Tajogaite. Oko w oko z nowym wulkanem na La Palmie
Narodziny tego wulkanu widzieliśmy wszyscy. Dwa lata temu na malutkiej kanaryjskiej wyspie La Palma dosłownie rozstąpiła się ziemia i zaczęła z niej płynąć lawa. Wybuch tego wulkanu był niezwykły z dwóch powodów. Po pierwsze, erupcja trwała aż 85 dni. Po drugie, w miejscu pęknięcia w ciągu niespełna trzech miesięcy wyrosła góra. Dziś mieszkańcy liczą, że nowy wulkan przyciągnie na La Palmę turystów. Mnie przyciągnął i zakochałam się w La Palmie.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
O Angliku, który wszedł na wzgórze i zszedł z góry
Nowy wulkan był głównym powodem mojej wyprawy na wyspę. Oglądałam go z perspektywy wody, z miejsca, gdzie jęzory lawy wpadały do oceanu. Podziwiałam go ze szlaków, których wiele prowadzi przez inne wulkany La Palmy. Wreszcie weszłam na Tajogaite, a dokładnie na tę jego część, która jest udostępniona do bezpiecznych wędrówek.
Zanim jednak zrobiłam to wszystko, dużo o nowej górze myślałam. Kiedy w 2021 roku oglądałam relację z La Palmy, przyszła mi na myśl książka Christophera Mongera "Anglik, który wszedł na wzgórze i zszedł z góry". Prosta opowieść o dwóch brytyjskich kartografach, którzy trafiają do walijskiego miasteczka, by zmierzyć wzniesienie terenu. Z ich pomiarów wynika, że jest ono zbyt niskie, by zasługiwać na miano góry. Dla mieszkańców określenie ich góry wzgórzem to degradacja i robią, co w ich mocy, by wzniesienie urosło o brakujące metry.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sztuka podróżowania - DS7
Na La Palmie, żeby wzgórze stało się górą zadbała sama natura
W dolnej części zbocza wulkanu Cumbre Vieja pękła ziemia. Lokalni przewodnicy mówią, że w miejscu, gdzie pojawiła się szczelina, już przed wybuchem poziom ziemi lekko się podniósł. Na skutek erupcji ziemia po prostu się rozstąpiła i na oczach przerażonych mieszkańców, którzy trzy miesiące obserwowali jak nowy wulkan niszczy ich domy, uprawy i miejsca pracy, rosła w tym miejscu góra, która osiągnęła wysokość 1120 m n.p.m.
Pęknięta góra - przekleństwo i nadzieja
Nazwę, którą nowemu wulkanowi nadali mieszkańcy - Tajogaite - można tłumaczyć jako pęknięta góra. My określaliśmy ją jako rozdarty wierch. Rozdarcie ziemi, z którego narodził się wulkan, doskonale widać z perspektywy ziemi. Krater Tajogaite, czyli zagłębienie wewnątrz stożka, nie znajduje się bowiem na samym jego szczycie. Jest lekko przesunięty na zbocze, dzięki czemu można go zobaczyć nie tylko z góry.
Mieszkańcy przyzwyczaili się już do widoku nowego wulkanu. Wciąż jednak żyją w jego cieniu. Simon, nasz lokalny przewodnik, o erupcji sprzed dwóch lat nadal mówił z dużymi emocjami. Choć sam mieszka po drugiej stronie wyspy i jemu bezpośrednio wulkan nie zagrażał, wspomina, że każdego dnia z prawdziwym lękiem czekali na rozwój sytuacji.
- Ta erupcja trwała wieki - wspomina. - Wielu ludziom wydawało się, że lawa ominęła ich domy, a tu dwa miesiące po wybuchu są niszczone. Mnóstwo ludzi trzeba było ewakuować z tego terenu. Wszyscy przyjmowaliśmy do siebie znajomych, przyjaciół i razem z nimi śledziliśmy sytuację - czy ich domy, plantacje, zakłady pracy ocaleją czy nie. To było straszne, m.in. właśnie dlatego, że trwało tak długo.
Choć w wyniku wybuchu nowego wulkanu nikt nie zginął, wielu ludzi straciło dorobek życia. Ale czego nie można zmienić, trzeba zaakceptować. Mieszkańcy zaakceptowali więc nową górę, a część z nich ma nadzieję, że to, co było ich przekleństwem, może okazać się nadzieją na przyszłość. W nowym wulkanie, którego część została niedawno udostępniona jako trasa turystyczna, widzą magnes, który przyciągnie na La Palmę turystów. A tych bardzo potrzebują.
Czytaj także: La Palma powoli zaczyna oddychać. "Ależ będzie skarbów"
- La Palma nie jest miejscem, gdzie rozwija się turystyka hotelowa - opowiada Simon. - Nasza siła nie polega na kurortach z basenami, ale na tym, co stworzyła natura. Czekamy więc przede wszystkim na tych gości, którzy preferują aktywny wypoczynek, wędrują, jeżdżą na rowerach, lubią kontakt z naturą, puste plaże i górskie szlaki, interesują ich jeszcze nie do końca odkryte miejsca. Gdzie będą mogli odpocząć od zgiełku, spojrzeć w gwiazdy i pobyć samemu ze sobą.
Faktycznie trudno o miejsce, gdzie można mieć to wszystko i to niemal na własność. Na La Palmie można.
Góry i ocean
Tajogaite zdecydowanie zdominował nasz wyjazd. Chcieliśmy poznać wulkan najlepiej jak się da. Trudno powiedzieć, że unikaliśmy miejsc i atrakcji, które przyciągają turystów. A jednak na tłumy nie trafiliśmy nigdy. Co więcej - wiele razy byliśmy właściwie sami. Chyba najbardziej "turystyczną atrakcją", w której wzięliśmy udział, był rejs niewielkim stateczkiem wzdłuż zachodniego brzegu wyspy.
Z perspektywy wody, poza oczywiście nowym wulkanem i jęzorami lawy, która spłynęła do oceanu, mogliśmy podejrzeć jaskinie, w których niektórzy mieszkańcy wyspy urządzili sobie domy oraz delfiny, które co jakiś czas podpływały do nas zaciekawione i towarzyszyły nam w rejsie. Najwięcej radości sprawiały nam chyba jednak latające ryby, które od czasu do czasu przefruwały przed dziobem, zostawiając na chwilę ślady na tafli wody. Widoki z łódki - po prostu piękne.
Jednak nie trzeba płynąć w rejs, by zobaczyć Tajogaite. We zachodniej części wyspy jest wiele miejsc na szlakach lub po prostu na drogach, którymi jeździmy, z których jest doskonały widok na górę i jej nietypowo umieszczoną kalderę.
Prawdziwym spotkaniem z nowym wulkanem jest jednak trekking po tej jego części, którą udostępniono turystom. Warto wiedzieć, że na Tajogaite nie wejdziemy sami. Musi towarzyszyć nam licencjonowany przewodnik. Dlaczego? Powodów jest kilka.
- Wulkan wciąż dymi, cały czas jest monitorowany, ważne jest, żeby ludzie, którzy się do niego zbliżają byli bezpieczni - tłumaczy Simon. - Chodzi jednak nie tylko o bezpieczeństwo gości, ale także o przyrodę. Wędrować można tylko po wyznaczonym szlaku. Dzięki temu młode sosny już dzielnie obrastają zbocza pokryte wulkanicznym pyłem, a stare drzewa, choć wyglądają jak martwe, powoli zaczynają wypuszczać zielone igły.
Ograniczenie w poruszaniu się turystów ma dodatkowo ogromną zaletę. Gdy idziemy wytyczoną ścieżką, otacza nas przyroda nietknięta ręką czy stopą człowieka. Czarne wulkaniczne wydmy bez śladów butów, jakby dopiero co nawiane przez wiatr, wokół pusto - ani jednego człowieka, papierka, porzuconej butelki czy puszki. A na końcu ścieżki on - nowy wulkan, z którego od czasu do czasu wydobywają się obłoczki dymu.
Tajogaite zdecydowanie może być magnesem dla turystów. Z pewnością jednak nie jest jedynym, co warto zobaczyć na tej malutkiej, ale wyjątkowej wyspie.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.