Tragiczna śmierć brytyjskiego turysty. Tajska policja zakończyła śledztwo
Luke Goodere wracał właśnie do Sydney w Australii po wakacjach spędzonych u rodziny w Wielkiej Brytanii. Po drodze zatrzymał się jednak na jednej z tajlandzkich wysp o nazwie Ko Phi Phi Don. W tamtejszym hotelu zdarzył się niefortunny wypadek, którego Brytyjczyk nie przeżył.
Wieczór przed wypadkiem Luke spędzał wraz ze znajomymi. Wypili trochę alkoholu, a 33-latek wrócił sam do pokoju hotelowego. Rano został odnaleziony martwy. Jednak tamtejsza policja uznała, że nie były w to zamieszane osoby trzecie.
Do tragicznego w skutkach zdarzenia doszło w lutym tego roku, ale dopiero teraz tajlandzka policja ostatecznie zakończyła śledztwo.
Najprawdopodobniej Luke wstał ok. 4 nad ranem, aby udać się do toalety. Niestety nie zauważył stojącej obok łóżka walizki, o którą się potknął i wpadł na szklane drzwi balkonu. Rozbite szkło wbiło się w ciało Brytyjczyka, powodując uraz jamy brzusznej i krwotok, w wyniku którego mężczyzna zmarł.
Jego znajomi i rodzina opowiadają, że Luke był bardzo otwartą osobą. "Podróżował po całej Azji, Australii, Nowej Zelandii i zaprzyjaźniał się tam z całym światem" – przekazał ojciec 33-latka, Clive Goodere, dodając, że syn kilka lat temu zrezygnował z pracy analityka, aby "eksplorować świat".
Do domu rodzinnego Luke zawitał po raz pierwszy od dwóch i pół roku. Po jego śmierci rodzina założyła otwartą grupę na Facebooku "In loving memory of beloved Luke Goodere", na której 33-latka wspominają znajomi. "Nie moglibyśmy prosić o lepszego syna / brata, którego tak bardzo kochaliśmy i na zawsze będziemy za nim tęsknić" – napisał na grupie ojciec zmarłego.
Jak na ironię, kilka lat temu Luke był zapytany, co najchętniej zrobiłby, gdyby został mu tydzień życia. "Powiedział" – relacjonował jego ojciec – "że pojedzie do domu, aby zobaczyć się z rodziną i odwiedzi swoich przyjaciół na Ko Phi Phi Don – czyli dokładnie to, co zrobił".
Źródło: The Sun
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl