Szkocja - Edynburg. Miasto na weekend

Położony na wierzchołku wygasłego wulkanu za dnia wypełnia się gwarem turystów kupujących whisky, ręcznie dziergane kilty i wszystko, co kojarzy się im ze Szkocją.

Szkocja - Edynburg. Miasto na weekend
Źródło zdjęć: © air - Fotolia.com

17.09.2013 | aktual.: 27.02.2014 13:16

Gdy w XII wieku ogłoszono go stolicą Szkocji, od razu zaczął mieć kłopoty. Maszerująca w tę i we w tę angielska Armia zawsze znajdowała pretekst, by miasto zdobyć i splądrować. A Mimo to Edynburg przetrwał. I to w jakiej kondycji!

Z wierzchołka wygasłego wulkanu Arthur’s Seat to piękne historyczne miasto wygląda niczym stary znoszony kilt: uporządkowana, kratowa sieć ulic Nowego Miasta, zielone łaty parków i ogrodów oraz obrębiony piaszczystą plażą brzeg zatoki Firth of Forth. Kiedy wspominam jakieś miejsce, w głowie wyświetla mi się zwykle konkretny obraz. Edynburg jawi mi się jako szarozielony pejzaż tonących w deszczu brukowanych uliczek i kamiennych omszałych domów. Autobus wypluł nas ze swoich klimatyzowanych trzewi na dworcu przy St. Andrew Square. Od początku towarzyszył nam deszcz. Po kilku tygodniach w Szkocji, znaliśmy już wszystkie jego odmiany: ciągły, przelotny, ulewny, kapuśniaczek. Żadne wodoodporne membrany i kewlary nie miały z nim szans. Po kilku godzinach nasiąkały rękawy i wilgoć opanowywała coraz większe połacie ubrania. Wędrowaliśmy zakapturzeni ze zwieszonymi głowami, co jakiś czas rozglądając się wokoło.

Kiedy po raz kolejny zobaczyłem Gladstone’s Land, kamienny budynek z 1620 r., jeden z najstarszych w mieście – pojąłem, że skatowani przez pogodę, krążyliśmy bez sensu po Royal Mile – głównej staromiejskiej ulicy. Ponura aura i XVII-wieczny dom Lady Stair’s House przypomniały mi o urodzonym w Edynburgu Robercie Louisie Stevensonie (w kamienicy jest wystawa poświęcona pisarzowi).

Trudno się dziwić, że akcję powieści „Doktor Jekyll i pan Hyde” umieścił właśnie w Edynburgu. Sama Królewska Mila wygląda niczym kanion: jest wąska i otoczona wysokimi na pięć pięter zabytkowymi kamienicami. Doskonałe miejsce na wieczorne wycieczki organizowane przez studentów, w stylu „Duchy i Upiory”, „Duchy i Krew” lub „Mord i Tajemnica”.

Mroczna strona miasta... za dnia wypełnia się gwarem turystów kupujących whisky, ręcznie dziergane kilty i wszystko, co kojarzy się im ze Szkocją. Naszym celem było wejście na zamkowe wzgórze, pozostałość wygasłego wulkanu, i ogarnięcie wzrokiem miasta, Zatoki Firth of Forth i skalistych brzegów Fife. Jednak niskie chmury pokrzyżowały nam plany. Mokrzy i zziębnięci zrezygnowaliśmy z widoków i podziwiania insygniów szkockich władców na rzecz fantastycznych Królewskich Ogrodów Botanicznych (Royal Botanic Gardens) mieszczących się przy Inverleith Row.

Po wysuszeniu się przy użyciu toaletowych suszarek (potrzeba cierpliwości i zachowań a la Jaś Fasola) zanurzyliśmy się w egzotyczny i tropikalny świat rododendronów, orchidei i lilii wodnych. Odurzony ich zapachem, błogosławiłem sir Georga Forresta, który kilka razy wyprawiał się za morza po te bajeczne kwiaty. Dziś jest tu największa na świecie kolekcja roślin z Chin. Więcej jest ich tylko w samych Chinach.

Liczący dziewięć wieków Edynburg czerpie energię z młodości – tysięcy studentów z czterech uniwersytetów i podróżników podążających z plecakami do któregoś z licznych niskobudżetowych hosteli. Muzea, galerie, pomniki versus puby, kluby i imprezy. Wśród tych ostatnich największym rozgłosem cieszy się sierpniowy Edinburgh International Festival – eksplozja muzyki, tańca i sztuki. Chociaż w Edyndburgu byliśmy w maju, w wielu miejscach znajdowały się plakaty „Sztuka bez granic” informujące o tym wydarzeniu . Coś w tym jest, miasto aż pali się do imprezowania. Dawno minęły czasy, gdy nazywano je „Stary Kopciuch”.

Rankiem podążyliśmy śladami epoki Oświecenia. Duch „Wieku Rozumu” przetrwał w Nowym Mieście, oddzielonym od Starego Ogrodami Princes Street. Eleganckie georgiańskie alejki i zielone skwery pamiętają przechadzających się nimi XVII-wiecznych intelektualistów, którym przewodził filozof David Hume. Ten sam, który powiedział: „Wszystko, czym jestem, to rozum i natura”. Gdzieś tu, w perfekcyjnie zaprojektowanej przez Jamesa Craiga dzielnicy, między placami Charlotte i St. Andrew, rodziły się ekonomiczne teorie Adama Smitha i powstawały wiersze sir Waltera Scotta, autora „Rob Roya” i „Ivanhoe”.

Ciekawość zawiodła nas także na ulicę George nr 19, gdzie w 1847 r. urodził się Alexander Graham Bell. W dwadzieścia kilka lat później połączył wynalezione przez siebie mikrofon i głośnik, konstruując telefon. Decyzja była prosta, autobus do Londynu odjeżdża o piątej rano, więc nie warto marnować środków i czasu na hostel. Jakoś powinniśmy przetrwać tę noc w mieście. Wydatnie pomogły nam w tym słynne edynburskie howffs – puby. Znaczną część wieczoru spędziliśmy przy Rose Street w New Town, największym skupisku public bars w całej Wielkiej Brytanii. W swoje podwoje zaprasza tu ponad dwadzieścia pubów z The Rose and Crown oraz The Kenilworth na czele. Pubbing to nie tylko upojna zabawa, ale jak najbardziej, element kultury brytyjskiej. Ludziska schodzą się tu po pracy, żeby łyknąć pintę kaledońskiego McEwana czy Tennenta, tudzież szklaneczkę albo dwie whisky, pogadać, wyluzować się, posłuchać muzyki i pobyć w towarzystwie innych. Ot tak, bez mordobicia i burd, choć te czasami także się zdarzają. Jak wszędzie
na Wyspach, i w Edynburgu pracują Polacy, zatem bez kłopotu można zamówić po polsku, jak również usłyszeć serdeczności pod adresem naszej nacji, zakończone bełkotliwym: Chcesz jointa?

Północ zastała nas na ławeczce pod nobliwym gotykiem katedry High Kirk of St. Giles, głównym kościołem w Szkocji. Czekając świtu, bez pośpiechu rozgrywaliśmy kolejne partie brydża. Przez jakiś czas przyglądał się nam młody człowiek, jak się później okazało irlandzki student z Uniwersytetu Edynburskiego. Zaprosił nas do siebie na herbatę. Świtało już, gdy nasz gospodarz wyłonił się z mikrokuchni i powiedział: – Niestety nie mam herbaty, ale znalazłem odrobinę szkockiej. Znużony intensywnym dniem, zasnąłem na siedząco, zanim dostałem swoją porcję Teachersa.

_ _Tekst: Robert Szewczyk

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)