drugą opcję. Dlatego też w tym roku zdecydowała się na rabaty i oferty specjalne.
Obcokrajowcy odkrywają nasze Bieszczady
Lato w Bieszczadach zawsze wygląda podobnie. Do końca sierpnia czuć jeszcze wakacje, ale od września panuje tu spokój od poniedziałku do piątku. Turyści zjeżdżają w weekendy. Pojawiają się w piątek popołudniu i zostają do niedzieli. Nieco więcej osób pojawia się w październiku, gdy bieszczadzkie połoniny "płoną" złocistoczerwonymi kolorami przebarwiających się bukowych liści. Buk to drzewo, które dominuje w tutejszych lasach. To wyjątkowy czas w Bieszczadach i miłośnicy fotografii dobrze to wiedzą.
Turystów będzie więcej w weekendy – przyznają zgodnie osoby, z którymi rozmawiam. W ciągu tygodnia będzie w górach cicho. W tym roku polskie Bieszczady docenili goście z zagranicy. Mimo odczuwanego spadku ruchu turystycznego zaczęło się ich pojawiać więcej. Moi rozmówcy mówią o licznych gościach ze Słowacji i Czech, krajów skandynawskich, Belgii, Holandii czy nawet Gwatemali. Są oni zachwyceni tym, co u nas widzą. Polską przyrodą, naturą. I spokojem, jakiego w Bieszczadach w wielu miejscach można wciąż doświadczyć.