Vipiteno w Południowym Tyrolu. Nieodkryty przez Polaków zimowy raj po słonecznej stronie Alp
Najbardziej na północ wysunięte miasteczko Italii łączy ze sobą zalety włoskiego kurortu pełnego słońca z warunkami austriackich ośrodków, a dojazd z Polski zajmuje niewiele czasu. O dziwo, podczas pobytu w Vipiteno nie spotkałam ani jednego Polaka.
05.02.2018 | aktual.: 05.02.2018 13:40
Gdy lądujemy w Monachium, niebo spowite jest chmurami, pada lekki deszcz. Po dwóch godzinach zbliżamy się do włoskiej granicy i pogoda zmienia się diametralnie. Chmury się rozchodzą, a my marszczymy czoło, bo słońce razi w oczy. Nie bez przyczyny mówi się, że to we Włoszech można liczyć na najbardziej słoneczne stoki w Alpach.
Po kwadransie jazdy bus się zatrzymuje. – Już jesteśmy na miejscu? – dziwimy się. To nie pomyłka. Vipiteno (niem. Sterzing) znajduje się jedynie 18 km od przełęczy Brenner, położonej na granicy Austrii i Włoch. To najbardziej na północ wysunięte miasteczko Italii.
Vipiteno – alpejskie miasteczko jak z obrazka
Idziemy na spacer po Vipiteno, które nazywane jest perłą Południowego Tyrolu, a tutejsze stare miasto zalicza się do najbardziej malowniczych w całych Włoszech. Szybko przekonujemy się, że nie na wyrost. Wygląda jak z obrazka.
Spacerujemy deptakiem, wzdłuż którego wyrastają stare kamienice. Rozkwit miasta rozpoczął się w XV w., gdy otwarto w okolicy kopalnię srebra. Szybko stało się centrum gospodarczym i było domem dla bogatych patrycjuszy, których kamienice do dziś można tu zobaczyć. Warty uwagi jest XV-wieczny ratusz, w którym znajdziemy wiele interesujących dzieł sztuki.
Prawdziwym symbolem Vipiteno jest Wieża Dwunastu, której historia sięga 1472 r.. Oddziela starą i nową część miasta. Zatrzymujemy się urzeczeni. Za chwilę zajdzie słońce, jego promienie oświetlają już tylko górną część wieży, a tłem dla wspaniałego spektaklu są górskie zbocza, pokryte śniegiem. Robi wrażenie.
Monte Cavallo – narciarski raj dla rodzin
Vipiteno podziwiamy też następnego dnia z gondoli, która wwozi nas na stoki Monte Cavallo (niem. Rosskopf). Dolna stacja znajduje się 10 minut pieszo od Wieży Dwunastu. Ośrodek jest niewielki, świetnie nadaje się na rodzinne wakacje. Na narciarzy i snowboardzistów czeka 18 km tras na każdym poziomie trudności. Stoki są szerokie i niezatłoczone, świetne opinie ma tutejsza szkoła narciarska, więc to także dobre miejsce na rozpoczęcie przygody z dwiema deskami.
Podczas szusowania mijamy wiele maluchów. Część dzieci jeździ z instruktorami, inne z rodzicami, a niektóre zupełnie same. Pewnością w jeździe przebijają dorosłych, choć czasem można odnieść wrażenie, że dopiero niedawno nauczyły się chodzić. Narciarskie przedszkole w Monte Cavallo oferuje urozmaicony program dla najmłodszych. Rodzice mogą oddać pod opiekę maluchy od 2,5 roku, a sami poszaleć na trasach dla bardziej zaawansowanych. Ośrodek przygotował też specjalny rodzinny skipass (372 euro dla całej rodziny na 6 dni). Natomiast dzieci poniżej 6 roku życia jeżdżą za darmo, o ile oboje rodziców wykupią skipass.
Joga na stoku, czyli relaks z widokiem
Włosi przyjeżdżają do Monte Cavallo, żeby poczuć alpejski klimat. Narty nie są dla nich najważniejsze. Ośrodek wychodzi naprzeciw oczekiwaniom turystów i oferuje wiele atrakcji nie tylko dla fanów szusowania po białym puchu. Przygotowano np. 6,5 km szlaków wędrownych. Podczas takiej wycieczki można podziwiać panoramę na Dolomity oraz austriackie Alpy. Na popularności zyskuje też… joga na stoku.
Gdy stajemy w ciężkich butach narciarskich przed instruktorami, nie do końca wierzymy, że to się uda. Ale po chwili cała grupa grzecznie wykonuje ćwiczenia, a na naszych twarzach pojawia się uśmiech. Słońce grzeje, przed nami piękna panorama Alp.
– Jesteśmy zdania, że joga na świeżym powietrzu jest czymś wyjątkowym. Można jeszcze bardziej wsłuchać się w siebie. Jest to świetne zakończenie dnia na stoku. Relaks i całkowite odprężenie z widokiem na wspaniałą panoramę – mówi Gabriella Genetin, instruktorka jogi i kierowniczka centrum Fit in life w ośrodku Monte Cavallo.
Najdłuższy naturalny tor saneczkowy we Włoszech
Wieczorem czeka nas jazda na sankach. Atrakcja, do której podchodzę z dystansem. Podobnie jak reszta grupy ostatni raz jeździłam ponad 20 lat temu, gdy miałam kilku lat. Osiedlowe pagórki mam teraz zamienić na 10 km trasę – najdłuższą w całej Italii. Czy będę w stanie zahamować? Czy nie wypadnę z trasy? Czy będę coś widzieć w ciemnościach? W głowie mam mnóstwo obaw, ale ostatecznie siadam na sankach, próbując sobie wytłumaczyć, że skoro każde dziecko to potrafi, to i ja sobie poradzę. I rzeczywiście. Wystarcza chwila, żeby wyczuć, co i jak. Cała grupa pędzi po torze z szerokim uśmiechem na ustach.
– Ja będę jechać wolno – każdy zarzekał się wcześniej. Nic z tego, po pierwszym kilometrze wszyscy próbujemy pędzić. Im większa prędkość, tym więcej zabawy. Naturalny tor jest oświetlony i zabezpieczony, więc nie trzeba się martwić o bezpieczeństwo. Na sanki przychodzą tu całe rodziny.
Z Vipiteno wyjeżdżam oczarowana. W tej małej miejscowości znajdziemy wszystko, czego trzeba podczas udanego urlopu. Stare miasto z cennymi zabytkami, ośrodek narciarski ze świetnymi warunkami, masę atrakcji poza stokiem, a poza tym dużo słońca i pyszną kuchnię. Czego chcieć więcej?
Myślę jeszcze, jak blisko tu jest z Polski (w porównaniu do innych włoskich ośrodków) i nagle dociera do mnie zaskakująca rzecz. Przez cały pobyt w Vipiteno ani razu nie usłyszałam języka polskiego. Rodacy chętnie jeżdżą na narty do Włoch, jednak najczęściej wybierają położone bardziej na południe Val di Sole czy zlokalizowane przy granicy ze Szwajcarią Livigno. Zdecydowanie nie odkryli jeszcze tej perełki. Najwyższy czas to zmienić.