LudzieSzał na "suche" morsowanie w polskich górach. "Nie jesteśmy samobójcami"

Szał na "suche" morsowanie w polskich górach. "Nie jesteśmy samobójcami"

W sobotę 16 stycznia ratownicy GOPR zostali wezwani do kobiety w stanie ciężkiej hipotermii, która Babią Górę chciała zdobyć w samych szortach. Akcja sprawiła, że zrobiło się głośno o "suchym" morsowaniu. Zjawisko budzi wiele kontrowersji, a morsujących zalała fala hejtu. - Nie ryzykujemy życiem i mamy szacunek do gór - broni "zimnolubnych" Magdalena Zienda, która morsuje od 5 lat.

Zimowe Śnieżne Kotły w samych szortach
Zimowe Śnieżne Kotły w samych szortach
Źródło zdjęć: © Magdalena Zienda
Iwona Kołczańska

18.01.2021 | aktual.: 03.03.2022 07:07

Do popularnych trendów tej zimy - morsowania i wyjazdów na Zanzibar - dołącza nieśmiało kolejny - moda na zdobywanie szczytów niemal bez ubrania. O tzw. "suchym" morsowaniu zrobiło się głośno po weekendowej akcji w Beskidach, gdy ratownicy GOPR musieli pomóc jednej z pięciu uczestniczek nietypowej wyprawy.

Organizm kobiety bardzo się wychłodził, nie była w stanie sama zejść z góry. Jej współtowarzyszy nie było widać. Turyści, którzy znajdowali się w pobliżu, okryli kobietę własnymi ubraniami i powiadomili GOPR. Podzielili się też ubraniami z pozostałymi "górskimi morsami". Kobieta trafiła do szpitala, a jej stan jest poważny.

"Jest to nowa moda polegająca na chodzeniu po górach zimą wyłącznie w butach i szortach, bez bielizny termicznej, długich spodni, swetra czy kurtki" - czytamy w relacji GOPR.

Górskie morsowanie - GOPR: "Irracjonalne zachowanie"

W Beskidach ratownicy górscy są zaniepokojeni. - Mamy nadzieję, że jest to tylko pandemiczny rodzaj morsowania. Wcześniej takich osób raczej nie widzieliśmy. Zaczęło się podczas pandemii. Teraz zaczynają się różne dziwne sporty. To jest jeden z nich - przyznaje w rozmowie z WP Grzegorz Michałek, ratownik Grupy Beskidzkiej GOPR.

Ratownicy podkreślają, że ze zwykłym morsowaniem nie ma to za wiele wspólnego. Gdy standardowo do wody wchodzimy na parę minut, żeby zaraz się ogrzać, w górach na szlaku trzeba spędzić parę godzin, na dodatek warunki są zmienne.

- Rozumiem, że można morsować w taki sposób, kiedy jest w okolicach zera na termometrze, a w pobliżu jest samochód czy schronienie, gdzie można rozgrzać się po kilku minutach. Ale w takich warunkach? To irracjonalne zachowanie - stwierdza Maciej Stanisławski, szef szkolenia Grupy Beskidzkiej GOPR.

Jak informuje WP Paulina Kołodziejska, rzecznik TPN, przypadki morsowania zdarzają się także w Tatrach, a dawniej raczej nie miało to miejsca. W najwyższych polskich górach są to raczej incydenty niż zjawisko masowe. Górskie morsowanie jest z kolei popularne od lat w Karkonoszach, a najczęściej cel stanowi Śnieżka.

Górskie morsowanie - "Nigdy nie chodzimy sami"

"Zimnolubni" sami chętnie dzielą się fotografiami z wypraw. Jedną z nich jest Magdalena Zienda, która morsuje w wodzie już od 5 lat, a przygodę z górami w krótkich spodenkach zaczęła rok temu. Do dziś ma już 5 tego typu wypraw na swoim koncie.

Podkreśla, że bezpieczeństwo to priorytet. - Zawsze sprawdzamy warunki i trasy, a wszystko uzgadniamy z miejscowym przewodnikiem, który często też nam towarzyszy - mówi Wirtualnej Polsce Zienda. - W plecakach mamy ciepłą odzież, podgrzewacze czy termos z herbatą. Nie pijemy alkoholu w trakcie wyprawy. Zawsze mamy powerbanki, żeby nie zaskoczyły nas rozładowane telefony. Wiemy też, gdzie są schroniska, żeby w razie gorszych warunków się w nich schronić - wylicza.

Listopadowe "morsowanie"
Listopadowe "morsowanie"© Magdalena Zienda

Kobieta podkreśla, że nigdy nie chodzi sama. Grupa trzyma się razem, a tego wyraźnie zabrakło pod Babią Górą. Kolejna kwestia to dobre przygotowanie.

- Przygotowanie do górskich wypraw to głównie bieganie. Codziennie pokonuję dystans od 6 do 12 km w lekkich ciuchach wokół jeziora. Do połowy grudnia biegam ubrana jak latem. Po biegu wskakuję do wody - zdradza Magdalena Zienda.

Górskie morsowanie - "Nie jesteśmy samobójcami"

Głos w tej sprawie zabrał także Piotr van der Coghen, wieloletni naczelnik Pogotowia Górskiego i biegły sądowy ds. wypadków górskich i narciarskich. Według niego marsze na mrozie w skąpym ubraniu mogą mieć sens wyłącznie, jeżeli są stopniowane.

"To znaczy, jeżeli spokojnie i systematycznie zwiększamy każdego dnia/tygodnia czas przebywania na mrozie i pokonywany odcinek. Doskonałym miejscem takich eskapad są okolice naszego domu, pensjonatu lub schroniska, gwarantujące nieodległe, ciepłe miejsce, do którego mamy szansę szybko się wycofać w sytuacji, gdy okaże się, że założony plan lub warunki nas przerastają" - czytamy w jego poście.

Magdalena Zienda podkreśla także, że uczestnicy wypraw, w których bierze udział, są bardzo elastyczni. Gdy warunki się zmieniają, wiedzą, kiedy powiedzieć "stop". - Przykładowo w ostatni weekend na Śnieżce warunki były trudne. Koleżanki wyszły na szlak w krótkich spodenkach, ale od Domu Śląskiego szły już w pełni ubrane. Nie ryzykujemy życiem i mamy szacunek do gór, gdzie pogoda może się zmienić w 30 min. Nie jesteśmy samobójcami - mówi zimowa turystka.

Górskie morsowanie - fala hejtu w sieci

Pod postem GOPR czy wiadomościami w sieci, dotyczącymi sobotniej akcji na Babiej Górze, znajduje się wiele negatywnych komentarzy. "Za takie akcje koszty powinni ponosić "niefrasobliwi" (choć pasowałoby użyć mocniejszego słowa) turyści. Narażają życie swoje i ratowników", "Początek roku, a tu już mocny kandydat do tegorocznej Nagrody Darwina", "Zdrowia życzę i trochę rozumu w gratisie" - czytamy na profilu GOPR.

Wiele podobnych reakcji zebrała Magdalena Zienda, gdy podzieliła się zdjęciami z zimowego wejścia na Śnieżne Kotły na jednej z górskich grup na Facebooku. Pod jej postem jest ponad 300 komentarzy. Wrzuciła go już ponad tydzień temu, ale na fali weekendowej akcji w Beskidach dyskusja jest wciąż żywa.

Większość osób zachwyca się odwagą i gratuluje turystce. Niestety nie brakuje też typowego hejtu. "Co też człowiek jest w stanie zrobić dla lajków", "Śmiech na sali tak to można nazwać", "Wszyscy morsujący deklarują (ta co ją GOPR ratował pewnie też), że praktykują to już kilka lat. Skąd więc się wzięła ta zmasowana ilość wrzucanych fotek na temat 'ja i moje gacie w górach' w tym zimowym sezonie?" - czytamy.

- Przez takich nieodpowiedzialnych ludzi (jak turystka na Babiej Górze - przyp. red.) wszyscy jesteśmy hejtowani. A większość z nas robi takie rzeczy z głową - mówi Magdalena Zienda. - Ludzie nic nie wiedzą o "zimnolubnych" i jak to bywa z Polakami: co nieznane, to wrogie. Stąd bierze się hejt. Kiedyś była moda na bieganie i też wielu hejtowało biegaczy. Dziś jest nowa moda na morsowanie w górach, więc krytykują to. To taka nasza polska mentalność - nie znam, to nie lubię - podsumowuje Zienda.

Źródło artykułu:WP Turystyka
morsowaniegórymoda
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (456)