Salutări din Chișinău! Z wizytą w stolicy Mołdawii
Jedna z kilkudziesięciu stolic na Starym Kontynencie, zamieszkana przez blisko 700 tys. osób. Nie jest popularnym celem podróży, a nazwa miasta wciąż brzmi dla wielu zagadkowo. Czy Kiszyniów zasługuje na większe zainteresowanie ze strony turystów? Postanowiłem to sprawdzić.
Pierwsze pytanie, jakie zazwyczaj rodzi się w głowie polskich turystów: jak się dostać do Mołdawii? Pewnie część z nich będzie zaskoczonych, że do tego niewielkiego państwa, wciśniętego między Ukrainę a Rumunię, latają bezpośrednio z Polski samoloty, a za bilet w dwie strony na trasie Warszawa-Kiszyniów zapłacimy ok. 500 zł. Można też dostać się na miejsce pociągiem, autobusem lub samochodem, a podróż trwa kilkanaście godzin.
Jesteśmy na miejscu
Po dotarciu do hotelu warto zostawić mapy i przewodniki w walizce. To nie Paryż czy Madryt - zgubić się tu trudno, a większość atrakcji ulokowanych jest w centrum. Nie ma też co owijać w bawełnę – ogromnej liczby zabytków, kościołów wzniesionych w średniowieczu czy kapiących złotem pałaców nie uświadczymy.
Powodów jest kilka, a główny z nich jest taki, że Kiszyniów został poważnie zniszczony w trakcie trzęsienia ziemi w 1940 r. Gdy podnosił się z ruin w latach 50., Mołdawianie nie mieli za wiele do powiedzenia. Radzieccy planiści, zgodnie ze wskazówkami płynącymi z Moskwy, stworzyli miasto mające się wpasować w komunistyczny wzorzec.
Po komunie państwo to – dużo wolniej niż Polska czy Czechy – przestawiało się na "nowy" system. Aktualnie Mołdawia jest najbiedniejszym krajem Europy. Także najrzadziej odwiedzanym przez obcokrajowców – pierwsze biuro turystyki powstało w stolicy w 2017 r., ale trzeba przyznać, że świetnie sobie radzi. Mieszkańcy Kiszyniowa, czy ogólnie Mołdawianie, wiedzą, jakie są ich mocne strony i szybko się uczą, jak się promować. Przyjeżdżając do stolicy – mimo że jest się w mieście – naprawdę można odpocząć. Zwłaszcza jeśli odwiedzimy ją w ciepłych miesiącach. Jest zielona, ma mnóstwo przaśnych knajpek, klimatycznych restauracji i parków.
Zobacz też: Karnawał na Hlinecku. Czesi wiedzą, jak się bawić
Warto zostawić mapy w bagażu z jeszcze jednego powodu. Mieszkańcy są niezwykle otwarci na turystów, cieszą się na ich widok i chętnie podpowiadają, gdzie się udać. Nie zdziwcie się, jeśli będą chcieli was osobiście zaprowadzić do miejsca docelowego. Wielu naszych rodaków doceni też fakt, że zamawiając dzbanek wina czy placintę, nie trzeba się zastanawiać nad cenami, bo i tak będzie taniej niż w Polsce.
To, że Kiszyniów nie jest "Wiedniem Europy Wschodniej", nie oznacza, że nie może pochwalić się ciekawymi budowlami. Masywne budynki rządowe, XIX-wieczny łuk triumfalny, Narodowe Muzeum Historii, Narodowe Muzeum Etnograficzne czy Sobór Narodzenia Pańskiego robią wrażenie, a główna ulica – bulwar Stefana Wielkiego – tętni życiem od rana do późnych godzin.
Narodowe Święto Wina
Kiszyniów przyciąga nie tylko unikalną, socjalistyczną architekturą, ale też wydarzeniami kulinarno-kulturalnymi. Przez kilka dni w roku jest tu tłoczno niczym w Krakowie podczas "Wianków". W trakcie Mołdawskiego Święta Wina ulica przed parlamentem jest wyłączona z ruchu i po brzegi wypełniona stoiskami lokalnych producentów trunków. Atmosfera jest wyjątkowa, są sceny na których grają zespoły, natomiast wielki targ już z daleka pachnie wypiekami i grillowanymi daniami. Wszyscy są w dobrych humorach (trudno się dziwić, skoro "napój bogów" leje się strumieniami) i można odnieść wrażenie, że uczestnicy organizowanej z pompą imprezy czują się jak jedna wielka rodzina.
Przyjazd na to kilkudniowe wydarzenie warto zaplanować wcześniej, ponieważ z roku na rok cieszy się coraz większym zainteresowaniem i można mieć problem z nabyciem biletów lotniczych oraz rezerwacją noclegów.
Kochacie wina? Będąc w stolicy Mołdawii koniecznie trzeba odwiedzić młodą, założoną w 2016 r. winnicę ATU, która pod względem jakości produktów nie ustępujące konkurencji - mimo że nie liczy dekad. To pierwsza miejska winnica w tym kraju, produkująca wino w niewielkich, limitowanych ilościach.
Wyjeżdżając kawałek poza stolicę
Zaledwie kilka kilometrów za Kiszyniowem znajdziemy kolejny winny raj, z którego pochodzą butelki słynnego - także w Polsce - producenta Cricova. To jedna z największych winnic w kraju, posiadająca prywatne kolekcje trunków wielu osobistości z całego świata (w tym Donalda Tuska, Angeli Merkel czy Władimira Putina). Wartość wszystkich win można liczyć w milionach euro. Co ciekawe, w Cricovej butelki może przechowywać każdy, a roczny koszt "opieki" wynosi 1,5 euro za sztukę.
Będąc w winnicach można przy okazji zaopatrzyć się w butelki z zacną zawartością – za zdecydowanie niewygórowaną cenę. Jeśli jeszcze nie jesteście przekonani do przyjazdu, wystarczy wspomnieć, że mołdawskie wina wygrywają w międzynarodowych konkursach, a koneserzy i najlepsi specjaliści w branży z całego świata przyznają im co roku nawet kilkaset medali oraz wyróżnień.
Warto również dodać, że dawniej Mołdawia była winiarskim spichlerzem Związku Radzieckiego, choć prawie 15 lat temu Rosja zadała jej solidny cios – wprowadziła embargo na pochodzące z niewielkiego państwa wina, a to mocno odbiło się na tutejszej branży winiarskiej. Jednak Mołdawianie poradzili sobie i od lat reklamują swoje produkty w krajach, które bardziej doceniają ich wyroby.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl