Wakacje 2020. Kreta. "Pusto jak nigdy"
Puste uliczki starówek, wolne stoliki tawern w portach, równo ustawione rzędy pustych leżaków na plażach - wszystko to sprawia przygnębiające wrażenie. Jednak powoli na Krecie zaczyna się nieśmiały wakacyjny ruch. Trzeba czegoś więcej niż koronawirus, żeby pokonać filoksenię - słynną grecką gościnność.
Na Kretę przyleciałam 12 lipca i nie mogłam uwierzyć własnym oczom, jak jest pusto, wręcz bezludnie. Około stu osób wysypało się z samolotu z Polski i szybko rozpierzchło z terenu lotniska, pakując do kursującego do centrum Chanii autobusu i samochodów.
Grecja otworzyła swoje regionalne porty lotnicze dla ruchu międzynarodowego (w tym dla Polaków, którzy uwielbiają spędzać tu wakacje) 1 lipca, ale wciąż obowiązywał zakaz lotów z takich krajów jak Wielka Brytania i Szwecja. Dla lokalnej branży turystycznej było to bardzo mocno odczuwalne. Pokoje w hotelach i inne miejsca noclegowe zarezerwowane były w zaledwie 20 proc. Wiele hoteli nie otworzyło się wcale i nie otworzy przez cały ten sezon - już spisany jest on na straty. Jedni hotelarze nie spełnili stawianych im przez władze wymogów sanitarnych, inni zrezygnowali, bo przy tak małym zainteresowaniu zwyczajnie im się to nie opłaca.
Puste uliczki starówek, wolne stoliki tawern w weneckim porcie, równo ustawione rzędy pustych leżaków na plażach - muszę przyznać, że wszystko to sprawiało przygnębiające wrażenie. Koronawirus pokonał grecką turystykę.
Polacy ruszyli na zagraniczne wakacje. Dwa kierunki dominują
Wakacje na Krecie - bez bufetu, z dezynfekcją
Gdy dotarliśmy do hotelu Trefon w turystycznej miejscowości Platanes pod Retymnonem, miałam wrażenie, że jesteśmy w nim sami. Przywitała nas recepcjonistka z maseczką ochronną na twarzy, a przy samym wejściu - taca z płynami odkażającymi, maseczkami i rękawiczkami jednorazowymi. Taki "poczęstunek".
Przed przyjazdem trzeba było podać hotelowi w aktywnym formularzu sporo danych lokalizacyjnych. Włącznie z adresem w Polsce i danymi osób, z którymi podróżujemy. Serwis sprzątający ograniczony jest do niezbędnego minimum (opróżniania koszy na śmieci). W całym obiekcie unosił się zapach dezynfekcji.
Korekta ze śniadania następnego dnia: oprócz nas w hotelu jest jeszcze jedna grecka rodzina z dziećmi! Turystów sukcesywnie przybywało, ale nie było zajętych więcej niż 10 pokoi. Wystarczyła jedna - przesympatyczna zresztą - pracownica, by obsłużyć całą tę grupę podczas śniadań. Zwykle w tym hotelu podawane są one w formie szwedzkiego bufetu, ale względy bezpieczeństwa w związku z pandemią wymusiły ograniczenia. Gości hotelowych od podgrzewaczy z potrawami oddzieliła szyba, a pracownica nakładała na talerze wskazane produkty. Na szczęście greckie pomidory i ser feta nie straciły nic na smaku!
Także w kawiarniach i tawernach reżim sanitarny jest przestrzegany. Obsługa w większości dzielnie, nawet w upale, nosi maseczki, przyłbice bądź plastikowe osłony na dolną część twarzy. Bądźmy szczerzy - czasem ściąga je na brodę. Stoliki są dezynfekowane. A dystans od pozostałych klientów? Cóż, jest ich tak niewielu, że nietrudno o jego utrzymanie. Można wręcz wybrać sobie najodleglejszy stolik.
- To żadna pandemia, zwykły wirus - mamrocze pod nosem Andreas, właściciel rodzinnej tawerny Steki, pogwizdując do swojej papugi. Zżyma się, ale trzyma się obostrzeń sanitarnych. Turystów się nie boi. Obficie, od serca polewa niezamawianą raki (właściwie tsikoudię - narodowy trunek Kreteńczyków, pędzony z wytłoczyn winogron w każdym szanującym się domu), podaje do niej schłodzonego arbuza, smakującego wyśmienicie po upalnym dniu. Trzeba czegoś więcej niż koronawirus, żeby pokonać słynną grecką gościnność - filoksenię.
Wakacje w Grecji - precyzyjne wytyczne
Grecki rząd przygotował precyzyjne wytyczne dla hotelarzy i restauratorów. Stoły są umieszczane głównie na zewnątrz lokali, w bezpiecznej odległości od siebie (i częściowo w środku, ale mniej i wtedy muszą być bardziej oddalone). Personel jest zobowiązany do zakrywania nosa i ust, natomiast klienci - tylko do tego zachęcani, obowiązku nie ma.
Podobnie jak nie ma wymogu noszenia maseczki na ulicy czy na plaży. Początkowo także w sklepach nikt tego nie wymagał, jednak gdy nagle pogorszyła się sytuacja epidemiczna u sąsiadów, Grecja zdecydowała o zaostrzeniu wymogów. Maseczki zaczęły być obowiązkowe w sklepach i taksówkach (w środkach transportu publicznego wymagane były już wcześniej). Na każdym kroku - przy wejściu do sklepów, biur, obiektów użyteczności publicznej, w punktach gastronomicznych umieszczone są dozowniki z płynem odkażającym.
Turyści mogą przemieszczać się po wyspie swobodnie i czuć się bezpiecznie.
Reżimem sanitarnym objęte są także wykopaliska archeologiczne i muzea, dopuszczając wejście określonej, zmniejszonej liczby odwiedzających na godzinę. W praktyce chętnych - przynajmniej na Krecie - jest dużo mniej. Po rozległym terenie pałacu króla Minosa w Knossos (symbolu wyspy i drugim co do ważności po ateńskim Akropolu stanowisku archeologicznym) snuło się oprócz nas zaledwie kilkanaście osób.
Kreta - wymogi dla hoteli
W wytycznych przygotowanych przez grecki rząd są też szczegółowe wymogi, jakie spełniać muszą hotele na wypadek podejrzenia przypadku COVID-19. Przede wszystkim, muszą być wyposażone w specjalny sprzęt medyczny: jednorazowe rękawiczki i maski, środki antyseptyczne, chusteczki czyszczące, fartuchy ochronne, termometr laserowy. Jeśli turysta rozpozna u siebie niepokojące objawy, powinien poinformować recepcję hotelu lub lekarza dyżurnego. Jeśli test da wynik pozytywny, zostanie skierowany na 2-tygodniową kwarantannę.
Na Krecie przygotowano dwa hotele na takie przypadki: jeden w Hersonissos i jeden w Chanii. Koszty pobytu w nich, a także - jeśli to konieczne - leczenia w izolacji lub w placówkach medycznych pokrywa grecki rząd.
Kreta - po 15 lipca drgnęło
Do momentu otwarcia sezonu turystycznego, Grecja notowała niewiele, mniej niż 4 tys. zachorowań. Władze zapewniały, że zwiększają nakłady na służbę zdrowia w kurortach, ale mieszkańcy Chanii przebąkiwali, że w miejscowym szpitalu jest tylko siedem specjalistycznych łóżek w izolatkach.
Z jednej strony z nadzieją spoglądali w stronę coraz bardziej ożywiającego się lotniska (bo wreszcie 15 lipca dopuszczono loty z Wielkiej Brytanii), a z drugiej - zastanawiali się, czy zwiększająca się liczba zakażeń wykrytych przez przesiewowe testy nie doprowadzi do ponownego lockdownu. I w ogóle czy ten skromny ruch turystyczny zrekompensuje im dotychczasowe straty?
W Chanii najpiękniejszy jest stary wenecki port, a najsmaczniejszą w nim tawerną - Amfora, prowadzona nieprzerwanie od 20 lat przez tego samego właściciela. Takiego sezonu jak ten w pandemii, nie pamiętał. Mieli otworzyć restaurację jak zwykle w kwietniu, a otworzyli na początku lipca i wcale nie są pewni, czy dotrwają do końca sezonu.
Barmpetaka mimo wszystko jest dobrej myśli. Menedżerka sieci nieruchomości na wynajem Aria Hotels (mają apartamenty w całej Grecji) wita nas w Chanii, przekazując klucze do naszego tymczasowego lokum. Na stole - powitalna przekąska, ale Mina przeprasza, że skromniejsza niż zwykle: tylko paczkowane sucharki i suszone oliwki Kalamata. Żadnych świeżych owoców. Oczywiście - przez obostrzenia sanitarne. Uprzedza też, że apartament nie będzie w czasie naszego pobytu sprzątany. Także by ograniczyć do minimum ryzyko zakażeń.
- Z powodu pandemii koronawirusa odwołanych zostało około 50 proc. z naszych rezerwacji - przyznaje Mina. Ale jednocześnie dodaje z optymizmem, że mają sporo rezerwacji "last minute", czyli w ostatniej chwili, zwłaszcza od greckich turystów, których wcześniej nie mieli tak wielu. Stąd ten bilans nie jest miażdżący.
Gdy opuszczałam Chanię, po oświetlonym wieczorem portowym nabrzeżu, wśród niezliczonych knajpek spacerowały już rozbawione tłumy turystów. Mimo że nie tak duże jak co roku, to już sprawiały pozór normalności.