Rowerowy podbój Danii
Po co się tak męczyć? Nie lepiej jechać na tydzień do Paryża? - pytali nas znajomi, ale my na szczęście nie daliśmy się zniechęcić i postawiliśmy na swoim. Po wielu przygotowaniach udało nam się wyruszyć na podbój Danii.
Zaczęliśmy od dwudziestodwu godzinnej jazdy pociągiem, aby dostać się do Tonder – miasta położonego kilka kilometrów od granicy duńsko-niemieckiej. Stamtąd wyruszyliśmy na rowerach wzdłuż zachodniego wybrzeża Półwyspu Jutlandzkiego na jego najdalej na północ wysunięty punkt – Przylądek Grenen, gdzie stykają się ze sobą wody Morza Północnego i Bałtyku. Po drodze odwiedziliśmy najstarsze miasto Skandynawii – Ribe, zachwyciły nas piękne porośnięte trawą wydmy nad Ringkobing Fjord i foki, na które długo polowaliśmy z aparatem w oceanarium w Hirtshals. Na Przylądek dotarliśmy wieczorem dziesiątego dnia wyprawy i mogliśmy zobaczyć tam piękny zachód słońca nad uderzającymi o siebie falami dwóch mórz.
Drugim etapem naszej podróży była droga przez pagórkowate i usiane jeziorami tereny północno-wschodniej Jutlandii. Udało nam się wjechać na rowerach na najwyższy duński szczyt – Himmelbjerget, czyli Niebiańską Górę. Nie było to trudne, ponieważ ma on jedynie 147 m n.p.m. Zmęczeni jazdą po krętych górskich ścieżkach dotarliśmy do Arhus. W tym studenckim mieście spędziliśmy trzy dni i zwiedziliśmy największy duński skansen oraz rezerwat jeleni, a następnie wyruszyliśmy w kierunku Fredericii, gdzie znajduje się most prowadzący na wyspę Fonię. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO Jelling, ale okazało się ono jednym z największych rozczarowań naszej podróży.
Fionia powitała nas deszczem, lecz nie zważając na to dojechaliśmy do Odense – miasta, w którym urodził się Hans Christian Andersen. Dalej nasza trasa wiodła przez modną miejscowość wypoczynkową – Kerteminde, dawną stolicę Danii – Nyborg, Egeskov z pięknym zamkiem na wodzie oraz przez dumnie zwane przez Duńczyków Fiońskimi Alpami pagórki. Kolejne wyspy, które przejechaliśmy – Tasinge, Langeland, Lolland i Falster były dla odmiany całkiem płaskie. Dopiero na wyspie Mon znowu zaczął się bardziej urozmaicony krajobraz, którego zwieńczeniem były przepiękne kredowe klify o wysokości ponad 100 m.
Także od podróży na klify zaczęliśmy zwiedzanie ostatniej duńskiej wyspy – Zelandii. Jednak piękniejszy od tych wapiennych formacji na półwyspie Stevns okazał się pobliski kamieniołom ze zbiornikami z intensywnie błękitną wodą. Przez średniowieczne Koge dojechaliśmy do Roskilde – pierwszej stolicy Danii. Zwiedziliśmy zabytkowe centrum miasta oraz bardzo ciekawe Muzeum Łodzi Wikingów z oryginalnymi eksponatami. Niestety największy zabytek miasta – znajdująca się na liście UNESCO gotycka katedra, była zamknięta. Po 30 dniach nasze rowery zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Co chwilę łapaliśmy gumę i łamały się kolejne szprychy. Mimo problemów szczęśliwie dotarliśmy do Hillerod, w którym znajduje się naszym zdaniem najpiękniejszy w całej Danii zamek Frederiksborg.
Zbudowany na wyspie w stylu holenderskiego renesansu robi ogromne wrażenie, szczególnie gdy patrzy się na niego z zachwycających ogrodów barokowych. Nasza trasa wiodła dalej wzdłuż wybrzeża wyspy do Helsingoru – miasta znanego jako tło akcji „Hamleta” Williama Shakespeare'a. Na miejskim wzgórzu znajduje się trzeci i ostatni z duńskich zabytków wpisanych na listę UNESCO – renesansowy zamek Kronborg. Przez ponad 400 lat forteca budziła lęk w żeglarzach, gdyż wszystkie statki, które przepływały przez cieśninę Sund musiały płacić duńskiemu królowi wysokie opłaty.
Nasza wyprawa rowerowa zakończyła się w aktualnej stolicy – Kopenhadze. A ponieważ bardzo lubimy naturę najmilsze dla nas wspomnienia to drugie śniadanie w Ogrodach Królewskich, grill na Islands Brygge, spacer po ogrodzie botanicznym oraz długi odpoczynek przy jeziorze św. Jorgena. Zachwycił nas też Nyhavn (dosł. Nowy Port, choć aktualnie jest to najstarsza część kopenhaskiego portu, która przetrwała do dziś). Ulice z malowniczymi kolorowymi kamienicami, przecięte kanałem są ulubionym miejsce spotkań zarówno turystów jak i mieszkańców. Sztuką starożytnej Grecji, Rzymu i Egiptu delektowaliśmy się w galerii Ny Carlsberg Glyptotek.
Wstąpiliśmy także do kopenhaskiej katedry ze słynną rzeźbą Chrystusa dłuta Bertela Thorvaldsena. Zabytkowe centrum miasta podziwialiśmy ze szczytu Okrągłej Wieży, z której pięć wieków wcześniej niebo obserwował Tycho Brahe. Odpoczęliśmy w najstarszym na świecie parku rozrywki Tivoli i w pobliskim Muzeum Figur Woskowych. Ostatniego dnia dużo czasu spędziliśmy w Christianii – anarchistycznej dzielnicy Kopenhagi. Zobaczyliśmy także zmianę warty przy królewskim pałacu Amalienborg, zwiedziliśmy Bibliotekę Narodową i po pożegnaniu się z kopenhaską syrenką wsiedliśmy na prom Pomerania do Świnoujścia. Przez chwilę wyglądaliśmy przez burtę. Za nami powoli znikał duński brzeg, a umieszczone na morzu wiatraki przywodziły kolejne wspomnienia z wyprawy.
Wspominaliśmy noce w namiocie, szczególnie tą, po której ślimaki znaleźliśmy w sakwach – zarówno w ubraniach, butach, jak i metalowych kubkach oraz tą, którą spędziliśmy na dziko w lesie. Wracaliśmy pamięcią do ludzi, których spotkaliśmy. Do Benthe i Paula, którzy przyjęli nas jak najlepszych przyjaciół, do Karen, która poczęstowała nas typowo duńskimi kanapkami zwanymi smorrebrod i Antka, polskiego studenta, u którego mogliśmy spać w Odense. Próbowaliśmy także przypomnieć sobie smak duńskich potraw.
Frikadeller, czyli kulki mięsne robi się prawie tak jak nasze mielone. Po wielkiej ulewie, która nas zalała w namiocie, pyszne były ciepłe bułeczki domowej roboty. Najbardziej zatęsknimy jednak chyba za koldskalem, czyli maślanką z cukrem i cytryną, do której wrzuca się ciastka podobne do biszkoptów. Na koniec podliczyliśmy koszty i położyliśmy się spać, by obudzić się już w Polsce. Wiemy jedno – po 40 dniach w Danii mamy na swoim koncie 2200 przejechanych kilometrów, trzynaście odwiedzonych wysp, dziesięć złapanych gum, siedem złamanych szprych, co w sumie daje jedno spełnione marzenie.
_ Tekst: Adam Chwedyk _
Krótko o uczestnikach wyprawy:
Joanna Pasternak - studentka II roku bibliotekoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim;
Adam Chwedyk - student IV roku informatyki na Politechnice Śląskiej.
Wspólnie oddają się pasji dwóch kółek od ponad dwóch lat. Przed tegoroczną wyprawą do Danii podróżowali na rowerach do Czech oraz wzdłuż Dunaju z Wiednia do Budapesztu.
_ Tekst zdobył nagrodę w Wielkim Konkursie Podróżniczym organizowanym przez Serwis Turystyka. _