Trwa ładowanie...
dymu82n
13-03-2009 13:25

Utah - pustynny raj Mormonów

Utah według licznych przewodników jest najpiękniejszym krajobrazowo stanem USA. Głównie dzięki swoim rozległym, dziewiczym terenom. W południowej części Utah jest więcej parków narodowych niż w całych Stanach Zjednoczonych i był podobno projekt by całą tę okolicę zamienić w jeden wielki chroniony obszar.

dymu82n
dymu82n

dymu82n

Mormoni
W 1830 roku Joseph Smith VI założył Kościół Jezusa Chrystusa Świętych Dnia Ostatniego – wspólnotę religijną zwaną potocznie mormonami. Wspólnota drażniła otoczenie nie tyle odmiennością strojów czy zwyczajów codziennych – to jeszcze by im wybaczono. Tym bardziej, że mormoni należeli do grup spokojnych i pokojowo nastawionych do reszty. Ale początek XIX wieku w Stanach Zjednoczonych to nie był czas na rewolucje seksualne. A panujący wśród trzódki Smitha zwyczaj poligamii tak właśnie był postrzegany. I nie pomogły tłumaczenia ani powoływanie się na pisma – mormoni gdziekolwiek się nie osiedlili byli chwilę potem wyrzucani, a podczas jednej z takich potyczek bestialsko zlinczowano ich przywódcę. Po siedemnastoletniej tułaczce mormoni, jako pierwsi biali, przybyli w okolice Salt Lake City. Ich nowy przewodnik – Brigham Young –
miał nadzieję, że pionieryzm zapewni im spokój. Nic bardziej mylnego.

Amerykanie nie popuścili. Konwencja republikańska odsądzała osadników od czci i wiary, a szykanom nie było końca. Z powodu mormońskiej obecności opóźniane i blokowane były jakiekolwiek decyzje związane z ziemiami (Kongres np. odrzucił petycję o nadanie terytorium praw stanowych tylko z powodu proponowanej nazwy – Desert, co w języku mormonów oznaczało pszczołę), a sytuacja zaostrzała się z roku na rok. Do bardzo poważnej wojny nie doszło tylko dlatego, że ubiegła ją wojna secesyjna.

Mormoni czekali prawie 50 lat, forsując swoją religię i wierząc, że społeczeństwo oswoi się wreszcie z ich obecnością i przekona do ich wartości. Wreszcie zrozumieli, że tak się nie stanie, dopóki nie pójdą na jedno, jedyne – priorytetowe ustępstwo. W 1890 roku wspólnota wyrzekła się dobrowolnie poligamii i przyjęła ogólnie obowiązujące na tych terenach prawo jednożeństwa. Od tego czasu wrogość sąsiadów, powoli i w bólach, ale zaczęła umierać. Kościół Jezusa Chrystusa Świętych Dnia Ostatniego wtapiał się w otoczenie, a jego wierni zaczęli zyskiwać miano pełnoprawnych obywateli. Sześć lat później Utah zyskało status stanu.

Dziś mormoni stanowią 70% mieszkańców tych ziem i po dziś dzień kultura Utah to ich kultura. Wpływy widoczne są w architekturze, polityce i w życiu codziennym. Tylko tu np. (pomijając Hawaje)
wprowadzono zakaz hazardu, a dopiero od lat 80 XX wieku nieco złagodzono absolutny zakaz spożywania, kupowania i posiadania alkoholu. Mormoni nie palą i nie piją alkoholu ani napojów zawierających kofeinę, w tym kawy, herbaty i coli. Tu jest najwyższy wskaźnik urodzeń i to Utah ma najmłodszą populację w całym kraju. Dla przyjezdnego obecność mormońska na tych ziemiach oznacza jedno - nieprawdopodobną życzliwość rodowitych mieszkańców, którzy dobroć mają wpisaną i w religię i w kulturę i w powszednie życie.

dymu82n

Zion National Park
Ten szlak jest ciekawy, bo idzie się rzeką. I myliłby się ten kto wyobrażałby sobie płyciutki, górski strumyczek zakopiański. Nie, nie – to regularna rzeka, głęboka i mętna, a także momentami rwąca. I chociaż idzie nas tu cała grupa, zawsze najgorzej ma ten pierwszy, bo nie wiadomo co przed nim. Dlatego oprócz specjalnych butów, dobrze mieć kijaszek by macać dno przed sobą. A i tak nikt nie chce być pierwszy. Strażnicy bowiem strasznym głosem opowiadają o tych, którzy się tu utopili. Jak mówią - przez niefrasobliwość i niedostateczne przygotowanie.

Ale jak bardzo by się nie bać – to droga jest piękna. Prowadzi samym dnem kanionu i momentami ściany, wysokie na kilkadziesiąt metrów (a bywa i ponad dwieście metrów), stoją w odległości kilkumetrowej od siebie. A w dole rzeka. A w rzece my. Można tak iść kilometrami. Tak naprawdę to gdy nie ma deszczu utopić się tu trudno – natomiast łatwo o nieprzewidzianą kąpiel. Dno upstrzone jest głazami, a nurt momentami zdradliwy. My sobie idziemy spacerowo, tu skałka, tu zdjęcie, tu przystanek na jedzenie. A to mi zimno, a to kamyk wpadł mi w but, a to posiedźmy chwilę...

Ale mijają nas różni. Grupa kilkunastoletnich kogutów, którzy prawie biegną. Co chwila któryś ląduje w wodzie po szyję, wstaje prędko, że to niby nic, koledzy biją się rękami po udach z uciechy i pędzą dalej. Regularna grupa trekkingowców – plecaki, namioty, brody i kapelusze. Buciory jak wojskowe. Zakurzeni, ale idą krokiem równym, marszowym... oni nie mają czasu na głupoty, muszą zrobić ten szlak, a potem jeszcze dojść do jakiegoś noclegu. Dla takiego wykąpać się tutaj to i dyshonor i niewygoda – wszystko mokre.

dymu82n

Rodzina azjatycka – dziecko na barana, kobieta non stop coś gada po swojemu gestykulując, a mężczyzna obciążony potomkiem brodzi. Na nogach adidasy ...ślisko ...nie idziemy dalej ...tu zrobimy zdjęcie \"cheeeerse\" i wracamy.
Para Latynosów. Ona trochę się obawia, ale partner ją przeprowadzi:. - No co się boisz? Zobacz jak tu płytko...dobra wskakuj na plecy...ooooooooooo...cholera...teraz to oboje jesteśmy mokrzy...to daj buzi i wracamy.
Starsza, dziarska para, Amerykanie – powolutku, ale idą. Tu raczej kobieta przewodzi i chyba jest rzeczywiście trochę sprawniejsza. \"Kochanie tędy chodź, tu jest płycej\", \"Kotku uważaj, bo tam jakoś mętnie\", \"Wszystko w porządku?\", \"Are you o.k?\" ,” No dobrze to idziemy dalej”. I tak cały dzień ...

Cudny kanion
Największa atrakcją parku narodowego Zion (593km.kw) jest kanion o tej samej nazwie. Ma 24 kilometry długości i 800 metrów głębokości. Odkryli go mormoni (oczywiście pierwszymi nie białymi mieszkańcami tych terenów byli Indianie) w 1858 roku, którzy tu się osiedlili dwa lata później. Oni też nadali mu nazwę - oznaczającą Syjon. Wyjątkowy urok kanionu bierze się głównie z warstwicowej budowy piaskowca i różnych odcieni koloru czerwonego, dodatkowo ozdobionego bujną roślinnością oraz rzeczkami, stawami i wodospadami.

Na wyobraźnię działa fakt, że to tu właśnie można spotkać groźne rysie, pumy, tarantule, czarne wdowy czy skorpiony oraz grzechotniki... turysta jednak powinien się raczej przygotować na jelenie i ewentualnie (przy dużej dozie szczęścia) - kolibry. Biorąc pod uwagę wyjątkowość okolicy trudno się dziwić, że została ustanowiona Parkiem Narodowym w roku 1919.

dymu82n

Odwiedzając kanion można nie tylko nacieszyć oko fantastycznymi widokami oglądając z dystansu formacje skalne o działających na wyobraźnię nazwach: Świątynia Sinawy, Dwór Patriarchów, Wielki Biały Tron... Można też wejść głębiej i zasmakować w czerwonej krainie. Przejść wypełnionym wodą dnem wąwozu, pójść szlakiem wzdłuż Ukrytego Kanionu gdzie pierwszy odcinek jest wodospadem, wspiąć się na Przystań Aniołów przechodząc przez Kanion Lodówkę gdzie nawet w najgorętsze lato jest zimno... Leniwi mogą odnaleźć Emerald Pools – trzy krystalicznie czyste jeziorka z piaszczystą plażą lub powylegiwać się na jednej z niezliczonych, zielonych polanek i poobserwować jelenie. Jest co robić i jest czym się zachwycać.

Zatrzymaj się na chwilę
Ciekawy widok – restauracja, a dookoła niej trawnik. Ogromny. I kilka drzew. Są stoliki, a jakże i w środku i na zewnątrz, ale nikt ani myśli tu siadać. Ludzie chwytają swoje hot-dogi, pizzę, precle otaczane solą, lody, kawy i coca-colę, piwo czy zwykłą wodę i gnają pod drzewka. Leżą pokotem na tej trawie i patrzą. Na co patrzą? Na niebo, na czerwone, otaczające ich skały, na drzewka. Nawet ci w większych grupach nie są hałaśliwi – po prostu leżą, konsumują i patrzą. Dzieci czasem coś gadają, próbują przyciągnąć uwagę opiekunów, ale z trudem im to wychodzi. Potem same też milkną i poddają się urokowi miejsca.

Dune Ballet
Nawet gdybym chciała coś powiedzieć – nie byłoby sensu. Motor drze się jak opętany, tumany czerwonego pyłu fruwają w powietrzu, a kask nie ułatwia komunikacji. Zresztą co tu mówić? Gośka pędzi przede mną jak wariat i tylko widzę powiewającą na zadzie jej czterokółki maleńką chorągiewkę. Czerwoną. No to gnam za nią. Zabawa nazywa się \"Dune Ballet\" co można by przetłumaczyć jako Balet na Wydmach, czy na piasku. Jest na co popatrzeć. Wydmy mają kolor ceglano-krwisty.

dymu82n

Pomijając spektakularne widoki – zielone krzaczki, pojedyncze skałki i morze piaskowe - co chwilę jesteśmy narażeni na ostre podjazdy i spadziste zjazdy. - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! - wydziera się ktoś przede mną zjeżdżając na złamanie karku zawrotną (chyba ze 20 km/h) prędkością. Co mi pozostaje? Nic. Jechać za nimi. Z rozdzierającym rykiem własnym i silnika.

Nagle znak Jima i wszyscy zatrzymują się w jednej chwili. W jednym rzędzie. Cisza. W uszach mi teraz dzwoni. Nadal nikt nic nie mówi, ale Jim pokazuje nam ręką oddalające się dostojnie stado byków. Czarnych. A czarne byki na tle czerwonego piasku to nie byle jaki widok.
Że to dziecinna zabawa? Pewnie tak. Taka opinia nie przeszkadza nam baletować w piaskowej czerwieni do zachodu słońca. A o zmroku siedzieć w towarzystwie tubylczych kowbojów, gdzieś na środku tej pustyni i wcinać przyrządzone po mistrzowsku steki. Nawet specjalnie się nie zastanawiam, które to z widzianych przeze mnie bydląt poszło pod nóż. A któreś poszło na pewno.

Springdale
Dlaczego Springdale jest cenione przez turystów? Dlatego, że leżąc na pograniczu Zion Park i cywilizacji stanowi doskonałe połączenie jednego z drugim. Z jednej strony jest to maleńka (coś koło 500 mieszkańców), turystyczna miejscowość, której daleko do rozkrzyczanych metropolii, do miejskiego rozgardiaszu i dusznego pośpiechu. Pozwala więc wytchnąć mieszczuchom. Z drugiej strony to tu można znaleźć prysznice, saunę i pralnię, wygodne pokoje noclegowe (gdyby ktoś chciał), pocztę, kilka sklepików, a także urocze restauracje, bary, kawiarnie ... pozwala to zakosztować odrobiny cywilizacji tym, którzy od kilku dni tarzają się ziońskim kanionie, taplają w tamtejszych wodach, jedzą korzonki i ścigają się z jelonkami – jednym słowem żyją naturalnie. Mieszkańcy Springdale pomyśleli o wszystkich i każdy znajdzie tu coś dla siebie. Choćby wpadł tylko na chwilkę.

dymu82n

Bryce Canyon National Park
Po pierwsze Bryce leży wysoko. Wyżej niż Grand, wyżej niż Zion. Najwyższy punkt Bryce - Rainbow Point - ma 2778 m. Stąd panujący tu górski klimat. Po drugie wbrew powszechnej opinii, a nawet amerykańskiej nazwie – nie jest to kanion, a raczej coś na kształt gigantycznego amfiteatru. Poza tym te 145 km. kw skał jest stosunkowo najmłodszą w Utha formacją. Oczywiście określenie \"młody\" w tym wypadku ma inny wymiar, bo i tak mówimy tu o jakichś 60 milionach lat. Mamy tu wszelkie mało zrozumiałe, a działające na wyobraźnię terminy geologiczne jak obniżanie terenu, wypełnianie tych obniżeń materiałem znoszonym przez wodę, sortowanie materiałów według wielkości drobin, odkładanie się ich, spajanie i różnokolorowość pod wpływem aury.
Wypiętrzanie terenu. A potem pękanie tego zbitego w jeden blok, różnofakturowego i różnokolorowego (zwykle pomarańczowo-czerwono-różowo-białego) materiału wskutek erozji i trzęsień ziemi. Formowanie w długie, wąskie ściany skalne. Nie dość na tym – górski klimat czyli woda, mróz i upał na przemian rzeźbiły i rzeźbią nadal w tych ścianach kształty tak fantastyczne, że wydają się wyśnioną fatamorganą... a są prawdziwe. I fachowo nazywają się hoodoos. I jest ich tu setki.

Mormoni odkryli te tereny w 1850 roku. Wcześniej byli tu Indianie, ale to właśnie Ebenezer Bryce dał okolicy swoje imię. Ebenezer Bryce był mormonem, który wraz ze swoja żoną Mary zamieszkał w dolinie. Wybudował w dolinie chatę, a amfiteatr z setkami hoodoos miał \"za plecami\". Jego słynne zdanie na temat tego sąsiedztwa \"co za cholernie wielkie miejsce, spróbuj zgubić tu krowę\" przytaczane jest do dziś przez większość przewodników. Żył ze stolarki, zbudował drogę na wyżynę by móc transportować drewno na opał, skonstruował specjalny system doprowadzający wodę do pól i dla zwierząt. Jednym słowem zagospodarował teren i rozsiadł się tu na dobre. Na tyle, że w okolicy zaczęto zamieszkiwaną przez niego dolinę nazywać Doliną Bryce. Później nazwa przyjęła się dla całego parku. Bryce Canyon National Park.

Navaho Loop
Przyjeżdżamy wprawdzie wieczorem, ale jeszcze nie całkiem, do Navaho Loop trafiamy od razu i o dziwo zgodnie. Gośkę tam ciągną przeczytane w przewodniku rewelacje na temat miejsca. Bo wiadomo, że jak Navaho to musi być coś ciekawego. Wiem, że są różne piękne miejsca na świecie. Ale to już przechodzi ludzkie pojęcie. Żeby bez żadnej pomocy człowieka? Nawet bez jego obecności? Bez artystycznych uniesień, wielkich nazwisk, pokazów i promocji stworzyć coś tak nieprawdopodobnie pięknego?
- Chodźmy na dół.
- Jest już prawie wieczór.
- Wciąż jest jasno – jeszcze z godzinę będzie...
- Ale nie wiemy jaki tu jest spad, ile się idzie ani kiedy się zrobi ciemno. Nawet latarki nie mamy.
- No przecież widzisz - tam jacyś ludzie idą.

Uzyskujemy konsensus gdy pytam tych, co wracają. Mówią, że w godzinę powinnyśmy zrobić całą trasę. O.K. Lecimy. Najpierw prawie pionowo w dół pomarańczową ścieżką, wśród pomarańczowych iglic. Później pomarańczową dolinką, ale tu już mamy zielone drzewa i kolorowe kwiatki. W cholerę tych kwiatków. I tych drzew i tej pomarańczowości. Coś niesamowitego.
- KOLIBER!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- Jezu kobieto nie drzyj się tak. Chcesz żeby nam przysłali tu pomoc czy co?
- No,bo koliber! Gośka! Patrz! Widzisz?
- Skąd wiesz, że to koliber?
- Bo nieruchomo przy kwiatku fruwa.
- Znieruchomiał od tego wrzasku, może zaraz dostanie zawału.
- A to możliwe, jego serce w ogóle szybko bardzo bije.

Koliber bez zawału odlatuje, a ja nadal uważam, że to znak. Dobry omen. Najlepszy. Koliber. W Navahoo Loop. Mały złoto –zielony ptaszek wśród tej rozognionej scenerii. Kolibry to ptaki magiczne. Latające, miniaturowe klejnoty. Rudaczek północny, uszatek zielonobrzuchy, pląśnik meksykański, duszek kolumbijski, lordzik mały, puchatek złotawy, brzęczek oliwkowy, aksamitek białowąsy... z samych nazw kilkudziesięciu gatunków można by ułożyć najpiękniejszą listę pieszczotliwych imion. Pióra maleńkiego kolibra (trzmielak ma 5 cm długości z czego połowa to dziób i ogon) rozszczepiają światło, co nadaje im połysku i koloru, a wilgoć (często zbierana z mgły) jest dla tych piór koniecznością.

Tylko kolibry mogą w powietrzu wykazać się taka zwinnością: potrafią pikować pionowo w dół, zawisać nieruchomo w powietrzu, robić nagłe zwroty – lewo, prawo, tył, przód, bez zmiany pozycji. Skrzydełkami ruszają przy tym tak szybko, że oko ludzkie nie jest w stanie tego ruchu zarejestrować - 200 uderzeń na sekundę. To nie żart, że maleńkie stworzonko gdy trzeba, potrafi rozwinąć prędkość 113 km na godzinę i przelecieć w jednym dystansie 8 tys. kilometrów. Serce wielkości ziarnka grochu, uderza 1000 razy w ciągu minuty i w tym czasie nozdrza wciągają powietrze 250 razy. Koliber to absolutny cud natury. A koliber widziany o zachodzie słońca w Bryce Canyon to absolutny dar od Boga.

Muł i jego dzieci
Jedziemy sobie tym razem nie samochodem. Sceneria piękna, ale trochę nam już nudno. Bo tak – człowiek się nie zmęczy tylko zwierz, kierować nim nie trzeba, bo i tak idą w szyku, ospale, jeden za drugim. No to tak siedzisz na tym mule. Wokół cudownie. Pierwsza godzina. Druga. Był jeden przystanek, ale tylko na chwilę i teraz dalej, noga za nogą, muł za mułem.
- A wiesz, że muły to są bezpłodne? – pyta ziewając przeciągle Gośka.
- Nie wiem? Dlaczego?
- No, bo coś przy tym łączeniu konia z osłem wychodzi takiego, że nie mogą mieć mulątek.
- Coś ściemniasz? To jak one się mnożą?
- Nie mnożą. Krzyżówki się robi.

Kręcę głową z niedowierzaniem. Patrzę na moje mulisko. Wygląda normalnie. Sympatyczne, długouche, krótkonogie, poczciwe. Kto by to tak unieszczęśliwiał? Gośka zaczyna się denerwować.
- Zapytaj przewodnika jak nie wierzysz.
- Jaaaack - krzyczę do prowadzącego – czy ten mój muł może rodzić dzieci?- formułuję pytanie po angielsku, z racji mojej znajomości języka najprościej jak się da. - Eeeee...nieeee - odkrzykuje Jack .
- A widzisz – triumfalnie komentuje Gośka – mówiłam, to taka specjalna krzyżówka...
- Ten twój muł – drze się dalej Jack – to jest samiec. W Ameryce samce nie rodzą dzieci. A w Polsce?

_ Dagmara Babiarz _

dymu82n
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dymu82n

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj