Słonie w szopce, wyprawa na wulkan i strzelanie z broni. Tak wyglądają święta w Ameryce Łacińskiej
Milena Szkyrpan i Patryk Zieliński, znani jako autorzy podróżniczego bloga i kanału na YouTube Wiecznie Wolni, tegoroczne święta postanowili spędzić na półkuli południowej. I nie tylko święta. Od kilku miesięcy podróżują po krajach Ameryki Łacińskiej, przyglądając się, jak mieszkańcy Dominikany, Meksyku i Gwatemali przygotowują się do świąt.
Magda Bukowska: Gdzie spędzicie w tym roku święta?
Milena Szkyrpan i Patryk Zieliński: W Gwatemali. Chcemy dotrzeć do jednego z klimatycznych miasteczek, do których można dopłynąć tylko łodzią nad jeziorem Atitlan. Będą to nasze pierwsze święta z dala od rodziny i znajomych. Planujemy podtrzymać rodzinne tradycje i przygotować pierogi. Może nawet uda nam się ugotować barszcz - zobaczymy (śmiech). Przygotowaliśmy też drobne prezenty. Najważniejszy wręczyliśmy sobie tydzień przed gwiazdką.
Co to było?
Spełniliśmy jedno z naszych największych marzeń i weszliśmy na wulkan Acatenango. Stojąc na wysokości blisko 4 tys. m n.p.m., podziwialiśmy wulkan Fuego, który co kilkanaście minut wybuchał, dając spektakularne widowisko. Tego widoku nie zapomnimy do końca życia. Mimo iż było bardzo zimno, a wspinaczka wymagająca, bardzo się cieszymy, że udało mam się pokonać wszystkie słabości i dojść na szczyt w trakcie pięknego wschodu słońca.
Wydaje mi się, że nie tylko zdobycie wulkanu było waszym marzeniem, a cała ta podróż.
To prawda. Od dawna marzyliśmy o kilkumiesięcznej podróży po Ameryce Środkowej i dziś to marzenie spełniamy. Do tej pory odwiedziliśmy Dominikanę i Meksyk. Teraz poznajemy Gwatemalę, a później ruszamy odkrywać dalsze zakątki tego regionu. Na razie nie mamy konkretnych planów, dokąd pojedziemy dalej. Na każdym etapie podróży improwizujemy i szukamy najciekawszych dla nas rozwiązań.
Długo czekaliśmy na ten wyjazd i czujemy się nieprawdopodobnie szczęśliwi, że w końcu jesteśmy w drodze. Relacjonujemy naszą podróż w social mediach, chcąc pokazać, że każdy mały człowiek ma swoje wielkie marzenia i że trzeba się tylko odważyć, żeby je spełnić. Jeśli wcześniej się tego baliśmy, to może w magicznym czasie świąt i celebrowania Nowego Roku, odważymy się takie marzenie wypowiedzieć, a potem spróbować spełnić.
Widzę, że świąteczny nastrój już się wam udzielił. Ale chyba nic w tym dziwnego. Z doświadczenia wiem, że w Ameryce Środkowej Boże Narodzenie celebrowane jest bardzo wyraziście, a dekoracje pojawiają się na ulicach czy w sklepach na wiele tygodni przed świętami. Coś się w tej kwestii zmieniło?
Chyba nie. Naszą podróż zaczęliśmy pod koniec października i już wtedy Dominikana była przystrojona w światełka i choinki. Prawie dwa miesiące do świąt, a większość domów i restauracji już była udekorowana. Wszystko to wygląda niesamowicie - w pierwszej chwili dla nas, Europejczyków niemal absurdalnie, w karaibskim klimacie.
Co dla was było w kontekście świąt najbardziej zaskakujące?
Trochę tych zaskoczeń było. Chyba jednym z największych był ogromny słoń stojący w jednej z szopek. Same szopki też są zresztą niesamowite. Przede wszystkim jest ich mnóstwo. Chyba w każdym z meksykańskich miasteczek, w których byliśmy, w centralnym parku ustawiona była szopka. Są wielkie, bardzo bogate, mocno dekoracyjne. Całe rodziny przychodzą do parków i robią sobie z nimi zdjęcia.
Na początku nie mogliśmy się też przyzwyczaić do choinek z bombkami ustawionych pod palmami. Ten zestaw był dla nas mocno egzotyczny. Rozbawiły nas też stragany. Ozdoby świąteczne leżące między egzotycznymi owocami i pachnącymi warzywami. A już czapki mikołajów można kupić praktycznie wszędzie.
Jak się nad tym wszystkim zastanowić, to właściwie świąteczna rzeczywistość nie różni się tak bardzo od naszej, ale nie ma co ukrywać, że jesteśmy przyzwyczajeni do Mikołaja w zimowej scenerii. Przy 30 st. C. i w otoczeniu egzotycznej roślinności robi zupełnie inne wrażenie.
Ale jest jedna rzecz, która zaskoczyłaby nas w każdej świątecznej scenerii. Wieczorami w miastach - zwłaszcza w Gwatemali - bardzo często słychać strzały. Brzmią jak klasyczne wystrzały z broni palnej. Wczoraj się dowiedzieliśmy, że w taki sposób Gwatemalczycy wyrażają radość, że zbliżają się święta. Niestety co roku przy tych celebracjach kilka osób traci życie.
Kiedy pierwszy raz usłyszeliśmy strzały, byliśmy zaniepokojeni. Dźwięk wystrzału z broni w kraju, o którym krąży wiele negatywnych opowieści i gdzie na wielu sklepach czy restauracjach wisi znak zakazujący wnoszenia broni, budzi - delikatnie mówiąc - pewien dyskomfort. I zaskoczenie, gdy po strzale wśród ludzi wybucha ekscytacja. Teraz jesteśmy już przyzwyczajeni i traktujemy strzały jak fajerwerki, których zresztą też jest sporo, ale sztuczne ognie puszcza tu raczej młodzież.
Poznaliście jakieś lokalne tradycje, mieliście okazję spróbować tutejszych świątecznych dań?
Ameryka Środkowa to wiele państw, wiele różnych kultur i tradycji. Mówiąc ogólnie, mieszkańcy tego regionu, to w większości ludzie bardzo religijni. Na każdym kroku widać, jak ważne są dla nich święta Bożego Narodzenia. Od początku mamy wrażenie, że wszystkie te dekoracje świąteczne, szopki, choinki i inne ozdoby zostały przygotowane z zamiłowania do rodzinnych tradycji, a nie po to, by turyści mogli poczuć świąteczny klimat, tak jak to miało miejsce, gdy byliśmy kilka lat temu w Egipcie.
Tu święta - choć dla nas wyglądają egzotycznie - są prawdziwe. Jeśli chodzi o same tradycje, to na pewno dowiemy się więcej, gdy święta już nadejdą. Jednak wiele zwyczajów jest podobnych jak w Polsce.
W Gwatemali ludzie podobnie jak my zasiadają do stołu 24 grudnia, aby zajadać się pysznościami. Nie ma wprawdzie barszczu i pierogów, są za to placki tortilla i mięso, którego w tym dniu nie może zabraknąć. To ważna tradycja. Do dzieci przychodzi Mikołaj, który przynosi upominki. Dawniej ludzie tu wierzyli, że to Jezus jest darczyńcą, jednak z czasem amerykański marketing wyparł tradycję i Jezusa zastąpił Mikołaj. Inaczej wygląda pierwszy - w Gwatemali jedyny - dzień świąt.
25 grudnia jest tu wolny od pracy, jednak ludzie spędzają go nie przy stole, a na świeżym powietrzu, spotykając się z rodziną i przyjaciółmi. A że świętuje się tu na całego, muszą się też jakoś uporać ze zmęczeniem po celebracji, czasem także z kacem, bo 26 wracają do pracy.