1374 dni w podróży. "Każdy dzień przynosił coś ekscytującego"
Cztery lata temu - 16 marca 2016 r. - Dominika i Jacek, prowadzący bloga szpilkinamapie.pl, wyruszyli w podróż w nieznane. Nie było ich w kraju przez 1374 dni. W tym czasie odwiedzili 37 państw, przejechali 194 tys. 766 km, zapisali wspomnieniami 4 dzienniki i zrobili 341 915 zdjęć. Co teraz będą robić? - Rozkoszować się ciepłą wodą z kranu - mówią w rozmowie z WP.
16.03.2020 | aktual.: 16.03.2020 13:57
WP: Wróciliście z prawie czteroletniej podróży. Jaki był pierwotny plan, na jak długo mieliście wyjechać?
Dominika i Jacek Krzeszewscy: Plan naszej podróży ewoluował na przestrzeni kilku lat, jeszcze przed wyjazdem. Na początku myśleliśmy o biletach lotniczych dookoła świata (tzw. RTW fare) jednak dość szybko zaniechaliśmy tego pomysłu dochodząc do wniosku, że samolot to najgorszy z możliwych środków transportu do odkrywania świata. Później miały być plecaki, a dopiero w końcowej fazie przygotowań zdecydowaliśmy się na samochód, choć wtedy miał to być jedynie tymczasowy środek transportu na czas podróży przez Afrykę. Kiedy rodzina pytała nas, na ile wyjeżdżamy, mówiliśmy, że na "plus minus" 2 lata - z naciskiem na plus (śmiech). Ostatecznie pomyliliśmy się nieco w naszych szacunkach i podróżowaliśmy prawie 4 lata.
Co teraz będziecie robić?
To jest bardzo dobre pytanie, na które ciągle szukamy odpowiedzi. Plany na najbliższy czas to rozkoszowanie się luksusami osiadłego trybu życia, takimi jak ciepła woda w kranie i możliwość codziennego wykąpania się. Większość ludzi żyjących w Polsce nie docenia takich rzeczy, ponieważ bierze je za pewnik. Tymczasem, dla ludzi w tzw. trzecim świecie są to prawdziwe dobra luksusowe. A ponieważ my podróżowaliśmy głównie po krajach trzeciego świata, dla nas również takimi się stały.
Odwiedziliście aż 37 państw. Pewnie co chwilę ktoś was pytał skąd mieliście pieniądze na taką podróż?
Tak, to pytanie pada prawie zawsze. Najczęściej w tandemie z pytaniem o niebezpieczeństwa. Jak już wspomnieliśmy, taka podróż była naszym marzeniem od ładnych paru lat. Plan powstał i zmieniał się kilkukrotnie. Mieliśmy też sporo czasu, aby zaoszczędzić pieniądze. Nie ma więc jakiejś magicznej formuły finansowania takiego wypadu. Przede wszystkim trzeba być bardzo zdeterminowanym i wierzyć, że zrealizujemy nasze marzenie. Jacek miał z tym spory problem na początku, ponieważ pomysł "podróży dookoła świata" wydawał się mu zbyt abstrakcyjny, odległy i ogólnie - bardzo trudny do zrealizowania.
Wszystko zmieniło się, kiedy odkryliśmy samolotowe bilety "dookoła świata" (kilka-kilkanaście połączeń samolotowych, które można w miarę swobodnie konfigurować). Takie bilety o okresie ważności roku zaczynały się od kilku tysięcy złotych. To był moment przełomowy, bo ta odległa i abstrakcyjna idea "podróży dookoła świata" nabrała jakiegoś fizycznego wymiaru - została skwantyfikowana i nie były to miliony. Później oczywiście nasza wizja podróży się zmieniła i z biletów nie skorzystaliśmy, ale uwierzyliśmy, że taka podróż jest możliwa. A kiedy się uwierzy, kolejny krok, czyli oszczędzanie na realizację celu, staje się naturalny. Wtedy pozostaje uzbroić się w cierpliwość, bardzo dużo pracować, wieść skromne życie, planować i marzyć o dniu, w którym nasz plan zostanie wprawiony w ruch.
Podczas podroży trafiliście do miejsca, do którego byście już nigdy nie wrócili?
Jak się dobrze poszuka, to nawet w najmniej interesującym miejscu lub państwie można znaleźć coś ciekawego. A czym dłużej się szuka, tym większe skarby się odkrywa. Nie ma więc państwa do którego nie chcielibyśmy wrócić. Do każdego moglibyśmy przybyć ponownie ponieważ zdajemy sobie sprawę z tego, że ciągle zostało sporo rzeczy do odkrycia. A właśnie te nieoczywiste miejsca, spoza okładek przewodników turystycznych często okazują się małymi skarbami, których odkrycie definiuje cały kilkutygodniowy pobyt w kraju. Oczywiście nie jest tak, że wszystkie miejsca podobały nam się w równym stopniu.
Byliśmy nieco zniesmaczeni tym, co zastaliśmy w Peru. Gigantyczna komercjalizacja i rynek nastawiony na obsługę "gringos", czego kulminacją jest słynne Machu Picchu. Rozumiemy, że ludzie chcą zarabiać na turystyce, ale można to robić na różne sposoby. Organizacja turystyki w Peru pozostawiała niestety wiele do życzenia. Co nie zmienia faktu, że chcielibyśmy tam pewnego dnia powrócić. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie byliśmy tam w optymalnym pogodowo terminie, więc do Peru, na andyjskie trekkingi na pewno jeszcze kiedyś się skusimy.
W takim razie zdradzicie, które miejsca skradły wasze serca?
Tutaj prym wiedzie Afryka - Malawi, Botswana, Namibia. Są to destynacje, które gorąco polecamy wszystkim, którzy kochają naturę i chcieliby się poruszać po nieco mniej utartym turystycznym szlaku. Niestety, wiele osób ciągle z różnych powodów boi się jechać do Afryki. Powodem tych obaw jest najczęściej niewiedza i uogólnione wyobrażenie na temat Afryki. A ten kontynent to aż 54 różne kraje. Mamy wrażenie, że na hasło "Afryka" u większości Europejczyków przed oczami stają takie hasła, jak: bieda, głód, choroby i niebezpieczeństwo. Co oczywiście, w przypadku części krajów jest uzasadnione, ale w większości jest to bardzo mylne i krzywdzące wyobrażenie.
Zamiast biedy, głodu, chorób i niebezpieczeństw jest za to masa wspomnień?
Zdecydowanie tak. Przez prawie 4 lata, każdy dzień przynosił coś nowego i ekscytującego.
A najciekawsze, co wam się przytrafiło, to?
Ciężko byłoby wybrać jedną przygodę spośród 1374 dni, kiedy byliśmy w drodze. Z pewnością przygodą dużego kalibru była sytuacja, kiedy po raz pierwszy odpadło nam koło w samochodzie. Miało to miejsce po środku bardzo dużego rezerwatu w Botswanie, słynącego z dużych populacji drapieżnych kotów. Niestety nie było innego wyjścia, jak dokonanie naprawy w terenie. Przynajmniej była motywacja, aby naprawy tej dokonać jak najszybciej zanim zapadnie zmrok, a koty staną się aktywne. Nieprzyjemnych incydentów było naprawdę niewiele na przestrzeni tych 4 lat. Nieporównywalnie mniej niż pięknych historii, w których obcy ludzie gdzieś na "końcu świata" okazywali nam zupełnie bezinteresowną pomoc. Tym niemniej, jednym z takich nieprzyjemnych incydentów może być noc, kiedy ktoś próbował ukraść rzeczy z naszego samochodu. Nie była to zbyt wyrafinowana próba włamania. Złodziejaszek chwycił za leżącą nieopodal drewnianą kłodę i cisnął nią w okno naszego samochodu. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że tej nocy spaliśmy w środku naszego samochodu. Złodziej musiał być równie zaskoczony naszą obecnością, co my atakiem na naszą suwerenność. Czmychnął kiedy tylko zaczęliśmy krzyczeć. Skończyło się na potłuczonej szybie, utracie starych szortów, ładowarki do komputera i ukulele.
Faktycznie, mogło być gorzej.
Dokładnie. A jak się szybko okazało, każda zła historia może być początkiem nowej, wspaniałej przygody. Dzięki temu, że odwiedził nas nocny rabuś poznaliśmy Antonia, który pomógł nam załatwić szybę do samochodu, a później pokazał nam swoje ulubione miejsca w okolicy i ugościł jak rodzinę. Do dziś jesteśmy w kontakcie. Czy poznalibyśmy Antonia, gdyby nie nocna wizyta rabusia? Wiele razy przekonywaliśmy się o tym, że pozornie nieprzyjemne zrządzenia losu przeradzały się w coś naprawdę wyjątkowego. Trzeba tylko zaufać opatrzności.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl