Wykorzystują nieuwagę turystów. Kwota może zrujnować wakacje
Chwila nieuwagi może zepsuć smak urlopu. Wiem coś o tym, bo mnie kosztowała 2 tys. zł. Podobnych sytuacji są setki, dlatego warto mieć oczy szeroko otwarte. - Najczęstszą przyczyną tych problemów jest bariera komunikacyjna oraz fakt, że klienci nie doczytali warunków wynajmu - mówi nam Wojciech Szczerba, koordynator zespołu prawników Europejskiego Centrum Konsumenckiego.
Wynajem auta podczas zagranicznego urlopu to wielkie udogodnienie. Gwarantuje komfort i swobodę działań. Muszę was jednak przestrzec przed firmami, które nagminnie wyłudzają od klientów pieniądze. Sposobów jest wiele, a nieświadomi klienci nawet nie zorientują się, jak zostaną nabici w butelkę.
Moja historia wydarzyła się na Sycylii. Kiedy we wtorek 25 czerwca ja i moi towarzysze podróży dotarliśmy do wypożyczalni samochodów na lotnisku w Katanii, przy ladzie stała już grupa Polaków, którzy próbowali odebrać auto. Byli wściekli i ewidentnie bezsilni wobec sytuacji, z którą musieli się zmierzyć.
Zaczęło się od tego, że na Sycylii wylądowaliśmy z godzinnym opóźnieniem. Rodzina przed nami zarezerwowała samochód na godz. 22 (tak jak my), a do wypożyczalni dotarła chwilę po 23, w związku z czym firma na dzień dobry nałożyła na nich karę za spóźnienie w wysokości 60 euro. Następnie obciążono ich kolejną opłatą za dopisanie do rezerwacji dodatkowego kierowcy. I to jest pierwsza rzecz, na którą was uczulam.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jeden urlop to za mało. Europejska wyspa zauroczy każdego
Przede wszystkim prawo jazdy, nawet jeśli nie prowadzisz
Warto wiedzieć, że rezerwując auto przez pośrednika (w tym przypadku przez portal Booking.com) osoba, która dokonuje rezerwacji pojazdu, zostaje automatycznie uznana za jego kierowcę. Jeśli dokonasz rezerwacji auta i podczas jego odbioru w wypożyczalni nie okażesz prawa jazdy (fizycznie, w postaci plastikowej plakietki), w najlepszym wypadku zostanie na ciebie nałożona dodatkowa opłata, za dodanie nowego kierowcy. W najgorszym – stracisz rezerwację i nie odzyskasz pieniędzy. Ta druga opcja przydarzyła się mojej mamie i jej znajomym nieco ponad miesiąc temu.
- Straciłyśmy pieniądze, bo firma, w której wypożyczałyśmy samochód nie wykazywała woli współpracy. Auto zarezerwowałam przez Booking.com i u nas problem polegał na tym, że nie miałam ze sobą prawa jazdy. Ale ja nawet nie zamierzałam prowadzić. Kierowcą miała być moja koleżanka, która była do tego w pełni przygotowana. Panią w wypożyczalni to jednak nie obchodziło, bo jej zdaniem to ja robiłam rezerwację, więc ja powinnam kierować - mówiła moja mama, Ania Sikorska, która chciała wypożyczyć auto z lotniska w Katanii na Sycylii.
Okazało się, że z sytuacji nie ma żadnego wyjścia. O negocjacjach i próbach dopisania do umowy najmu innego kierowcy nie było nawet mowy. Polki straciły w ten sposób 900 zł.
- Próbowałyśmy się z nimi dogadać. Proponowałyśmy, że dopłacimy za dopisanie do rezerwacji dodatkowego kierowcy. Ale oni twardo, że nie ma takiej możliwości. W ogóle nie było dyskusji. Jedynym rozwiązaniem było dla nich podpisanie nowej umowy. Oczywiście na to samo auto, ale za o wiele większe pieniądze. I to nie była różnica rzędu 100 euro, tylko 400 z hakiem. Poprzednia rezerwacja już dla nich w ogóle nie istniała. Oczywiście dzwoniłyśmy na infolinię Bookingu, aby pomogli nam rozwiązać problem, ale pośrednik odsyłał nas do wypożyczalni, a wypożyczalnia do pośrednika i ostatecznie zostałyśmy bez auta i bez pieniędzy - relacjonowała Agnieszka Sowa-Wlazły, która również była wtedy na Sycylii.
Problemem są głównie niedoinformowanie klientów oraz bariera językowa
Polacy, którzy we wtorek 25 czerwca wypożyczali auto przede mną, mieli to "szczęście", że mogli dopisać do rezerwacji dodatkowego kierowcę. Oczywiście za odpowiednią opłatą. Kosztowało ich to ok. 120 euro. Na tym jednak się nie skończyło, bo zostali zmuszeni do wykupienia dodatkowego ubezpieczenia na pojazd. Pracownica wypożyczalni wmawiała im, że ubezpieczenie, które wykupili przez serwis Booking.com jest niewystarczające i nie pokryje kosztów ewentualnych szkód. A kary - groziła pani zza lady – nawet za drobne otarcia, są bardzo srogie.
Łącznie, z karą za spóźnienie, dopisaniem dodatkowego kierowcy i wykupieniem ubezpieczenia turyści przed nami zapłacili blisko 500 euro (ok. 2 tys. zł.).
- Nie chcę demonizować całego sektora rynku, który zajmuje się wypożyczaniem aut, ale niestety takie rzeczy się dzieją. Często zdarza się, że jakieś dodatkowe usługi zostaną klientowi wciśnięte. Najczęstszą przyczyną tych problemów jest bariera komunikacyjna oraz fakt, że klienci nie doczytali warunków wynajmu - mówi nam Wojciech Szczerba, koordynator zespołu prawników Europejskiego Centrum Konsumenckiego.
Niedobrze, jak jest za dobrze
Kiedy nadeszła nasza kolej, byliśmy gotowi na batalię. Ku naszemu zdziwieniu pani była zupełnie odmieniona. Na wstępie oznajmiła, że poprzedni klienci byli tak paskudni, że zrobi nam tzw. upgrade i dostaniemy ich auto – wielkiego wygodnego Wolkswagena T-roca zamiast maleńkiego Fiata Pandy. Zgodziliśmy się na wykupienie dodatkowego ubezpieczenia, które miało rzekomo kosztować 100 euro i zagwarantować nam swobodę jazdy bez żadnych zmartwień. 500 euro miało zostać przeznaczone na poczet kaucji, na co byliśmy przygotowani, bo wcześniej poinformował nas o tym pośrednik.
Wszystko obywało się szybko i chaotycznie. Pani nas zagadywała i polecała miejsca, które koniecznie powinniśmy odwiedzić. W międzyczasie poprosiła o wykonanie dwóch płatności kartą kredytową - kolejno na 100 i 500 euro oraz złożenie dwóch podpisów na czytniku elektronicznym. Przed tym sposobem składania podpisów również was przestrzegam, ale o tym za chwilę.
Kiedy poprosiliśmy o polisę do przeczytania przed jej podpisaniem, pracownica powiedziała, że już za sekundkę będzie na mailu i mamy się o nic nie martwić. Nim dokonaliśmy płatności, przeczulona, zapytałam raz jeszcze, za co dokładnie płacimy i jaka kwota zostanie nam zwrócona po oddaniu auta.
Po licznych zapewnieniach, że wszystko jest "cacy", zapłaciliśmy i wyjechaliśmy zadowoleni i trochę zdziwieni, że poszło tak gładko. Dwa tygodnie później paliłam się ze wstydu sama przed sobą, że dałam się tak nabić w butelkę.
Uwaga na podpisy elektroniczne
Pod koniec wyjazdu pękła nam szyba w samochodzie, więc chcieliśmy sprawdzić, czy ubezpieczenie na pewno pokryje koszty tej szkody. Polisy na mailu nie znaleźliśmy, a dodatkowo okazało się, że płatności na karcie kredytowej zostały zrealizowane zupełnie na odwrót: blokada (w domyśle kaucja zwrotna) na 100 euro, a płatność na 500 euro. Zadzwoniłam do wypożyczalni zgłosić, że nastąpiła pomyłka i obciążono nas błędną kwotą. Pani w słuchawce powiedziała mi, że to nie żadna pomyłka, tylko bezzwrotna opłata za ubezpieczenie, które przecież kupiłam. Zapytacie, jak?
Otóż podpis elektroniczny został złożony w ciemno pod polisą ubezpieczeniową, której naszym zdaniem celowo nam nie pokazano podczas wynajmu auta i którą celowo wysłano na błędny adres mailowy, słusznie licząc, że zadowoleni z miłej obsługi, nie zauważymy jej braku.
Podczas zdania auta zarzuciłam pracownikom firmy, że zostaliśmy celowo wprowadzeni w błąd i zmanipulowani tak, abyśmy myśleli, że 500 euro to kwota kaucji, a 100 euro to kwota ubezpieczenia. Usłyszałam, że musiałam być bardzo zmęczona, skoro nie zrozumiałam treści oferty, którą mi przedstawiano. W odpowiedzi na mój komentarz, że nikt o zdrowych zmysłach nie wykupiłby ubezpieczenia na kwotę 500 euro za auto, którego wypożyczenie kosztowało niecałe 300, miły pan rozłożył szeroko ręce i dał mi radę: na przyszłość polecam czytać treść podpisywanych dokumentów.
Czytać, czytać i jeszcze raz czytać
Dlatego apeluję do wszystkich, którzy zamierzają w najbliższym czasie korzystać z firm świadczących usługi związane z wynajmem pojazdów, aby dokładnie czytali treść wszelkich regulaminów, umów oraz polis ubezpieczeniowych.
- Bezwzględnie należy zwracać uwagę, na to, co się dzieje. Czytać dokładnie wszystko, co się nam proponuje. Warto poświęcić więcej czasu na zapoznanie się z dokumentami, niż później żałować. Nawet jeśli jest dużo ludzi, kolejka w wypożyczalni coraz dłuższa i czujemy na plecach oddech zmęczonych klientów - mówi nam Wojciech Szczerba.
Prawnik radzi, na co koniecznie należy zwrócić uwagę. Przede wszystkim na warunki rezerwacji. Większość firm wynajmujących auta wymaga okazania na miejscu karty kredytowej. Jeśli zjawimy się w wypożyczalni z kartą debetową, firma może nie wydać nam auta albo zaproponować nam rozwiązanie w formie wykupienia drogiego dodatkowego ubezpieczenia CDW. - Dokładnie taka sytuacja spotkała mnie w Chorwacji. A to nie pierwszy raz, gdy wynajmowałam auto za granicą. Tutaj nie chcieli słyszeć o karcie debetowej i trzeba było dopłacić kilkaset zł - opowiada moja redakcyjna koleżanka Ilona Raczyńska.
Jak wyjaśnia ekspert, to ubezpieczenie, które proponuje nam broker, to nie jest takie samo ubezpieczenie, jakie zaoferuje nam właściwy usługodawca. - Produkt ubezpieczeniowy, który sprzedaje broker to jest tzw. damage excess refund, czyli zwrot udziału własnego w szkodzie. Czyli jak auto zostanie uszkodzone, to firma potrąci kwotę za szkodę z kaucji, a dopiero później można się ubiegać u brokera o zwrot tych kosztów. Trzeba jednak wiedzieć, czy dana polisa określony typ szkód obejmuje. Takie ubezpieczenie nie zwalnia nas ze złożenia depozytu na poczet potencjalnych szkód - wyjaśnia Szczerba.
Ponadto jeśli twój lot jest opóźniony i chcesz uniknąć kary za nieodebranie auta o ustalonej godzinie, jak najszybciej poinformuj o tym wypożyczalnię.
Zaznaczę, że absolutnie nie odradzam korzystania z wypożyczalni samochodów. Jeśli jednak nie chcecie, aby wasz urlop minął w cieniu nieplanowanych wydatków, poświęćcie chwilę dłużej na dokładne zapoznanie się z warunkami rezerwacji i doczytanie szczegółów.