To… żart? Turystyczne rozczarowania według Krzysztofa Matysa
To, co wygląda spektakularnie na Instagramie, albo obrosło legendą "must see", nie zawsze warte jest zachodu. Przekonał się o tym niejednokrotnie Krzysztof Matys, który prowadzi autorskie biuro podróży i bloga pod adresem podroze.krzysztofmatys.pl. "Nie podobało mi się w Wenecji, z bardzo mieszanymi uczuciami wróciłem z Kuby, a najgorszą paellę zjadłem w Barcelonie" - opisuje.
14.04.2021 22:40
Któż z nas nie ma na koncie takich rozczarowań? Kiedy jechał w określone miejsce, naczytawszy się o nim, z głową pełną wyidealizowanych obrazów i zderzał się z nie do końca odpowiadającą wyobrażeniom rzeczywistością… Niech pierwszy rzuci kamieniem.
Ot, dziura w ziemi
Wytrawny podróżnik i przewodnik Krzysztof Matys też się zawiódł, i to nie raz! Mało tego, obserwował smętne reakcje uczestników swoich wypraw. Opisał je w książce "O podróżowaniu", gdzie w jednym z rozdziałów nakreślił subiektywną listę turystycznych rozczarowań.
"Nie podobało mi się w Wenecji, z bardzo mieszanymi uczuciami wróciłem z Kuby, a najgorszą paellę zjadłem w Barcelonie" - pisze Krzysztof.
Wymienia i mniej topowe miejsca, jak np. Gesergio czyli tzw. Gliniany Nowy Jork w Etiopii. By tam dotrzeć, nadłożyli z wycieczką sporo drogi, telepiąc się dżipami po bezdrożach, w upale. "Cudowne miejsce" okazało się być "większą dziurą w ziemi z kilkumetrowymi słupami z gliny wyrzeźbionymi przez deszcz i wiatr". Formą miały przypominać wieżowce na Manhattanie, tyle, że potrzeba było do tego mocno rozbudowanej wyobraźni.
Również w Etiopii zwiedzali basen królowej Saby, kojarzący się z przepychem Wschodu i hollywoodzkimi filmami o Kleopatrze. Spodziewali się splendoru, a zastali na miejscu "mały, brudny zbiornik w stylu zapuszczonego basenu strażackiego" na końcu wsi. Turyści nawet nie wysiedli z autokaru, bo uznali, że to żart. Czekali, by ruszyć do prawdziwego basenu, prawdziwej królowej.
- Byłem wtedy młodym pilotem wycieczek, najwidoczniej niewystarczająco doświadczonym i nie przygotowałem grupy na to spotkanie. A może nie chciałem psuć zabawy sobie i im, wybrałem niespodziankę? Dziś już nie pamiętam jak do tego doszło, minął szmat czasu. W głowie został tylko zapis reakcji turystów, zresztą jak najbardziej zrozumiałych - tłumaczy Krzysiek.
Jak uniknąć rozczarowań
Zaznacza, że tworząc programy wycieczek, biura oczywiście starają się nie narazić turystów na tak bolesne zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością, ale niektórych punktów programu po prostu nie da się uniknąć, w myśl powiedzenia: "Być w Rzymie i papieża nie widzieć?".
Dobrym przykładem jest Batumi w Gruzji, rozsławione przez Filipinki (które śpiewały o jego "herbacianych polach") i w PRL-u będące synonimem egzotyki. A dziś? Cóż, to miasto specyficzne, z jednej strony ze starą, drewnianą, urokliwą zabudową, a z drugiej - nieco przypomina namiastkę Vegas, wesołe miasteczko w nie najlepszym guście.
Krzysztof mówi, że niektórzy z uczestników jego wypraw po wszystkim przyznają, że mogliby sobie je odpuścić na rzecz dodatkowych dni np. w Swanetii. Jedno jest pewne - to kwestia bardzo indywidualna i mimo wszystko warto wyrobić sobie własne zdanie.
Wyjeżdżając w zupełnie nowe miejsce, lepiej nie tworzyć rozbudowanych projekcji, starać się nie sugerować przejrzanymi w sieci zdjęciami (bywa, że są podrasowane) i przeczytanymi opisami.
- Jak uniknąć rozczarowań? Trzeba jechać z otwartą głową, ze świadomością, że rzeczywistość nie zawsze zdoła sprostać legendzie. Tak po prostu już jest i nie warto obrażać się na tę obiektywną prawdę. Zresztą, całkowicie uniknąć rozczarowań chyba się nie da; potrafią dopaść również doświadczonych podróżników. A poza tym, warto popatrzeć na to zjawisko z innej strony. Otóż, jak już się przytrafią, to przy odpowiednim podejściu możemy je uznać za dodatkową atrakcję, za swoistą wartość dodaną wycieczki. Bo to tylko od nas zależy, w jaki sposób potraktujemy taką niespodziankę - uśmiecha się Krzysztof.