Szydłów, czyli o fascynacji materią starych murów
Z Łęczycy do Szydłowa droga daleka. Więc z rana wypiliśmy kawę typu lura w przydrożnym zajeździe, by nie było jałowo. I ruszaj bracie w drogę, hop!
A przy drodze krowa pełna mleka, miele mordą trawę i pod drzewo ucieka. Kawałek dalej na błoniach pewnego miasta promocja, bo market ma urodziny. Reklamy, ta sama twarz na wszystkich bilbordach, w którą część Polski człowieka nie rzuci. „Pamiętajcie o ogrodach” zachęca firma Pro-Agro. A stojąc na światłach w Rakowie przed Szydłowem na murze przeczytałam takie oto wersy: „Polska dla Polaków, ziemia dla ziemniaków.”. Z uśmiechem na twarzy wjechaliśmy do miasteczka.
Do Szydłowa po raz pierwszy przyjechałam z moim kolegą studiującym geografię w Lublinie. Chciał mi pokazać różne miejsca w Polsce, które sobie szczególnie upodobał, więc wyruszyliśmy w autostopową wyprawę po południowej i wschodniej Polsce. I tym sposobem w wakacje przed trzecią klasą liceum zobaczyłam jeden z piękniejszych zakątków Polski. Przyjechaliśmy wtedy do Szydłowa od strony południowej. Niewiele mi mój towarzysz podróży opowiadał na temat tego miasteczka, poza tym, że jest „niesamowity i na pewno mi się spodoba”. Z tą niesamowitością pewnych miejsc różnie bywa – każdy inaczej ją postrzega. Ale to, co wówczas zobaczyłam przerosło wszelkie oczekiwania, jakie mogłam mieć wobec tego miejsca. Obraz miasteczka na skarpie otoczonego białym, chropowatym murem obronnym i wieży krakowskiej na stałe wpisał się w moją pamięć. Nawet w czasie castingu dla Wirtualnej Polski do tej akcji wspomniałam o Szydłowie, bo mało które miejsce w Polsce wywarło na mnie aż tak silne wrażenie. W czasie wojny miasteczko bardzo
ucierpiało. Było zniszczone w blisko 90 procentach, ale na szczęście zachowało się wiele zabytkowych budowli.
W czasie mej pierwszej wizyty w Szydłowie zaskoczyła mnie cisza i spokój tego miejsca. O wielu miejscach można powiedzieć, że czas się w nich zatrzymał, ale w Szydłowie jest to zintensyfikowane powiewem dawnych czasów. Dziwnie nie pasujący rynek w środku średniowiecznej zabudowy ma swój niebywały urok. W północno-wschodniej części stoi studnia, jak na prawdziwy rynek przystało, a zabudowa wszystkich pierzei jest powojenna i niezgrana ze sobą. Tak jakby każda ze stron w rynku śpiewała swoją niedokończoną piosenkę. Pośrodku zabudowy rynkowej stoi ratusz, który stanowi jeden z piękniejszych wykwitów budowli socjalistycznych, jakie widziałam. To się tylko nazywa „ratusz”. Od fasady budynku odchodzi kolorowa farba, w dolnej części budynku działa sklep mięsny i bar „Ratuszowy”, w którym można spróbować trunków: Krzepkie, Mocna Tania, Śliwowica z Szydłowca lub kupić sobie najbardziej męskie z papierosów: Fajrant, Męskie, Tiger. Pani z baru „Ratuszowego” nie zgodziła się na zrobienie zdjęć, więc o wystroju lokalu i
zawartości karty dań trzeba się przekonać naocznie, najlepiej przybywając tu.
Sylwia Mróz, Wirtualna Polska