Te wyspy pokochacie jak Islandię, ale mniej zmarzniecie. "Polacy bardzo dobrze się tu czują"
- Tu jest jak na Islandii, tylko cieplej - przekonuje napotkany w czasie trekkingu wędrowiec. Ma rację. Wodospady, wulkaniczne krajobrazy, termalne źródła, wulkaniczne plaże, szlaki trekkingowe z widokiem na ocean, kameralne miejscowości bez turystycznego blichtru – to wszystko sprawia, że portugalskie Azory przypominają swoją północną siostrę.
05.01.2024 | aktual.: 18.01.2024 11:06
Archipelag na środku Atlantyku z Islandią łączy coś jeszcze – Polacy bardzo dobrze się tu czują i coraz chętniej odwiedzają ten do niedawna nieodkryty zakątek.
Błogosławieństwa bezruchu
W Ponta Delgada na wyspie Sao Miguel na podróżnych czeka lotnisko im. Jana Pawła II. Podróż na z Warszawy zajmuje około siedmiu godzin, z przerwą na przesiadkę w Lizbonie (na tę i inne wyspy dolecimy portugalską linią TAP Air Portugal). Długa podróż to niewielkie poświęcenie, kiedy na mecie czeka spokój. A na ten liczyłam.
Plan pobytu założyłam taki: sączenie miejscowego ginu i przesiadywanie w basenach geotermalnych. Dobrym miejscem na oddanie się tej drugiej czynności jest ogród botaniczny Parque Terra Nostra – w cenie biletu (10 euro, czyli 43 zł) można wskoczyć do ciepłych, żółtych wód o dobroczynnym działaniu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Robię tak po krótkiej przechadzce wśród egzotycznej roślinności. Leniwe dryfowanie w przyjemnej temperaturze działa bakteriobójczo i złuszczająco na skórę, łagodzi napięcia mięśniowe, dobrze działa na kości. Lubię bezwysiłkowe dbanie o zdrowie. Szybko przekonuję się jednak, że Azory to miejsce dla tych, którzy lubią wyciszenie, ale nie tkwienie w miejscu.
Plan: przetrwanie
Canyonig z pewnością pomaga odsunąć od siebie wir nawet najbardziej natarczywych myśli. Tę aktywność łączącą różne sporty w skrócie można nazwać wodną wspinaczką. Na szlaku biegnącym środkiem górskiego potoku poruszamy się w piankach i uprzężach, stosując chwyty ze świata wspinaczki: zjazdy na linie, odciągi, przepinki, trawersy linowe, ale też skoki do wody, ślizgi po skale, pływanie i nurkowanie.
Co tu kryć: nie chce mi się iść. Wciskając się w piankę, kask i wodoszczelne buty w rześki poranek tęsknię za ciepłymi źródłami. Ale mam w sobie determinację skaczącej ze spadochronem Bridget Jones. Po prostu idę, krok za krokiem, kamień za kamieniem, metr za metrem – pod górę, a czasem stromo w dół.
Wokół przyroda przypominająca amazońską puszczę – soczysta zieleń, pnącza, monstrualne liście. Nie ma wiele przestrzeni na kontemplację – jako zupełna amatorka skupiam się na przeżyciu. Porzucam snucie wielkich życiowych planów na rzecz przetrwania najbliższych minut. Opuszczam się na linach, odbijam od skał, aż wreszcie skaczę z małego wodospadu. Świadomie idę pod wodę i po paru chwilach wypływam. Czuję się jak w małym laboratorium ryzyka. Wyzwalające.
Medytacja w marszu
Kolejne wyzwolenie czeka na mnie na trekkingu. Tym razem nie od myśli, a od elektroniki. Sao Miguel to wyspa jezior, wulkanów i wiodących wokół nich ścieżek. Z Pico do Carvão rozciąga się widok na jezioro Fogo, z kolei Sete Cidades to masyw wulkaniczny z widokiem na kilka jezior.
Podczas dwugodzinnego trekkingu w okolicy Lagoa do Canário stale sięgam po aparat, żeby uchwycić kolejne widoczki. Ganię się w myślach za brak uważnego przeżywania tu i teraz, ale pokusa uwieczniania jest silniejsza.
W końcu, nie jestem pewna jak i gdzie, gubię telefon. Przez parę chwil szukam go jak szalona, ale przepada bez śladu. A mnie jakoś szczególnie to nie martwi. Po kilku dniach na Azorach zgubiłam nie tylko smartfon, ale też wewnętrzną presję, pośpiech i przejmowanie się drobiazgami.
Magda Żelazowska dla Wirtualnej Polski