Wielka Brytania. Największy od 30 lat strajk na kolei
To będzie komunikacyjny koszmar. Największy od 30 lat strajk brytyjskich kolei wydaje się nieunikniony. Ma się rozpocząć we wtorek 21 czerwca. Mieszańcy Wielkiej Brytanii, ale także turyści muszą nastawić się na paraliż.
Strajk 21 czerwca rozpocznie ponad 40 tys. pracowników niemal wszystkich głównych przewoźników kolejowych w Wielkiej Brytanii.
Strajk na brytyjskiej kolei
- Wobec tak agresywnego programu - cięć w zatrudnieniu, warunkach pracy, wynagrodzeniach i emeryturach - RMT nie ma innego wyjścia, jak tylko bronić naszych członków na wielką skalę i powstrzymać ten wyścig do dna - oświadczył w poniedziałek po rozmowach ostatniej szansy Mick Lynch, sekretarz generalny RMT, związku zawodowego pracowników kolei, gospodarki morskiej i transportu.
Strajk zaplanowany jest na trzy dni - wtorek, czwartek i sobotę, ale zakłócenia odczuwane będą także w dni po tych wymienionych, czyli praktycznie przez cały tydzień. Dlatego przewoźnicy apelują, by aż do niedzieli włącznie podróżować tylko, jeśli jest to niezbędne.
W okresie strajku obsługiwanych będzie tylko 4500 tras kolejowych dziennie, podczas gdy normalnie jest to ponad 20 tys. Będą obowiązywały zmienione rozkłady - pociągi zaczną kursowanie później niż zwykle i będą kończyć wcześniej.
Co ważne, pierwszego dnia strajku do protestujących przyłączą się pracownicy londyńskiego metra. Tego dnia należy się spodziewać paraliżu komunikacyjnego w brytyjskiej stolicy. To złe wieści nie tylko dla mieszkańców, ale i turystów którzy w tym tygodniu przebywają w Wielkiej Brytanii.
O co chodzi w sporze?
Strajk jest wynikiem sporu o płace, pracę i warunki pracy. Jak wyjaśnia PAP, związkowcy domagają się podwyżek płac o 7 proc., co wciąż byłoby poniżej inflacji, ale więcej niż oferują pracodawcy.
Ostatnie oferty operatora trakcji kolejowej Network Rail i prywatnych przewoźników kolejowych zostały odrzucone. Pośrednio winą za strajk Mick Lynch obarcza także rząd, twierdząc, że minister transportu Grant Shapps obciął miliardy funtów na finansowanie transportu publicznego, a rząd próbuje przeforsować redukcję tysięcy miejsc pracy. - Odciski palców Granta Shappsa i DNA (ministra finansów) Rishiego Sunaka są wszechobecne w problemach na kolei - powiedział Mick Lynch.
Grant Shapps ie pozostał dłużny. Uważa, że związki zawodowe powstrzymują branżę przed unowocześnieniem "przestarzałych praktyk pracy". Ma tu na myśli m.in. dobrowolną pracę w niedzielę. Zakwestionował też twierdzenia związków o braku podwyżek dla pracowników kolei.
Warto zaznaczyć, że brytyjski rząd nie jest stroną w tym sporze. Przedstawiciele rządu podkreślają jednak, że strajk oznacza problemy dla setek tysięcy niewinnych pasażerów. Ich zdaniem przyniesie odwrotne skutki od zamierzonych dla samych pracowników kolei.