Zapomnij o gofrach i zapiekankach na świeżym powietrzu. Kara może być wysoka
Gofry - nie, zapiekanki - nie, lody? Też nie. Przez zapis w prawie, który nie przewiduje odstępstwa od nakazu noszenia maseczek, obecnie w miejscach publicznych nie zjemy nic. Nie można się też napić czy nawet zapalić papierosa. Służby są nieugięte, a kary mogą wynosić do 30 tys. zł.
Podróżowanie po Polsce w zupełnie wyjątkowych czasach, w jakich przyszło nam żyć, wiąże się z wieloma ograniczeniami. Wszystko wygląda inaczej niż jeszcze rok temu.
Przyzwyczailiśmy się już do konieczności zasłaniania ust i nosa w środkach transportu – samolotach, pociągach, pojazdach komunikacji miejskiej. Za pan brat jesteśmy też z dystansem społecznym czy używaniem płynów antybakteryjnych. Ale lista obostrzeń z dnia na dzień się powiększa. Ze względu na pogarszającą się sytuację epidemiczną kilka dni temu cały kraj znalazł się w czerwonej lub żółtej strefie, a nakaz zasłaniania ust i nosa w miejscach publicznych obowiązuje już w całej Polsce. Jak się okazuje, nie można nawet nic zjeść na świeżym powietrzu.
- Tak bardzo mnie to irytuje, że to jest niepojęte - mówi pani Marta z Gdańska. - Przecież to chore, że kupię kawę na wynos, którą normalnie piłam w drodze do pracy, a teraz mogę sobie nią najwyżej ogrzać ręce.
Luz na urlopie? Miej się na baczności!
Wprowadzone restrykcje powodują, że mocno komplikuje się sytuacja wielu punktów gastronomicznych, które nie dysponują własnymi stolikami. Nowe zasady sprawiają, że zjedzenie burgera, zapiekanki czy gofra zakupionego w "budzie" czy food trucku staje się w wielu przypadkach niemożliwe. Zdjęcie maseczki nie jest bowiem możliwe nawet na okoliczność konsumpcji, jeśli miałoby do niej dojść na ulicy. Z drugiej strony, punkty takie mogą bez problemu sprzedawać swoje produkty, choć muszą się liczyć z gwałtownym odpływem klientów. To wszystko rodzi olbrzymie kontrowersje.
Wprowadzone zasady to przede wszystkim znaczący problem dla wielu miast oraz miasteczek, które przez cały rok cieszą się uznaniem wśród turystów: Trójmiasta, Krakowa, Kazimierza Dolnego czy Zakopanego. Choć jest już październik, a aura często nie sprzyja, w wielu miejscach funkcjonują jeszcze sezonowe kioski oraz food trucki z burgerami, goframi czy lodami. Nowe regulacje w wielu wypadkach stawiają sens ich dalszego funkcjonowania pod znakiem zapytania. Przedstawiciele branży są rozgoryczeni wprowadzonymi rozwiązaniami.
- W moim przypadku wprowadzone obostrzenia uniemożliwiają normalną działalność. Próbujemy wprawdzie sprzedawać na dowóz lub internetowo, ale nie jest to rozwiązanie, które w tym wypadku cokolwiek realnie zmienia – wyjaśnia Robert Hass, przedsiębiorca i właściciel działającego w Trójmieście punktu gastronomicznego CBS Truck. - Państwo powinno w tej sytuacji wziąć na siebie odpowiedzialność za skutki ekonomiczne, które ponosimy w związku ograniczaniem naszych swobód. Na razie nie słyszę, aby tego typu działania pomocowe były kontynuowane. Wsparcie pojawiło się na wiosnę, ale teraz mamy już jesień.
Główny Inspektorat Sanitarny już kilka miesięcy temu postawił sprawę jasno, przypominając na swoich stronach, że: "Nakaz zasłaniania ust i nosa obowiązuje wszystkich, którzy znajdują się na ulicach, w urzędach, sklepach czy miejscach świadczenia usług oraz zakładach pracy. Nie zawiera on odstępstw dotyczących spożywania posiłków, lodów, gofrów, hot dogów etc. w miejscach objętych nakazem noszenia maseczek". Rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego, dopytywany przez nas o możliwe konsekwencje, w tym ewentualne decyzje administracyjne, z jakimi liczyć się muszą osoby, które nie zastosują się do panujących obostrzeń i zjedzą na ulicy kupionego wcześniej burgera, nie odniósł się do pytań i skierował nas do policji oraz straży miejskich.
Wielu komentatorów nie ma wątpliwości, że wprowadzenie takich obostrzeń to poważny cios dla posiadaczy podobnych biznesów. Nad sytuacją, w jakiej znaleźli się właściciele takich mocno związanych z branżą turystyczną punktów, zastanawia się m.in. przedsiębiorca i były poseł Przemysław Wipler, który swoje wątpliwości wyraził na Twitterze: "Czy będą odszkodowania dla sprzedawców gofrów, zapiekanek, kababów, hamburgerów etc.? Na pewno, przecież jesteśmy państwem prawa...".
Co teraz grozi za spożywanie alkoholu w miejscach publicznych?
A co z piwkiem pod chmurką? Zapomnijcie. W czasie pandemii sięganie po alkohol w miejscach publicznych może nas narazić na znacznie bardziej dotkliwe konsekwencje niż zwykle. W wielu miejscach w Polsce, gdzie do tej pory stosowane były odstępstwa od zakazu spożywania alkoholu, już w wakacje nie wolno było sięgać po żadne napoje wyskokowe. Tak było m.in. na Bulwarach Wiślanych i plaży Poniatówka w Warszawie.
W Polsce obowiązuje ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Zgodnie z art. 14 ust. 2a tej ustawy: "zabrania się spożywania napojów alkoholowych w miejscu publicznym, z wyjątkiem miejsc przeznaczonych do ich spożycia na miejscu, w punktach sprzedaży tych napojów". Ale obecnie wymiar finansowy takiego występku może być znacznie dotkliwszy.
- Osoba spożywająca alkohol w miejscu publicznym może zostać ukarana mandatem w wysokości 100 zł. Za niezakrywanie nosa i ust w przestrzeni publicznej grozi mandat w wysokości do 500 zł – przypomniała w rozmowie z WP Marta Drzewiecka, rzecznik prasowa Straży Miejskiej w Gdańsku.
W przypadku nieprzyjęcia mandatu, sprawa trafia do sądu. Ale funkcjonariusz może sięgnąć też po inne środki, kierując np. wniosek do sanepidu. Nałożona przez inspektora sanitarnego kara może zaś wynieść od 5 do nawet 30 tys. zł.
Przyjezdni też muszą się mieć na baczności
Ze skutkami łamania przepisów wynikających z treści ustaw czy przyjmowanych przez rząd rozporządzeń liczyć się muszą oczywiście wszyscy, w tym przybywający do Polski turyści zagraniczni. Konsekwencje niestosowania się do tych zapisów mogą być dla gości przyjeżdżających do naszego kraju tak samo surowe jak dla Polaków.
- Postępowanie wobec turystów zagranicznych wygląda tak samo, jak wobec innych osób. Prawo i stosowanie się do jego przepisów obowiązuje wszystkich – wyjaśnia Marta Drzewiecka ze Straży Miejskiej w Gdańsku.
Oczywiście biorąc pod uwagę skalę obostrzeń, które w związku z pandemią wprowadzane są na całym świecie, brak możliwości zjedzenia gofra czy wypicia kawy na ulicy nie będzie raczej dla cudzoziemców zaskoczeniem.