Beata Pawlikowska dla WP: Blondynka w Liverpoolu
Widać ich już z daleka. Czterech chłopaków ubranych w płaszcze i kurtki, z wesołymi minami i rozwianymi włosami idą po przystani Pier Head nad rzeką Mersey w Liverpoolu. To pomnik Beatlesów zatrzymujący ich na wieczność w momencie tuż przed wybuchem Beatlemanii i wielkiej światowej kariery.
Prosta historia. Czterech zwykłych chłopaków z niebogatych rodzin. W domu Paula McCartneya na trzech ścianach salonu wisiały trzy różne wzory tapet, bo rodziców było stać tylko na to, żeby kupić końcówki rolek. Dywan na podłodze został zszyty z kilku wąskich chodników. Ale wystarczyło na trąbkę, którą Paul dostał na dziesiąte urodziny i nauczył się na niej grać.
Mama Johna Lennona została porzucona przez wiecznie nieobecnego męża – marynarza, a kiedy założyła nową rodzinę, oddała Johna na wychowanie swojej starszej siostrze. Ciotka Mimi nigdy nie pozwalała kolegom Johna i innym "zwykłym osobom" wejść do domu przez główne drzwi. W salonie była przecież delikatna drewniana podłoga, po której stąpać mógł jedynie ksiądz albo inna ważna osobistość. Wszyscy pozostali wchodzili tylnym wejściem przez kuchnię, gdzie można było butami deptać podłogę zrobioną z kafelków.
W 1956 roku w Stanach Zjednoczonych ukazała się płyta z piosenką "Heartbreak Hotel" Elvisa Presleya. Każdy chłopak chciał być taki jak on. Mieć gitarę, śpiewać i grać. W tym samym roku w Anglii na szczycie listy przebojów znalazł się Lonnie Donegan ze swoim zespołem wykonującym muzykę zwaną skiffle, do której wystarczyło mieć tanie, własnoręcznie zrobione w domu instrumenty, takie jak choćby kontrabas ze skrzynki po herbacie, kija od szczotki do zamiatania i kawałka sznurka. Można było grać na garnkach, grzebieniu i tarce do prania. Wszyscy więc z entuzjazmem grali nową muzykę.
src="https://d.wpimg.pl/232028612-1314456421/beata-pawlikowska-open-fm.png"/>
John Lennon kupił pierwszą tanią gitarę i założył własny zespół. Pewnego dnia znajomy przedstawił mu chłopaka z pobliskiej szkoły, Paula McCartneya. Był dwa lata młodszy, dobrze grał na pianinie i gitarze, którą w dodatku potrafił nastroić. I bardzo podobał się dziewczynom.
Przez chwilę John wahał się czy jest gotowy przyjąć do grupy kogoś, kto ma tyle umiejętności, że może zagrozić jego pozycji jako lidera, ale w końcu po dwóch tygodniach Paul dołączył do zespołu. Później okazało się, że ta milcząca rywalizacja jest ich największą siłą, bo wzajemnie mobilizowali się i prześcigali w pomysłach.
Niedługo później Paul przyprowadził o trzy lata młodszego George’a Harrisona. John miał wtedy siedemnaście lat, George czternaście, więc spojrzał na niego z góry jak na niedoświadczonego małolata, ale George wziął gitarę i zagrał na niej tak szybkie kawałki i z tak doskonałą wprawą, że wszystkim opadły szczęki. Natychmiast został przyjęty do zespołu. Ringo dołączył kilka lat później, kiedy producent Beatlesów George Martin poprosił ich o zmianę perkusisty.
W 1962 roku wydali pierwszego singla z piosenką "Love Me Do", rok później wybuchła Beatlemania.
The Beatles to czterech chłopaków, którzy po prostu byli sobą. Pisali własne piosenki, fascynowało ich szukanie nowych brzmień i rozwiązań. Inspiracje czerpali z codziennego życia – z notatki w gazecie, plakatu, rozmowy z kierowcą, przypadkowego spotkania. Pasjonowali się tworzeniem czegoś nowego, uczyli się grać na nowych instrumentach, eksperymentowali z urządzeniami w studiu nagraniowym. Mieli w sobie radość z życia i z tego co robią.
Zapraszam dzisiaj na dwie godziny z piosenkami Beatlesów. Nie tylko dlatego, że to jest najsłynniejszy zespół świata, ale także, dlatego, że właśnie wróciłam z Liverpoolu, gdzie wędrowałam ich śladami.