Beata Pawlikowska w Kapadocji: odkryłam ją przez przypadek
Zazwyczaj szukam miejsc bardzo dalekich i egzotycznych. Najchętniej takich, gdzie nie spotkam żadnego turysty ani podróżnika. Nie potrzebuję atrakcji turystycznych, nie lubię pomników i zabytków. Kiedy wyruszam na samotną wyprawę, szukam prawdziwego życia. Lubię zatrzymać się w wiosce na końcu świata i uczyć się nowego sposobu patrzenia na rzeczywistość. Tym razem jednak było inaczej.
Tylko dwie i pół godziny lotu do Stambułu, potem autobusem dalej na wschód, żeby niespodziewanie znaleźć się na Księżycu. To znaczy na Ziemi, ale w księżycowym krajobrazie.
Wyobraź sobie suchy step spalony słońcem. Gdzieniegdzie rośnie mały krzak albo kępa karłowatej trawy. I gigantyczne skały w kształcie kosmicznych podgrzybków. Każda skała ma okrągły pień i kapelusz na szczycie. Stoją w grupach albo pojedynczo, niektóre wysokie na czterdzieści metrów. Miejscowa legenda mówi, że to są kominy, przez które wróżki wychodzą z podziemi na zewnątrz. Tak wygląda Kapadocja.
Kiedyś stały tu trzy wielkie wulkany. Wyrzucały z siebie popiół, który pomieszał się z piaskiem i stworzył miękką skałę zwaną tufem. Właśnie z tego tufu natura uformowała gigantyczne skalne formacje, które w wersji dla niepełnoletnich nazwijmy grzybami lub kominami wróżek, a w wersji dla dorosłych… – zresztą zobaczcie sami na zdjęciu poniżej.
Ale to jeszcze nic. Okolica była piękna i strategicznie położona na szlakach handlowych. Ciągle przybywali obcy wymachując szablami. Trzeba było znaleźć sposób, żeby zorganizować sobie spokojne życie. Nękani najeźdźcami mieszkańcy Kapadocji postanowili przenieść się pod ziemię. W miękkich skałach można było wydrążyć jaskinie, korytarze i pomieszczenia, zbudowano więc podziemne miasta! Niektóre tak wielkie, że mieściły dwadzieścia tysięcy ludzi. Mieli wszystko, co było potrzebne na co dzień – magazyny z żywnością, zbiorniki wody, kuchnię, sypialnie, pokoje dla gości, nawet specjalne pomieszczenia dla zwierząt.
src="https://d.wpimg.pl/232028612-1314456421/beata-pawlikowska-open-fm.png"/>
Kapadocja leży w Anatolii, w samym sercu Turcji. Warto zerwać się przed czwartą rano, wsiąść w ciemności do samochodu i pojechać na lądowisko urządzone w dolinie. Tam, co rano czekają dziesiątki ogromnych balonów. Jeżeli pogoda jest dobra i wiatr niezbyt mocny, wzbijamy się w powietrze. To niesamowite!
Sto balonów swobodnie dryfujących wysoko nad stepem, a w dole – pustynia, wzgórza i skały malowane na złoto pierwszymi promieniami wschodzącego słońca. Niezapomniany widok.