Okres od końca listopada do marca to prawdziwe żniwa dla poszukiwaczy bursztynu. Sztorm na Bałtyku i wiatr wiejący z kierunków północnych stworzyły idealne warunki dla osób pragnących znaleźć cenne okazy. W miniony weekend na plażach pojawiły się więc dziesiątki osób, które w nadziei znalezienia atrakcyjnych bryłek "bałtyckiego złota" przeczesywały wybrzeże.
Niektórzy wyposażeni byli w specjalistyczny sprzęt, a inni traktowali przeglądanie gór "śmiecia", jak rozrywkę. Jak zapewniają znawcy tematu, na początek przygody z bursztynem nie trzeba wcale zaopatrywać się w specjalistyczny sprzęt, bo mniejsze lub większe kawałki "złota Bałtyku" lądują po sztormach na piasku i są widoczne gołym okiem.
Przy odrobinie szczęścia na plażach np. w okolicach Mierzei Wiślanej można znaleźć naprawdę ładne i okazałe bryłki.
Nie tylko amatorzy poszukują bursztynu
Poszukiwania pokaźnych okazów wymagają dużego poświęcenia i specjalistycznego sprzętu. Na liście niezbędnego wyposażenia znajdują się wodery, czyli inaczej spodniobuty, dzięki którym można wejść do zimnej wody i nie zamoczyć ubrania. Koniecznie należy zaopatrzyć się też w podbierak do bursztynu, nazywany z kaszubskiego kaszorem, którym poszukiwacze wynoszą na brzeg mieszankę patyków, roślin i piasku, wybieranych z dna.
Najbardziej zagorzali amatorzy "złota Bałtyku", którzy ruszają na poszukiwania nocą, wspomagają się latarkami UV, w których promieniach bursztyn świeci jasnym światłem i wyraźnie odznacza się na piasku lub płyciznach.
Bursztyn występuje w wielu miejscach na świecie, ale to ten bałtycki jest uznawany za najładniejszy i najbardziej ceniony wśród profesjonalistów.
Bursztyn, jaki można znaleźć na nadbałtyckich plażach, to zastygła żywica pradawnych drzew iglastych. Dlatego właśnie podgrzana zapalniczką bursztynowa bryłka pachnie lasem. Warto pamiętać, że każda, nawet najmniejsza drobinka bursztynu, jaką znajdziemy na nadbałtyckiej plaży, jest świadectwem historii - przynajmniej 40 milionów lat.