Spędziłam noc na pustyni. Tego się nie spodziewałam
- Spakujcie wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy w małe plecaki albo torby. Następną noc spędzamy na pustyni - usłyszałam od naszego marokańskiego przewodnika. To był mój czwarty dzień, spędzony w afrykańskim kraju i tyle wystarczyło, aby bez reszty się w nim zakochać, ale wizja spędzenia nocy na pustyni, nie wiadomo w jakich warunkach, była dla mnie przerażająca.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Maroko to kraj kontrastów położony w północno-zachodniej części Afryki. Jego znaczną część zajmuje Zachodnia Sahara, której piasek rzeczywiście jest tak czerwono-pomarańczowy, jak na oglądanych w mediach zdjęciach.
Ekscytacja rosła z każdym kilometrem
Droga dłużyła mi się niemiłosiernie, bowiem mieliśmy do przejechania z Fez do Merzougi aż 460 km. Pół dnia spędziłam więc w aucie, rozmyślając i próbując wyobrazić sobie miejsce, w którym będziemy spędzać noc. Ekscytacja mieszała się ze strachem i ciekawością.
Po drodze kierowca zatrzymywał się wielokrotnie na kilkuminutowe robienie zdjęć, przez co droga jeszcze bardziej się wydłużała. Z drugiej strony nikt z nas nie był w stanie przejechać obojętnie obok punktów widokowych, bez uwiecznienia górskiego krajobrazu na fotografiach. Mimo że żadne ze zdjęć nie oddaje magii i klimatu prawdziwego miejsca, z każdej podróży wracam z tysiącami fotografii w telefonie bądź aparacie.
Zaczynamy przygodę
W końcu dojeżdżam do miejsca, w którym przesiadamy się do samochodów z napędem na cztery koła. Te, którymi poruszaliśmy się do tej pory, nie dałyby rady sprawnie przemieszczać się po piaszczysto-żwirowym terenie. Swoje walizki zostawiamy w hotelu i jedynie z małymi plecakami, w których mamy najpotrzebniejsze rzeczy, jedziemy dalej.
Kiedy wjeżdżamy na pustynię, kierowca funduje nam pokaz swoich umiejętności za kierownicą, wykonując kilka dzikich zakrętów po piaszczystych wydmach. Po kilkunastu minutach po raz kolejny zmieniamy swój środek transportu. Tym razem wszyscy ci, którym pozwalają na to morale, wsiadają na wielbłądy i jadą podziwiać zachód słońca na marokańskich wydmach.
Jesteśmy idealnie na czas. Słońce powoli opada w dół, aby spokojnie schować się za horyzontem, a nasza grupa delektuje się niezapomnianym widokiem. Już wiem, że wizyta na Saharze to obowiązkowy punkt, dla wszystkich, którzy wybierają się do Maroka. Stojąc w wielbłądzim korowodzie słyszę języki osób z całego świata - francuski, angielski, włoski, hiszpański, a nawet polski.
Berberzy dbają o to, aby wizyta na marokańskiej pustyni zapadła w naszej pamięci na długie lata. Przez chwilę mogę się poczuć jak gwiazda na czerwonym dywanie i to nie tylko za sprawą iście czerwonego i mięciutkiego piasku, który mam pod stopami, ale również dzięki wzorowo wypełnianej przez berberów roli fotografów. - Teraz podskocz. Obejmij słońce. Podrzuć piaskiem - instruują nas, co robić, aby zdjęcia były wyjątkowe.
Kiedy zaczyna się ściemniać, wracamy wielbłądami na miejsce, z którego zaczynaliśmy wędrówkę na wydmy. Wsiadamy do terenówek i jedziemy dalej. Jest już zupełnie ciemno i tylko kierowcy wiedzą, gdzie jechać. Na szczęście po kilkunastu minutach jesteśmy już u celu. To tutaj będziemy nocować. Nie wyobrażacie sobie, jakie było moje zaskoczenie, kiedy to zobaczyłam.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sztuka podróżowania - DS4
Punkt kulminacyjny
Okazuje się, że wygoda i nowoczesność dotarły już wszędzie, nawet na sam środek afrykańskiej pustyni. Pośrodku niczego znajduje się imponujące obozowisko, które robi na mnie wielkie wrażenie. Na wejściu witają nas mężczyźni w tradycyjnych, berberyjskich strojach, częstujący herbatą z dodatkiem mięty oraz cukru, a także lokalni artyści, zabawiający swoim muzyczno-tanecznym repertuarem - jedni grają na bębnach, inni tańczą i namawiają nas do dołączenia. W tle rozpalone jest ognisko i ustawione są latarenki, co nadaje temu miejscu jeszcze bardziej magicznego klimatu.
Namioty są większe niż część kawalerek w Warszawie, a wyposażenie lepsze niż w niejednym polskim hotelu. W środku znajduje się ogromne i bardzo wygodne łóżko, dwa fotele, stolik, wieszaki i półki nocne z lampkami. Spoglądam w lewo, w stronę łazienki i jestem jeszcze bardziej zszokowana, oczywiście pozytywnie. Niczego w niej nie brakuje - prysznic, toaleta, umywalka, a nawet suszarka, ręczniki i zestaw małych kosmetyków - po prostu luksus. Noce na pustyni bywają chłodne, dlatego wnętrze można ogrzać zamontowaną w każdym namiocie klimatyzacją, sterowaną indywidualnie.
Niektórzy żałują, że nie spędzamy nocy w bardziej prymitywnych warunkach, bez sztucznych udogodnień, przygotowanych specjalnie dla zagranicznych turystów. Może mają trochę racji, ale w moim przypadku strach przed pustynnymi zwierzętami, nawet tymi najmniejszymi pajęczakami, wygrałby z chęcią zaznania prawdziwego berberyjskiego życia. Ten dzień, a także noc, zapamiętam na długie lata.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.