Skargi na polskie urzędy. "W wydziale ds. cudzoziemców nikt nie mówi po angielsku"
Jedna z czytelniczek zgłosiła nam przez serwis dziejesie.wp.pl problem z komunikacją z pracownikami urzędów ds. cudzoziemców w Polsce. - Dotknęłam szczytu paradoksu naszego kraju - mówi WP Ewa Świątecka. Jej zdaniem polscy urzędnicy nie mówią po angielsku. Przypadków jest więcej.
- Dotknęłam szczytu paradoksu naszego kraju. Mam znajomego z Nigerii i pomagam mu ze wszystkimi formalnościami związanymi z legalizacją pobytu, bo (uwaga) w wydziale ds. cudzoziemców nikt nie mówi po angielsku - pisze nam nasza czytelnicza, Ewa Świątecka. - I to nie jest jedyna taka sytuacja, że tylko w urzędzie w Lublinie pracownikom się noga powinęła. Moja siostra dla swojego męża Kolumbijczyka też musiała wszystko załatwiać, bo w Gdańsku również "don’t understand" (pol. nie rozumiem) - dodaje.
Skargi na urzędy ds. cudzoziemców to nie nowość
O tym, że w polskich urzędach obsługi cudzoziemców nie jest miło, wiadomo od lat. Niemiło bywa także i w urzędach, w których Polacy załatwiają swoje własne sprawy. Trzask odkładanej słuchawki, patrzące spod byka panie i pretensjonalny ton to stereotypowy obraz typowego polskiego urzędu.
Przybysze z zagranicy muszą się mierzyć z dodatkowymi problemami, takimi: jak częste traktowanie ich z góry przez urzędników, konieczność wypełniania wniosków po polsku i niechęć (albo nieznajomość) wobec języków obcych. Nie jest to jednak nowość w polskich urzędach, a jednak dziwi tak samo.
O problemach komunikacyjnych pracowników wydziałów do spraw cudzoziemców polskich urzędów media rozpisywały się już lata temu. W 2014 r. "Rzeczpospolita" zwracała uwagę na ten sam problem - cudzoziemcy mieli kłopot z załatwieniem swoich spraw w polskich urzędach.
Chodziło wówczas nie tylko o problem z obcymi językami, ale i niedostateczne kompetencje pracowników. Bywało, że interesanci otrzymywali sprzeczne informacje, bądź wymagano od nich przynoszenia niepotrzebnych dla danej sprawy dokumentów.
Kłopoty w komunikacji z pracownikami urzędów to nadal aktualna sprawa
Wygląda na to, że sytuacja wcale nie poprawiła się na przestrzeni lat, a wizyty w polskich urzędach dla wielu obcokrajowców nadal bywa traumą.
- Moje wizyty w gdańskim biurze dla cudzoziemców są po prostu przytłaczające. Musimy się jakoś porozumiewać, a dla kogoś, kto nie zjawia się tam ze swoim prawnikiem albo kimś, kto mówi po polsku, może to być przykre doświadczenie - mówi WP Zola*, mieszkająca w Gdańsku obywatelka Tanzaniii. - Zawsze mam ten lęk, że ktoś mnie nie zrozumie, albo że zrobiłam coś źle, nie mając o tym nawet pojęcia. I tak, muszę używać Google Translate, kiedy rozmawiam z pracownikami. Ale nawet jak pokazuję im przetłumaczony tekst, nie mam pewności, czy zostanę dobrze zrozumiana - tłumaczy.
Mieszkająca w Gdańsku cudzoziemka przyznaje, że czuje się bezsilna wobec urzędowego systemu. Jej zdaniem pracownicy dostępni pod numerem dla osób anglojęzycznych często nie odbierają telefonów, a gdy już uda jej się nawiązać połączenie, dążą do szybkiego zakończenia rozmowy.
- Dzwonię i dzwonię bez skutku, a przy kolejnych próbach w słuchawce słyszę już tylko, że numer jest zajęty. Czasem po prostu wydaje mi się to podejrzane i zastanawiam się, czy oni wiedzą, że to ja dzwonię, czy wszystkich tak traktują - mówi Zola.
Urzędy deklarują, że interesanci obsługiwani są z jak najwyższą jakością
Przez urzędowe struktury ciężko jest się przebić nie tylko interesantom. Problem miałam również i ja, usiłując wyegzekwować zajęcie stanowiska w tej sprawie od dwóch urzędów: lubelskiego i gdańskiego. Nie ma się co jednak dziwić, że rzecznicy prasowi jak lwice bronią reprezentowanych instytucji. W końcu to poważne oskarżenie.
- Z naszej praktyki wynika, że nie każdy cudzoziemiec deklarujący znajomość języka angielskiego faktycznie posługuje się tym językiem w stopniu pozwalającym załatwiać sprawy urzędowe, choćby w podstawowym zakresie - komentuje Marcin Tymiński, rzecznik prasowy Wojewody Pomorskiego. - Rozumiem, że państwa czytelniczka mogła mieć do czynienia z sytuacją rzadką, jednak zarzut niekompetencji skierowany do całego wydziału nie jest niczym innym jak krzywdzącym stereotypem i próbą dyskredytowania jednostki urzędu jako całości - mówi nam.
Biuro Prasowe Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego zapewnia, że pracownicy znają i porozumiewają się językiem angielskim, niemieckim, hiszpańskim, rosyjskim oraz ukraińskim – nierzadko posługując się jednocześnie kilkoma z nich.
Posługiwanie się językami obcymi to "dobra wola urzędników"
Podobne stanowisko zajmuje również rzeczniczka Wojewody Lubelskiego. Zdaniem pani Agnieszki Strzępki, zgodnie z art. 27 Konstytucji w Rzeczypospolitej Polskiej językiem urzędowym jest język polski. Wszelkie wnioski przedkładane do wojewody muszą być również przedkładane w naszym języku ojczystym. A zatem posługiwanie się językami obcymi jest jedynie dobrą wolą urzędników.
- Pracownicy Wydziału Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie dokładają wszelkich starań, aby służyć wsparciem osobom, które z powodu bariery językowej mają trudności z załatwieniem swoich spraw w Oddziale ds. Obsługi Cudzoziemców. W żadnym wypadku nie jest wymagane ani stawiennictwo z osobą polskojęzyczną, ani korzystanie z tłumacza Google. Natomiast zdarza się, że takim rozwiązaniami posiłkują się z własnej inicjatywy cudzoziemcy, ponieważ ich znajomość języka angielskiego lub języka rosyjskiego niejednokrotnie nie jest wystarczająca - deklaruje Agnieszka Strzępka w imieniu Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Interesanci twierdzą jednak inaczej. Ich zdaniem to urzędnicy częstokroć nie wykazują się znajomością języków obcych, a tłumacz internetowy nierzadko potrzebny bywa właśnie im, a nie cudzoziemcom.
- Słowo przeciwko słowu. Mogłam nagrać naszą rozmowę, żeby mieć dowody. Mój kolega posługuje się językiem angielskim na bardzo wysokim poziomie - studiuje stosunki międzynarodowe, a język wykładowy to właśnie angielski. Rozmawiał przynajmniej z czterema osobami w swojej sprawie i każda z tych osób odsyłała go do kogoś innego, kto rzekomo znał angielski, ale finalnie okazywało się, że jednak nie. Może to właśnie ich pracownicy deklarują, że język znają, ale w rzeczywistości na niewystarczającym poziomie. A to chamy urzędasy - podsumowuje nasza czytelniczka Ewa Świątecka.
*Imię oraz kraj pochodzenia naszej rozmówczyni zostały zmienione