Stany czerwone i niebieskie, czyli wyborcza mapa USA
Przed wyborami w Stanach Zjednoczonych w mediach na całym świecie pełno jest czerwono-niebieskich obrazów. Chodzi nie tylko o flagę USA, ale też mapę kraju z kolorowym podziałem. Czym są stany czerwone i niebieskie?
Obie wiodące amerykańskie partie mają swoje geograficzne bastiony - stany, które od lat głosują z wyraźną przewagą tylko na jednego z kandydatów. Te stany określa się mianem safe states.
Stany bezpieczne
Podział amerykańskiej mapy wyborczej na stany czerwone (republikańskie) i niebieskie (demokratyczne) z biegiem lat ewoluuje. Są jednak miejsca, gdzie preferencje polityczne nie poddały się zmianom od czasów wojny secesyjnej w XIX w. Wówczas trzynaście stanów Ameryki podzieliło się na Północ i Południe. Mieszkańców tych obszarów różniły zapatrywania na szereg kwestii, w tym gospodarkę i niewolnictwo.
Współcześnie stany niebieskie koncentrują się na Zachodnim Wybrzeżu i w północnej części wschodniego wybrzeża. Na demokratów zazwyczaj głosują stany Nowy Jork, New Jersey, Maryland, Wirginia, Delaware, Vermont, Massachusetts, Rhode Island, Connecticut, Kalifornia, Oregon, Waszyngton, Kolorado, Nowy Meksyk, Illinois, Minnesota i Hawaje. Centrum kraju, uchodzące za bardziej prowincjonalne, jest czerwone, czyli mieszkańcy tych stanów głosują przeważnie na kandydatów partii republikańskiej. Politolodzy wskazują też kryteria geograficzne - republikanie przeważnie cieszą się popularnością na Wielkich Równinach, w stanach typowo górzystych oraz na południu, a więc w Idaho, Wyoming, obu Dakotach, Montanie, Utah, Kansas, Oklahomie, Nebrasce, Alasce, Alabamie, Mississippi, Louisianie, Arkansas, Tennessee, Kentucky, Karolinie Południowej, Missouri, Teksasie i Zachodniej Wirginii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Polka o kampanii w USA. "Przed domami stoją tabliczki"
Wynik zależy od niezdecydowanych
Najbardziej zacięta walka wyborcza toczy się o swing states - stany, gdzie wyborcy na przestrzeni lat udzielali poparcia różnym kandydatom, decydując o ostatecznym wyniku. Amerykański system wyborczy jest uznawany za dość przewrotny. Wyboru kandydatów dokonuje się w prawyborach, które w różnych stanach odbywają się w innym terminie. Amerykanie głosują w sposób pośredni — głosy oddane przez obywateli w głosowaniu powszechnym przelicza się na głosy elektorskie na każdego stanu (każdy stan dysponuje własną liczbą głosów elektorskich proporcjonalnie do rozmiaru i ludności).
W ten sposób wyłania się 538 członków Kolegium Wyborczego Stanów Zjednoczonych, którzy wybiorą prezydenta i wiceprezydenta. W 48 stanach oraz Dystrykcie Kolumbii (wyjątkami są stany Nebraska i Maine) zwycięzca wyborów w głosowaniu powszechnym otrzymuje wszystkie głosy elektorskie danego stanu. Wystarczy tu przewaga choćby jednym głosem. O tej zasadzie mówi się "the winner takes it all" — zwycięzca bierze wszystko. Przewrotność tego systemu polega na tym, że jeden z kandydatów może zdobyć więcej głosów bezpośrednich, ale mniej elektorskich i w konsekwencji przegra wybory.
Gra o Pensylwanię
W tym roku kandydaci zabiegają o względy zwłaszcza Arizony, Georgii, Michigan, Nevady, Karoliny Północnej, Pensylwanii i Wisconsin. W ostatnich sondażach kandydaci cieszyli się tutaj porównywalnym poparciem. Szczególnie atrakcyjna wydaje się przy tym Pensylwania, której przypada aż 19 głosów elektorskich. W pozostałych 43 stanach losy Donalda Trumpa i Kamali Harris wydają się rozstrzygnięte. Tak przynajmniej każe przypuszczać historia, a ta lubi płatać figle. Podobnie jak demografia.
Paweł z Nowego Jorku zamierza głosować na Donalda Trumpa - Jestem nowojorczykiem, ale jestem też Polakiem, a Polonia popiera republikanów - mówi. Nie ma jednak sondaży, które jednoznacznie poparłyby te słowa. Polacy w USA nie są grupą jednomyślną pod względem poglądów politycznych.
Ale warto dodać, że głosy Polonii będą szczególnie ważne we wspomnianej Pensylwanii, gdzie mieszka ok. 800 tys. Polaków - ok. 5 proc. ludności - co czyni tę społeczność istotnym czynnikiem w wynikach głosowania. O tym podczas wrześniowej debaty przypomniała Trumpowi Kamala Harris.
Katarzyna Kucharska, właścicielka sklepu z polską żywnością w Pensylwanii, powiedziała w rozmowie z serwisem Money.pl, że w tym stanie "zdania co do kandydatów są bardzo podzielone". - Jest jednak taka ogólna ekscytacja, podobnie jak we wszystkich grupach społecznych, żeby po prostu iść głosować - dodaje.