Tajemnice papuaskich Meków
W wyższych partiach terenu Papui Nowej Gwinei żyje plemię Meków – sąsiedzi papuaskich Kombai. Jednak rejon, jaki wybrało ono sobie tysiące lat temu na miejsce stałego mieszkania, na pewno nie można uznać za łatwy do życia.
W wyższych partiach terenu Papui Nowej Gwinei żyje plemię Meków – sąsiedzi papuaskich Kombai. Jednak rejon, jaki wybrało ono sobie tysiące lat temu na miejsce stałego mieszkania, na pewno nie można uznać za łatwy do życia.
Życie w dżungli na nizinie jest o wiele łatwiejsze niż w górskich rejonach wyspy. A to właśnie w wyższych partiach Papui Nowej Gwinei znaleźć można małe wioski Meków – plemienia, którego członkowie po dziś dzień żyją jak ich przodkowie sprzed ponad 9 tysięcy lat. Nazywani „ludźmi gór” żyją z dala od cywilizacji i wzroku ciekawskich turystów. Ci nigdy tutaj nie docierają zniechęceni wizją ciężkiej, kilkunastodniowej wędrówki po stromych zboczach wyspy.
Społeczność Meków jest bardzo zhierarchizowana. Podział na męską i żeńską część zadań jest wyraźny i ściśle przestrzegany. Mężczyźni zajmują się najcięższymi pracami: karczowaniem lasu, przygotowaniem ziemi pod uprawę czy budowaniem nowej chaty. Kobiety natomiast mają za zadanie wychować nie tylko dzieci, ale i… świnie. Mimo, że może się to wydawać szokujące czasem karmią prosięta własną piersią jak niemowlęta. Również chodzą z nimi na spacery i w razie potrzeby noszą na rękach, gdy na drodze małej świni pojawi się większa przeszkoda. Kobiety zajmują się także polowaniem na kijanki i zbieraniem w dżungli żab drzewnych – największego przysmaku Meków. Pracują ponadto w polu, nawet jeśli są w zaawansowanej ciąży. Pracują aż do rozwiązania, by potem, po zaledwie 3 dniach połogu powrócić do obowiązków. Brak odpowiedniej opieki medycznej sprawia jednak, że śmiertelność wśród młodych matek i niemowląt podczas porodu wynosi aż 50 proc.
Ale ten damsko-męski podział widać także w sposobie, w jaki mieszkają Mekowie. Chaty są podzielone na te, które zajmują tylko mężczyźni (tzw. yawi, będące świętym miejscem) i na te, w których przebywają tylko kobiety z dziećmi (kilabi). Gdy jednak nadchodzi pora konsumpcji związku podczas nocy poślubnej młodej pary, to odbywa się ona tylko w kilabi. W tych chatach dzieli się ze sobą dosłownie wszystko: jedzenie, sen… po prostu życie.
Z racji szczątkowej wiedzy medycznej Mekowie wierzą w demony, które sprowadzają na mieszkańców wioski choroby. Suangi, bo o nich mowa, to przerażające bestie, które mogą zawładnąć ciałem i umysłem każdego członka plemienia. Tak zakamuflowane mordują kolejnych Meków. Dla członków plemienia jest to wytłumaczenie dla ciężkich, nieuleczalnych chorób, na jakie zapadają ich bliscy, np. bardzo popularnych w tym rejonie malarii i bronchitu. Na ratunek może przybyć szaman, o ile nie mieszka za daleko od wioski. Jeśli jednak przyjdzie i zechce pomóc Mekom, uzdrawia chorych dosłownie wysysając złego ducha z ich ciał. Przytyka usta do kilku miejsc na ciele, nadgryza skórę chorego, a następnie wraz z krwią „wypija” chorobę.
Jeśli jednak szaman w niczym nie pomoże, wówczas przychodzi to, co najgorsze – śmierć. Odejście członka rodziny sprawia, że w wiosce zapanowuje nienaturalna cisza. Najpierw przygotowuje się miejsce na wielkie ognisko poza wioską. Gdy jest już gotowe, wszyscy w skupieniu odprowadzają ciało zmarłego. Pogrzeb to jedna z najbardziej wzniosłych chwil w życiu wioski: żywi z szacunkiem i zarazem troską traktują zwłoki. Gdy ogień pod ciałem zostanie już rozpalony, wszyscy w napięciu obserwują dym. Jeśli bowiem wiatr zwieje go w stronę wioski, zwiastować to będzie nieszczęście – pojawienie się w wiosce kolejnych suangi. A na to tragicznie doświadczone plemię nie może pozwolić.
Mekowie są bezwzględni wobec suangi. Gdy złapią krwiożerczego demona na miejscu zbrodni, zabijają go, wieszając na pobliskiej gałęzi lub paląc żywcem. W podobny bezlitosny sposób karzą niewierne żony. Wszelkie inne sporne kwestie, związane z gwałtem czy kradzieżą, rozwiązują na sądzie plemiennym, podczas którego ustalają rekompensatę za poniesioną krzywdę. Za najwyższą karę uchodzi podarowanie świni – najwartościowszej rzeczy, jaką mają Mekowie. Podobnie zresztą jest z „wyceną” dziewczyny, z którą chce wziąć ślub członek plemienia. Ojciec przyszłej panny młodej ma prawo zażądać od niedoszłego męża o wiele wyższej zapłaty, jeśli okaże się, że jest ona już w ciąży. Wkupienie się w łaski teścia może kosztować nawet 3 świnie – jest to majątek, biorąc pod uwagę warunki życia Meków. A nie każdego przyszłego pana młodego stać na taki wydatek.
Jednym z ważniejszych momentów w życiu każdego mężczyzny jest proces inicjacji – symbolicznego przejścia w świat dorosłych. Każdy chłopiec w wieku 9 lat otrzymuje od swojego ojca wydrążone w środku podłużne warzywo – kotekę, ozdobę, którą następnie zakłada na swój penis. Dzięki niej młodzieniec może wreszcie wyprowadzić się z domu kobiet i zamieszkać wraz z innymi męskimi członkami plemienia. Ale tak nadana dorosłość zobowiązuje również do cięższej pracy i większej odpowiedzialności za swoje czyny. Te „prawidła” są wykładane podczas kilkugodzinnej - odbywającej się w głębi dżungli - ceremonii inicjacyjnej przez starszych członków plemienia. Również dziewczynki mają swój własny „test kobiecości”: otrzymują od starszych mężczyzn prosięta, by się nimi zajęły. Jeśli okażą się dobrymi opiekunkami, wówczas stają się pożądanymi partnerkami dla ewentualnych mężów.
Inicjacja chłopców to także zezwolenie na budowę przez nich własnej chaty. Nie jest to jednak wbrew pozorom łatwe zadanie. Do budowy nowego domu angażuje się cała męska część plemienia. Wszystko zaczyna się od okopania terenu pod podłogę i wyciągnięciu z ziemi skał czy korzeni przeszkadzających w położeniu desek. Następnie wbija się w ziemię ścięte kilka dni wcześniej pale drzew, które potem obwiązuje się sznurkami z ratanowych gałęzi – jest to tzw. rama domu. Potem przymocowuje się do niej deski służące już za „właściwe” ściany. Na końcu zaś montuje się dach – kopułę ze spiętych ze sobą grubych liści sagowców. Te wcześniej zbiera się w dżungli przy akompaniamencie różnorodnych śpiewów (np. o seksie, sprawach damsko-męskich, a nawet masturbacji). Sam dach jest przenośny i w razie pożaru chaty nie ma problemu z jego zdjęciem i zabraniem w bezpieczne miejsce. Ze zdobyciem surowców niezbędnych do budowy domów Mekowie nie mają problemu. 80% powierzchni Papui Nowej Gwinei pokrywają bowiem lasy deszczowe. Dlatego
„materiału budowlanego” jest pod dostatkiem.
Życiem Meków rządzi jedna żelazna zasada: dżungla jest pełna jedzenia, o ile wiesz, gdzie je znaleźć. Kijanki, żaby, pasikoniki czy owoce granatu czasami jednak nie wystarczają, by napełnić żołądki wszystkich członków plemienia. Często nawiedzające Meków klęski nieurodzaju, zmuszają ich do szukania pomocy u innych plemion. Jednak położenie wiosek na szczytach gór nie sprzyja szybkiej komunikacji z innymi. Do tego dochodzą inne naturalne przeszkody - takie jak wartkie rzeki, które nie zawsze da się przepłynąć. Wówczas do akcji wkraczają mężczyźni, którzy najpierw „na sucho”, u brzegu rzeki budują z gałęzi prototyp mostu, a następnie z pomocą żyjącego na drugim brzegu plemienia przez kilka dni skrupulatnie, krok po kroku tworzą przeprawę nad rzeką. Mimo że sztukę plecenia wiszących mostów Mekowie mają opracowaną do perfekcji, to nadal jest to jednak bardzo ryzykowne zadanie, podczas którego niejeden budowniczy ginie w odmętach burzliwego nurtu rzeki. Według Meków przebłaganiu bogów i zdobyciu ich przychylności
dla budowy ma służyć zabicie świni przed jej rozpoczęciem. Nie zawsze taka zapłata okazuje się jednak wystarczająca…
Przekonaj się, jak żyją papuascy Mekowie – oglądaj „Zaginione plemiona” na Discovery World, już od piątku, 8 lipca o godzinie 21.30.