Zamek Czocha i legenda o płaczącym dziecku. Ponure strony życia w średniowiecznej warowni
Hulające przeciągi, sale tortur i… duchy. Życie w średniowiecznych warowniach toczyło się w cieniu okrucieństwa. Nie inaczej było w Zamku Czocha. To monumentalne zamczysko wciąż kryje w swych murach wiele sekretów. Dzisiejsi odkrywcy mają niezwykle trudne zadanie, bo fakty mieszają się z legendami…
W XVI wieku na zamku panował Johann, który miał za żonę piękną Ulrykę. Kobieta miała długie falujące blond włosy i błękitne oczy. Obydwoje ogromnie się kochali.
Owoc zdrady
Pewnego razu Johanna, który był posłem, król wysłał z misją. Wyjechał do zamorskich krajów, a do żony wrócił po dwóch latach. Na moście przed zamkiem powitali go służący wiadomością, że Ulryka go zdradzała z niemieckim szlachcicem Joachimem von Nostitzem.
Johann początkowo w to nie uwierzył, gdyż wiedział, że żona go bardzo kocha. Poszedł do sypialni i na łożu obok niej zobaczył malutkie dziecko. Było za małe, aby mógł być jego ojcem. Już wiedział, że patrzy na owoc zdrady.
Zszedł do Sali Marmurowej i przesiedział przy kominku całą noc, rozmyślając, co ma uczynić. W tamtych czasach karą dla niewiernych żon była śmierć przez utopienie w studni. Znał ten zamkowy zwyczaj, jednakże nie przestał kochać żony i nie chciał jej zabijać. Ale nad ranem przyszła pora na podjęcie decyzji.
Kazał Ulrykę utopić w studni na zamkowym dziedzińcu, a dziecko zamurować żywcem w kominku w Sali Marmurowej. W ciemne i bezchmurne noce słychać nieraz jego cichy płacz dochodzący zza kominka. Wtedy duch Ulryki opuszcza studnię i spieszy do zamku, aby utulić swoje dziecko.
Jak pozbyć się żony po królewsku?
Jestem zszokowany, jak kiedyś łatwo i bezkarnie można było odbierać innym życie i na jak okrutne i przemyślne sposoby się to odbywało! Tymczasem oglądamy zabytkową łazienkę i gigantyczną szafę lustrzaną, w której można się obejrzeć ze wszystkich stron. Wreszcie dochodzimy do reprezentacyjnej komnaty pana na zamku, niejakiego Gütschofa.
– Widzisz to wielkie łoże? Ma ponoć zainstalowaną specjalną zapadnię, która uruchamiała skomplikowany, a zarazem sprytny mechanizm. Pan zamku zawsze sypiał po lewej stronie, a żonę kładł po prawej. Jeśli kobieta była nieposłuszna, nudna albo zrzędliwa, pociągał za dźwignię, połowa łoża się unosiła i obracała o dziewięćdziesiąt stopni, a nieszczęsna wpadała prosto do lochów.
– Nie chce mi się wierzyć. Tu jest wejście. Tu jest wejście.
– Nie musisz. Ponoć właśnie taki los spotkał pewną piękną, lecz chciwą Annę. Młoda spryciara rozkochała w sobie starego i wstrętnego, ale bogatego pana zamku. Zachwycony jej urodą ożenił się z nią. Młodą małżonką chwalił się wszystkim w okolicy. Nie przewidział tylko jednego – Filip ścisza głos. – Dziewczyna tuż po ślubie uznała, że już jest bogaczką i nie musi zabiegać o względy męża. Okazywała mu lekceważenie i dawała do zrozumienia, że się nim brzydzi.
– Rozumiem, że nie musiała długo czekać na zemstę.
– Oczywiście. Którejś nocy, gdy tylko zasnęła, mąż uruchomił zapadnię i pozbył się Anny, która wpadła do lochów obmywanych przez wody rzeki Kwisy. Jej duch także wędruje nocami po zamku.
– Może lepiej tu nie nocujmy?
Życie w średniowiecznym zamku
Niby się uśmiecham, ale zaczynam czuć się nieswojo. Musicie przyznać, że to nic przyjemnego spać w miejscu, gdzie zostało zamordowanych tylu ludzi. Łoże, o którym opowiadał Filip, jest wielkie i wchodzi się do niego nie z boku, tylko od strony nóg, i to w dodatku przez drewniane drzwiczki. Nie są może szczególnie wysokie i bardziej przypominają ogrodową furtkę, ale to nieco dziwaczne.
Filip twierdzi, że to dlatego, że w zamkach było potwornie zimno, nawet latem. I ktoś pomysłowy wymyślił, co zrobić, żeby spać w cieple. Wokół łoża zawieszano ciężkie, grube zasłony, a żeby łatwiej je było odsunąć, zamontowano coś w rodzaju drzwi. Pod puchowe kołdry wkładano nagrzane cegły i dzięki temu spało się w ciepełku. Rzeczywiście, gdy tak się zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że ogrzanie tak ogromnych kamiennych komnat musiało być sporym wyzwaniem. No i te wielkie okna, przez które wpadał i hulał wiatr.
Schodzimy do Sali Rycerskiej z gigantycznym kominkiem i organami przypominającymi te w kościołach. Potem idziemy do zbrojowni i ku naszemu zaskoczeniu do pomieszczeń, w których pełno jest radiostacji i rzeczy pochodzących z czasów drugiej wojny światowej. Okazuje się, że w latach 1939–1945 stacjonowały tu wojska niemieckie. Najprawdopodobniej na terenie zamku szkolono żołnierzy radiowców, którzy mieli czuwać nad łącznością między poszczególnymi oddziałami wojsk. Pozostało po nich sporo pamiątek.
Wizyta w sali tortur
Wreszcie wychodzimy na dwór, żeby dotrzeć w miejsce najciekawsze – do katowni. Nie, nie jest to dom kata, tylko miejsce jego pracy, czyli sala tortur.
Potykam się na wystających kamieniach i gdyby nie Filip, runąłbym na ziemię jak długi. Jak się domyślacie, byłby to niewielki ból w porównaniu z tym, jaki zadawał kat podczas przesłuchań i tortur. Lochy są ponure i choć wiem, że nic złego mnie w nich nie spotka, i tak robi się jakoś niezbyt miło. Ale ciekawość bierze górę i daję się Filipowi zaciągnąć pod nabijane gwoździami krzesło.
– Ja cię kręcę! Myślałem, że moje krzesło w szkole jest niewygodne, ale to wygląda strasznie. Powinni takie stawiać przy biurku nauczyciela, może dzięki temu skracaliby lekcje i tak nie przynudzali.
– Za to w ramach tortur wiecznie by was przepytywali i nękali kartkówkami.
Obawiam się, że Filip może mieć rację. Czego jak czego, ale pomysłowości nie można odmówić naszym belfrom. Nie wiem, skąd biorą te wszystkie pytania na sprawdziany. Wyszukują jakieś mało istotne informacje, które zamieszczono drobnym druczkiem na marginesie podręcznika, i oczekują, że będziemy je znać. Zadają bezsensowne pytania o składnik czegoś tam albo rok powstania czegoś.
Jak się domyślacie, ja, podobnie jak większość klasy, nawet nie dostrzegam tego druczku. Gdy zaglądam do podręcznika (co nie zdarza mi się aż tak często, chyba że mama wyczyta w dzienniku elektronicznym, że zbliża się praca klasowa, i stawia sobie za punkt honoru, żeby mnie przepytać), skupiam się na obrazkach. Niektóre są naprawdę fantastyczne, zwłaszcza w książkach do historii, i można w nich dostrzec wiele ciekawszych rzeczy niż te opisane na marginesie.
Autorzy: Filip Majewski i Kuba Majewski