Wybrałam się czerwonymi pociągami przez Szwajcarię. Ile kosztuje podróż marzeń?
Marzyłam o tym od dawna. Gdy jednak niespodziewanie pojawiła się szansa na wyjazd wczesną wiosną, w pierwszej chwili się zawahałam. Czy to na pewno dobry moment na taki wyjazd? Moje obawy były jednak kompletnie nieuzasadnione i ze Szwajcarii wróciłam zakochana.
Przejazd po spektakularnie położonych kamiennych wiaduktach charakterystycznymi czerwonymi pociągami, z których okien można podziwiać Alpy, to jedna z największych atrakcji szwajcarskiej Gryzonii, a jednocześnie motyw, który zna każdy, nawet ten, kto do tego alpejskiego kraju wcale się nie wybiera. Czerwone składy uchwycone w niezwykle malowniczych miejscach widać na puzzlach, okładkach przewodników czy choćby komputerowych tapetach. Nic dziwnego - to zdecydowanie jedne z najpiękniejszych tras kolejowych na świecie.
Czerwonymi pociągami przez Gryzonię
Naszą wyprawę rozpoczynamy w Chur, najstarszym mieście Szwajcarii, pełnym uroczych starych uliczek i zaułków. To tam wsiadamy do pierwszego czerwonego pociągu na naszej trasie.
Gdy mkniemy przez miasto, za oknem widać kwitnące magnolie i owocowe drzewka - wiosna w pełni, ale walizkach mamy też ciepłe ubrania, bo krajobraz zmieni się jeszcze mocno i to nie raz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najpiękniejsza trasa kolejowa w Europie. 55 tuneli i 196 mostów
To jeszcze nie słynny Ekspres Bernina, ale inna malownicza trasa Kolei Retyckich. Naszym celem jest Arosa, kurort pięknie położony nad jeziorem Obersee. Podróż z Chur trwa tylko godzinę, a widoki za oknem szybko zmieniają się z wiosennych na zimowe. Tuż przed stacją docelową zza drzew wyłania się jezioro o przepięknej jasnozielonej barwie. Jest przepięknie.
Arosa - kurort położony godzinę jazdy od Chur
Gdy docieramy na miejsce, Arosa pokryta jest jeszcze sporą warstwą śniegu, ale narciarzy już jest niewielu. Kurort jest cichy i spokojny, a wiosenne słońce umila nam spacer.
Zimą to ośrodek narciarski, który uwielbiają rodziny z dziećmi, bo jest tu sporo tras do nauki jazdy. Latem zresztą też zjeżdżają tam chętnie - wśród atrakcji są dwa niezwykle szlaki: Szlak Wiewiórek i Niedźwiedzi. Na obu można zobaczyć zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Nie brakuje tu także hoteli ze spa, a widok na ośnieżone Alpy zachwyca.
Arosa daje nam wspaniały przedsmak tego, co czeka w kolejnych dniach. Wracamy do Chur, bo stamtąd następnego dnia wyruszamy dalej.
Słynny Ekspres Bernina startuje właśnie z najstarszego miasta Szwajcarii i reklamuje się hasłem "Od lodowców do palm" i nie ma w tym żadnej przesady. Jego niezwykle widokowa trasa pozwala podziwiać lodowiec Morteratsch, a kończy się we włoskim Tirano, które zachwyca włoskim klimatem.
Diavolezza - nocleg na 3 tys. m.n.m.
My jednak w Chur nie wsiadamy do składu Ekspresu Bernina, wybieramy regionalny pociąg Kolei Retyckich, który jeździ tą samą trasą. Czym się one różnią? Przede wszystkim Bernina Express ma panoramiczne składy z oknami do sufitu, a podróż nim wymaga płatnej rezerwacji miejsca. Pociągi regionalne także są czerwone, ale mają standardowe wagony ze zwykłymi oknami. W nich nie jest wymagana miejscówka, jeżdżą też częściej - co godzinę, więc są świetną opcją dla osób, które mają ochotę wysiąść na trasie i zostać chwilę dłużej w interesujących go miejscach.
Jedziemy najpierw z nosami przyklejonymi do okien, a po chwili je otwieramy, żeby podziwiać widoki i czuć wiatr we włosach. W wagonie jesteśmy sami - wspaniały plus podróży przed sezonem.
Naszym celem jest stacja Bernina Diavolezza, gdzie czeka na nas niezwykła atrakcja. Wyruszamy stamtąd kolejką linową na wysokość niemal 3 tys. m n.p.m. Pogoda jest wymarzona - chmury tańczą po błękitnym niebie, a widok na otaczające szczyty zapiera dech. Przed nami panorama od Piz Palü przez Bellavista do Piz Bernina.
Za chwilę z góry rusza ostatnia kolejka, ale my do niej nie wsiadamy. Na szczycie jest bowiem schronisko górskie Berghaus Diavolezza, gdzie można spędzić noc. Czeka nas nocleg na 3 tys. m n.p.m. Tak wysoko jeszcze nie spałam.
Zanim lądujemy w łóżkach Diavolezza serwuje nam bajkowy zachód słońca. Zresztą poranek nie pozostaje w tyle - śnieg błyszczy w słońcu, a niebieskie niebo sprawia, że wcale nie mamy ochoty jechać dalej. Wkrótce jednak wsiadamy do pierwszej kolejki, żeby znów wsiąść do czerwonego pociągu. Dziś zmierzamy do Tirano.
Za oknem widać połacie śniegu oświetlone porannym słońcem, na horyzoncie strzeliste szczyty. Wychylam się z okna i przyglądam się czerwonemu pociągowi mknącemu przez tę wspaniałą biel. Po prostu bajka.
Alp Grüm - bajkowy przystanek na trasie
Zanim dojedziemy do Włoch robimy sobie jeszcze jeden przystanek w Szwajcarii, na uroczej stacyjce Alp Grüm. Znajduje się ona na wysokości 2091 m n.p.m. Można się tam dostać tylko Kolejami Retyckimi lub pieszo. To nie lada gratka dla fotografów - przy Alp Grüm znajduje się charakterystyczny zakręt, więc to świetne miejsce, żeby sfotografować czerwone pociągi.
I my nie odmawiamy sobie małej sesji, brodząc w śniegu. Następny pociąg za godzinę, więc potem zamawiamy cappuccino i rozkoszujemy się w słońcu widokiem na Val Poschiavo i lodowiec Palü. Zamykam oczy i myślę, że dziś zdecydowanie nie wyobrażam sobie lepszego miejsca na poranną kawę.
Gdy ponownie wsiadamy do czerwonego pociągu, zimowe krajobrazy szybko ustępują miejsca bardziej wiosennym i zielonym. Czuć, że zbliżamy się do Włoch.
Po ok. godzinie docieramy do jednego z najpiękniejszych miejsc na tej trasie - spiralnego wiaduktu Brusio. Ma ponad 140 m długości i dziewięć łuków, każdy o średnicy dziesięciu metrów. Pociąg najpierw jedzie po wiadukcie, a potem opuszcza go przejeżdżając pod jednym z łuków.
Ekspres Bernina - od lodowców do palm
Powietrze wpadające do wagonu jest zdecydowanie cieplejsze - Tirano już blisko. Za chwilę wysiadamy na peronie w tym włoskim mieście i stajemy przed dylematem: lody czy tiramisu? W Tirano spędzamy ponad dwie godziny i wracamy z powrotem do Szwajcarii, tym razem korzystając z Ekspresu Bernina. Naszym celem jest Chur, więc przed nami 4,5 godz. jazdy - cała trasa wyjątkowego pociągu Kolei Retyckich.
Po drodze przejeżdża on łącznie przez 55 tuneli i po 196 mostach. Poza wymienionym wyżej wiaduktem Brusio i Alp Grüm, z panoramicznych okien podziwiamy trzy jeziora: Lej Pitschen, Lej Nair i Lago Bianco, lodowiec Morteratsch, zakręt Montebello z widokiem na masyw Bernina czy charakterystyczny wiadukt Landwasser o wysokości 65 m.
Podróż poza bajkowymi widokami umilają nam czekoladki, które każdy pasażer otrzymuje w cenie biletu. Ozdobna puszka ma kształt... czerwonego pociągu.
Ile kosztuje podróż Ekspresem Bernina?
Podczas pobytu w Szwajcarii skorzystaliśmy ze Swiss Travel Pass, który pozwala na podróże bez limitu koleją, drogą lądową i wodną po całej Szwajcarii. Koszt na trzy dni w drugiej klasie to 244 franki szwajcarskie (1112 zł).
W specjalnych pociągach panoramicznych, takich jak Bernina Express, wymagana jest rezerwacja miejsca za opłatą. Za miejscówkę trzeba zapłacić 32 franki szwajcarskie (145 zł) poza sezonem i 36 franków szwajcarskich (164 zł) w sezonie wysokim, który trwa od 15 maja do 26 października.
Jeśli nie chcemy korzystać z opcji Swiss Travel Pass i wolimy kupić osobno bilet na Ekspres Bernina, to za przejazd z Chur do Tirano zapłacimy 66 franków szwajcarskich, czyli 300 zł. Do tej kwoty także należy doliczyć miejscówkę.
Iwona Kołczańska, Wirtualna Polska
Niezależna opinia redakcji. Materiał został zrealizowany podczas wyjazdu na zaproszenie Switzerland Tourism.