Sanki Lapończyków i spotkanie z reniferami. Magiczna Laponia

Zima w Laponii jest mroźna. O tej porze roku słońce pokazuje się tylko na kilka godzin i wędruje tuż nad horyzontem, a ścięte mrozem pustkowia można pokonywać tylko psimi zaprzęgami lub na śnieżnych skuterach. Dobrze sprawdzą się też sanki Lapończyków. W nocy na mroźnym niebie świeci seledynowa zorza polarna - aurora borealis.

Sanki Lapończyków i spotkanie z reniferami. Magiczna Laponia
Źródło zdjęć: © ascappatura, Licencja Creative Commons, flickr.com

28.02.2012 | aktual.: 01.11.2019 22:11

Zima w Laponii jest mroźna. O tej porze roku słońce pokazuje się tylko na kilka godzin i wędruje tuż nad horyzontem, a ścięte mrozem pustkowia można pokonywać tylko psimi zaprzęgami lub na śnieżnych skuterach. W nocy na mroźnym niebie świeci seledynowa zorza polarna - aurora borealis.

Rankiem, kiedy mieliśmy wyruszyć w podróż śnieżnymi skuterami po bezdrożach północnej Norwegii w Karasjok - stolicy norweskich Lapończyków, temperatura spadła do -37ºC. Na szczęście przed startem było już tylko -10. Przebrałem się w ocieplany kombinezon i specjalne buty, założyłem dwie pary rękawic, futrzaną czapę i maskę chroniącą twarz od zimnego wiatru. Wyruszyliśmy. Długi wąż śnieżnych skuterów wił się pośród pokrytych śniegiem wzgórz. Jazda takim ryczącym potworem (z przodu płozy, z tyłu napędzające pojazd gąsienica z twardej, odpornej na mróz gumy) po skutych lodem rzekach i jeziorach jest fantastycznym przeżyciem. Prowadzi się go prosto. Ściskając dźwignię przy kierownicy, dodajemy gazu, kiedy ją puścimy, pojazd zwalnia. Jest też hamulec i zaczepiona do ubrania linka bezpieczeństwa, wyłączająca silnik, kiedy kierowca "wyleci z siodła". Mój skuter o nazwie "lis polarny" ma podgrzewane uchwyty kierownicy oraz osłony, które chronią tułów i nogi przed lodowatym wiatrem.

W ciemności widać było tylko rząd czerwonych świateł pozycyjnych. Ciszę przerywał warkot mojej maszyny, wdrapującej się na kolejne ośnieżone wzgórze. Po jakichś dwóch godzinach zatrzymaliśmy się w schronisku na rozgrzewającą herbatę malinową i naleśniki z dżemem. Potem dalsza jazda przez śnieżną pustkę do stojących na wzgórzu drewnianych domków, gdzie mieliśmy nocleg. Na kolację był rosół z renifera i mięso tego sympatycznego zwierzęcia, które w smaku przypomina dziczyznę.

Spotkanie z reniferami

Rano było jeszcze ciemno, kiedy odpaliliśmy zamarznięte przez noc skutery i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Po drodze spotkaliśmy tylko psie zaprzęgi i stado reniferów, pilnowane przez kilku Lapończyków. Zwierzęta te przez cały rok żyją na wolności, chociaż każde z nich ma właściciela, którego jest całym bogactwem. Zwierzęta służą jako pożywienie i środek transportu, a ich skóry do szycia ciepłej odzieży i pokrycia namiotów. Wiosną Lapończycy wyruszają ze stadami w kierunku morza, gdzie renifery mają więcej trawy i jest mniej dokuczliwych komarów i meszek. po drodze przekraczają granice, ale nikt nie robi z tego problemu. Nasz przewodnik Per Inge Eira jest właścicielem biura turystycznego Saami Travel. Na co dzień hoduje renifery, poza tym prowadzi wycieczki dla turystów coraz liczniej odwiedzających Laponię także zimą. Nie chce powiedzieć, ile ma reniferów, w końcu przyznaje, że cała jego rodzina ma około 1100 sztuk tych zwierząt.

Dużą frajdę sprawia jazda po zamarzniętej rzece i pokrytych lodem jeziorach. Można się rozpędzić do 60 i więcej kilometrów na godzinę, ale trzeba uważać na usypane przez wiatr wały twardego śniegu, na których wyskakuje się jak z katapulty. Po południu dojechaliśmy do Kautokeino, sporego jak na Laponię, kilkunastotysięcznego miasta z kilkoma sklepami i szkołą. Lapończycy chodzą tu na co dzień w strojach ludowych. W tutejszych sklepach można kupić rękodzieło, rzeźby w drewnie i rogu, noże i odzież z wełny i skóry.

Noc w hotelu z lodu

Dwieście kilometrów na północ od Kręgu Polarnego w pobliżu Kirusy, znanej z bogatych rud żelaza, w miejscowości Jukkasjarvi wzniesiono nietypowy hotel. Do jego budowy użyto bloków lodu z pobliskiej rzeki Torne oraz około 40 tys. ton śniegu. Z krystalicznego lodu są kolumny podtrzymujące dach, szerokie łoża, obramowania drzwi oraz prześwitujące tafle lodu, imitujące okna. Z czystego lodu zbudowana jest recepcja oraz lodowy Bar "Absolut". Wieczorem w śnieżnym amfiteatrze można obejrzeć film na lodowym ekranie z seledynową zorzą polarną nad głową, albo wysłuchać koncertu zespołu Below Zero Band, który gra na lodowych instrumentach, bębnach, cymbałach i fletach.

Zimą, gdy temperatura powietrza potrafi spaść poniżej 40ºC, wewnątrz lodowego hotelu panuje stała temperatura około -5ºC, więc przed pójściem spać goście tłumnie odwiedzają lodowy bar, w którym piją drinki serwowane w szklankach z lodu, siedzą na lodowych ławach przykrytych skórami reniferów przy stołach z prześwitującego lodu. W przestronnych korytarzach urządzono galerie lodowych rzeźb, a przed snem można pomodlić się w lodowej kaplicy, w której czasami odbywają się śluby, a nawet chrzciny.

Goście śpią w ciepłych śpiworach, na lodowych łóżkach przykrytych skórami reniferów. Mimo ujemnej temperatury, śpi się bardzo dobrze. Rano budzi nas dziewczyna, wręczająca każdemu szklankę gorącego soku. Wyskakujemy ze śpiworów i udajemy się do sauny, a potem na śniadanie w doskonałej restauracji hotelowej.

Lodowy hotel ma ponad sto miejsc w pokojach 2- i 4-osobowych oraz apartamentach. Nocleg kosztuje nieco ponad sto dolarów. Kto nie ma specjalnej ochoty na mroźną noc, może zatrzymać się w którymś ze stojących obok ciepłych drewnianych domków z łazienką i telewizorem. W ubiegłym sezonie w lodowym hotelu nocowało ponad 7 tys. odważnych gości, a zwiedziło go ponad 30 tys. turystów.

Promowanie zorzy polarnej

W 1989 roku grupa ludzi wpadła na pomysł, żeby zbudować tu hotel ze śniegu i lodu jako turystyczną atrakcję. Sceptycy mówili, że nikt tu zimą nie przyjedzie, bo ciemno i zimno, a oni jednak zaryzykowali. Na początku były problemy z produkcją lodu i budową śnieżnych ścian. Zbierali doświadczenia i uczyli się na błędach. I udało się. Zainteresowanie było tak duże, że opatentowali swój pomysł. Teraz zamierzają promować zorzę polarną. Z podobnych budowli jest spore igloo w Alcie na północy Norwegii i śnieżny zamek w Kemi (Finlandia), ale lodowy hotel jest tylko tu. Przyjmuje on gości od 1 grudnia do 10 maja, a czasem - jak pogoda pozwoli - nawet nieco dłużej. Później zmienia się stopniowo w wodny i spływa do rzeki. W czerwcu nie ma już po nim śladu, ale od października rusza budowa kolejnej wersji lodowego hotelu, tak żeby na początku grudnia mógł on przyjąć pierwszych turystów.

Jukkasjarvi to niewielka lapońska wioska nad rzeka Tormio, jest tu kilkadziesiąt drewnianych domów, jedyny w szwedzkiej Laponii drewniany kościół z początku XVII wieku oraz niewielki skansen w miejscu, gdzie od stuleci odbywały się targi.

Turyści mogą pojeździć po zamarzniętej rzece na śnieżnych skuterach lub sankach ciągniętych przez psy lub renifery. W lapońskim namiocie mogą spróbować podwędzanego w dymie ogniska mięsa renifera, smażonego na wielkiej patelni i podawanego w płaskim placku z żurawinami. Taki renburger jest dość smaczny. Mogą także w tutejszym sklepie kupić sobie kubek lub koszulkę z napisem "Zrobiłem to, spędziłem noc w lodowym hoteli i żyję".

Tekst: Grzegorz Micuła
Wydanie internetowe: www.magazynvip.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)